icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Ślifierz: Czy amerykański gaz uratuje Europę?

KOMENTARZ

Jan Ślifierz

MS Consulting

Wydarzenia ostatnich dni pokazały jak mocno gospodarki niektórych państw naszego kontynentu zależą od rosyjskiego gazu ziemnego. To główna przyczyna dla której europejskie sankcje nałożone na Rosję okazały się mało dotkliwe dla tego gazowego mocarstwa i sprowadziły się do objęcia zakazem wjazdu dla kilkunastu osób. W mediach pojawiły się głosy, że w tej sytuacji ratunkiem mógłby okazać się tani gaz ziemny wydobywany w USA. Niestety jest wiele argumentów przemawiających za tym, że w najbliższej przyszłości strumień amerykańskiego surowca płynącego do Europy nie będzie zbyt szeroki.

Od roku 2005 w USA obserwujemy stały wzrost wydobycia gazu ziemnego ze źródeł określanych jako niekonwencjonalne – głównie chodzi tu o gaz zamknięty w łupkach, a wydobywany za pomocą technik znanych pod wspólną nazwą szczelinowania. Przemysł łupkowy nie dość, że wykreował kilkaset tysięcy miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych, to jeszcze zapewnił wychodzącej z kryzysu amerykańskiej gospodarce stosunkowo tanie i dosyć czyste źródło energii. Przepisy obowiązujące w USA stanowią, że gaz ziemny może być eksportowany jedynie do państw, które mają zawartą ze Stanami Zjednoczonymi umowę o wolnym handlu (kraje UE nie należą do tej grupy), w innym przypadku potrzebne są specjalne pozwolenia wydawane przez administrację centralną. Procedura ta jest dosyć długa, a o wzmiankowane pozwolenie wystąpiło jedynie kilka firm. Póki co amerykańska administracja nie wydaje ich chętnie, chociaż należy przyznać, że ostatnio tempo ich przyznawania nieco się zwiększyło.

Warto zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Otóż, jak już wspomniałem powyżej amerykańska gospodarka bardzo zyskuje na tanim gazie. Dotyczy to szczególnie wielkiego przemysłu czy energetyki. Produkty wykonane przy pomocy taniej energii mogą być bardziej konkurencyjne na światowych rynkach, co w konsekwencji pomaga amerykańskiej gospodarce bardziej niż pomagał by jej eksport nieprzetworzonego surowca, za jaki należy uznać gaz ziemny. Takie argumenty są wysuwane przez potężne grupy lobbystów, a należy pamiętać jak istotny w amerykańskim systemie politycznym jest lobbing.

Mimo, że niektórzy parlamentarzyści występują z inicjatywami mającymi zmienić ten stan rzeczy lub chociaż przyspieszyć wydawanie pozwoleń na eksport gazu ziemnego, to są często blokowani przez swoich kolegów wspieranych przez potężne grupy lobbingowe. Bodaj największa z nich to koalicja firm przemysłowych pod egidą Dow Chemical Company – ogromną korporacją chemiczną, drugą na świecie firmą tego typu, ze sprzedażą, która w roku 2012 osiągnęła poziom 57 miliardów dolarów. Łatwo sobie wyobrazić, jak wielkie środki może wydać taka firma, by zapewnić sobie niskie ceny podstawowego dla niej surowca. Zresztą argumenty, które wysuwają wydają się mieć sens. Oprócz tych oczywistych mówiących o miejscach pracy dla Amerykanów i korzyściach dla rodzimej gospodarki, lobbyści wskazują, że w przypadku uwolnienia możliwości eksportu gazu ziemnego z USA, większość ze sprzedawanego surowca popłynie do Azji – bo tam ceny są po prostu wyższe. A to nie dość, że nie pomoże uzależnionej od rosyjskiego gazu Europie, to jeszcze wesprze ich azjatyckich konkurentów.

