Chociaż śledztwo antymonopolowe trwa a zarzuty Komisji Europejskiej wobec Gazpromu zostały przedstawione dopiero w kwietniu tego roku, Gazprom traci pozycję na europejskim rynku od dłuższego czasu. Jednym z narzędzi spowalniania tego procesu są kontrowersyjne klauzule w umowach gazowych, jak zakaz reeksportu.
– Rewolucja łupkowa w Stanach Zjednoczonych, olbrzymi potencjał wzrostu eksportu LNG do Europy zdaje się otwierać oczy Urzędowi Antymonopolowemu UE. Po latach śledztwa okazuje się, że można „równiej” ( a może normalniej) traktować kraje Wspólnoty, bo przecież już w 2003 roku Unijny Regulator zmusił Gazprom do odejścia od stosowania klauzuli rynku (destination clauses) w kontraktach z ENI (2003), OMV i EON Ruhrgas (2005) – wylicza dr Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych. Wspomniana klauzula zakazuje reeksportu surowca z kraju, który otrzymał dostawę od Gazpromu. Jest to narzędzie ochrony interesów Gazpromu, które uderza w unijną wartość wolnego przepływu dóbr, w tym przypadku gazu ziemnego.
Sikora chwali działanie KE, choć uważa je za spóźnione. – Tylko dlaczego tak późno? Dlaczego musieliśmy czekać na wojnę na Ukrainie, na słabość Gazpromu… Ano jednak polityka wielkich… Czy jest miejsce dla takich jak Polska, Litwa? – zastanawia się rozmówca BiznesAlert.pl.
Czy jednak zniesienie takiej klauzuli oznacza jednocześnie, że Gazprom będzie mógł zmienić punkty odbioru rosyjskiego gazu z punktów na terytorium Ukrainy np. na Turcję? – Ależ tak. Zresztą Rosjanie oficjalnie zapowiedzieli koniec tranzytu przez Ukrainę w 2019 roku z końcem obowiązywania obecnego kontraktu – wskazuje ekspert.
Gazprom zapowiedział, że samodzielnie zbuduje gazociąg Turkish Stream o szacowanej wartości około 55 mld dolarów. Turcy z BOTAS-u nie podpisali dotąd wiążących dokumentów w sprawie współpracy w tym zakresie. Z tego powodu powodzenie projektu jest podawane w wątpliwość przez część ekspertów.