Inne grupy lobbystów, związane z kolei z ruchami czy stowarzyszeniami o charakterze ekologicznym również niechętnie patrzą na eksport amerykańskiego gazu ziemnego. Grupy te są znane ze swojego negatywnego stosunku do wydobycia gazu z łupków, więc argumentują że ułatwienia w eksporcie gazu ziemnego spowodują zwiększenie skali jego wydobycia, co według nich ma mieć negatywny wpływ na środowisko. Chociaż pogląd, iż szczelinowanie niszczy środowisko jest dyskusyjny, to nie sposób nie przyznać im pewnych racji w innym aspekcie. Otóż, na dzień dzisiejszy wiodącym amerykańskim surowcem używanym przy generowaniu energii elektrycznej jest wciąż węgiel, jednakowoż jego udział spada (przez ostatnie 10 lat z 51% do 40%), co spowodowało z kolei znaczący spadek emisji gazów cieplarnianych. Cena energii pozyskanej z węgla jest w USA porównywalna do ceny energii pozyskanej z gazu ziemnego. Jednak, gdyby zezwolić na eksport gazu z łupków bez ograniczeń te proporcje mogły by znacząco się zmienić, i moglibyśmy zaobserwować zjawisko renesansu węgla w energetyce, tak jak to ma ostatnio miejsce chociażby w Niemczech. Zamiast tego proponują wsparcie dla użycia gazu ziemnego jako paliwa dla samochodów, co miało by ograniczyć import ropy naftowej.

Nie można się zatem dziwić, że administracja Prezydenta Obamy zachowuje na razie dosyć neutralne stanowisko. Pozwolenia na eksport gazu ziemnego są wydawane w tym samym tempie co przez ostatni rok, a dyskusja nad zmianą tego stanu rzeczy toczy się głównie w obu izbach amerykańskiego parlamentu. Niewiele zapowiada znaczący przełom w tej sprawie – trudno się temu dziwić, w sytuacji gdy na jednej szali jest amerykańska gospodarka, a na drugiej sprawy dalekich krajów europejskich.

Takim znaczącym przełomem, i to nie wymagającym nowych ustaw, mogło by być podpisanie umowy o wolnych handlu pomiędzy Unią Europejską, a Stanami Zjednoczonymi. Pracę nad takim rozwiązaniem (tzw. Transatlantyckim Partnerstwem w zakresie Handlu i Inwestycji) toczą się od lipca 2013 roku. Negocjatorzy napotykają jednak pewne problemy i nie jest to wbrew pozorom kwestia ceł, które w obrocie transatlantyckim są dosyć niskie. Adam Sofuł (miesięcznik „Nowy Przemysł” 10/2013 – „Unia na skalę globalną”) nie bez racji pisze o swego rodzaju „przywiązaniu do protekcjonizmu” – na przykład Stany Zjednoczone starają się chronić własne linie lotnicze i zabraniają europejskim przewoźnikom wykonywania połączeń wewnątrz USA, amerykańskie przepisy zabraniają importu niektórych europejskich serów, a z kolei w Europie nie można używać amerykańskich samochodów z powodu… innego koloru migaczy. Są też wątpliwości dotyczące GMO (Amerykanie przodują w tej dziedzinie, a Europejczycy są wobec GMO dosyć nieufni) czy kwestii ochrony praw autorskich (USA to zdecydowanie najważniejszy eksporter praw autorskich na świecie). Wydaje się zatem, że porozumienie w kwestii tego układu jest jak najbardziej możliwe, natomiast dojście do niego będzie wymagało zmiany wielu przepisów tak w UE, jak i w USA i potrwa jeszcze co najmniej kilka lat.

Reasumując należy stwierdzić, że amerykański gaz łupkowy w najbliższym okresie raczej nie będzie płynął do Europy zbyt szerokim strumieniem. Jest ku temu wiele przyczyn zarówno ekonomicznych jak i mentalnych. Trudno sobie bowiem wyobrazić by amerykański rząd działał wyraźnie przeciwko interesom wielkich krajowych potentatów gospodarczych. Możliwe jest raczej stopniowe zwiększanie amerykańskiego eksportu, ale nie w wolumenie, który „ratował” by Europę przed koniecznością zakupu gazu w Rosji.

Źródło: CIRE.PL

KOMENTARZ

Jan Ślifierz

MS Consulting

Wydarzenia ostatnich dni pokazały jak mocno gospodarki niektórych państw naszego kontynentu zależą od rosyjskiego gazu ziemnego. To główna przyczyna dla której europejskie sankcje nałożone na Rosję okazały się mało dotkliwe dla tego gazowego mocarstwa i sprowadziły się do objęcia zakazem wjazdu dla kilkunastu osób. W mediach pojawiły się głosy, że w tej sytuacji ratunkiem mógłby okazać się tani gaz ziemny wydobywany w USA. Niestety jest wiele argumentów przemawiających za tym, że w najbliższej przyszłości strumień amerykańskiego surowca płynącego do Europy nie będzie zbyt szeroki.

Od roku 2005 w USA obserwujemy stały wzrost wydobycia gazu ziemnego ze źródeł określanych jako niekonwencjonalne – głównie chodzi tu o gaz zamknięty w łupkach, a wydobywany za pomocą technik znanych pod wspólną nazwą szczelinowania. Przemysł łupkowy nie dość, że wykreował kilkaset tysięcy miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych, to jeszcze zapewnił wychodzącej z kryzysu amerykańskiej gospodarce stosunkowo tanie i dosyć czyste źródło energii. Przepisy obowiązujące w USA stanowią, że gaz ziemny może być eksportowany jedynie do państw, które mają zawartą ze Stanami Zjednoczonymi umowę o wolnym handlu (kraje UE nie należą do tej grupy), w innym przypadku potrzebne są specjalne pozwolenia wydawane przez administrację centralną. Procedura ta jest dosyć długa, a o wzmiankowane pozwolenie wystąpiło jedynie kilka firm. Póki co amerykańska administracja nie wydaje ich chętnie, chociaż należy przyznać, że ostatnio tempo ich przyznawania nieco się zwiększyło.

Warto zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Otóż, jak już wspomniałem powyżej amerykańska gospodarka bardzo zyskuje na tanim gazie. Dotyczy to szczególnie wielkiego przemysłu czy energetyki. Produkty wykonane przy pomocy taniej energii mogą być bardziej konkurencyjne na światowych rynkach, co w konsekwencji pomaga amerykańskiej gospodarce bardziej niż pomagał by jej eksport nieprzetworzonego surowca, za jaki należy uznać gaz ziemny. Takie argumenty są wysuwane przez potężne grupy lobbystów, a należy pamiętać jak istotny w amerykańskim systemie politycznym jest lobbing.

Mimo, że niektórzy parlamentarzyści występują z inicjatywami mającymi zmienić ten stan rzeczy lub chociaż przyspieszyć wydawanie pozwoleń na eksport gazu ziemnego, to są często blokowani przez swoich kolegów wspieranych przez potężne grupy lobbingowe. Bodaj największa z nich to koalicja firm przemysłowych pod egidą Dow Chemical Company – ogromną korporacją chemiczną, drugą na świecie firmą tego typu, ze sprzedażą, która w roku 2012 osiągnęła poziom 57 miliardów dolarów. Łatwo sobie wyobrazić, jak wielkie środki może wydać taka firma, by zapewnić sobie niskie ceny podstawowego dla niej surowca. Zresztą argumenty, które wysuwają wydają się mieć sens. Oprócz tych oczywistych mówiących o miejscach pracy dla Amerykanów i korzyściach dla rodzimej gospodarki, lobbyści wskazują, że w przypadku uwolnienia możliwości eksportu gazu ziemnego z USA, większość ze sprzedawanego surowca popłynie do Azji – bo tam ceny są po prostu wyższe. A to nie dość, że nie pomoże uzależnionej od rosyjskiego gazu Europie, to jeszcze wesprze ich azjatyckich konkurentów.

Inne grupy lobbystów, związane z kolei z ruchami czy stowarzyszeniami o charakterze ekologicznym również niechętnie patrzą na eksport amerykańskiego gazu ziemnego. Grupy te są znane ze swojego negatywnego stosunku do wydobycia gazu z łupków, więc argumentują że ułatwienia w eksporcie gazu ziemnego spowodują zwiększenie skali jego wydobycia, co według nich ma mieć negatywny wpływ na środowisko. Chociaż pogląd, iż szczelinowanie niszczy środowisko jest dyskusyjny, to nie sposób nie przyznać im pewnych racji w innym aspekcie. Otóż, na dzień dzisiejszy wiodącym amerykańskim surowcem używanym przy generowaniu energii elektrycznej jest wciąż węgiel, jednakowoż jego udział spada (przez ostatnie 10 lat z 51% do 40%), co spowodowało z kolei znaczący spadek emisji gazów cieplarnianych. Cena energii pozyskanej z węgla jest w USA porównywalna do ceny energii pozyskanej z gazu ziemnego. Jednak, gdyby zezwolić na eksport gazu z łupków bez ograniczeń te proporcje mogły by znacząco się zmienić, i moglibyśmy zaobserwować zjawisko renesansu węgla w energetyce, tak jak to ma ostatnio miejsce chociażby w Niemczech. Zamiast tego proponują wsparcie dla użycia gazu ziemnego jako paliwa dla samochodów, co miało by ograniczyć import ropy naftowej.

Nie można się zatem dziwić, że administracja Prezydenta Obamy zachowuje na razie dosyć neutralne stanowisko. Pozwolenia na eksport gazu ziemnego są wydawane w tym samym tempie co przez ostatni rok, a dyskusja nad zmianą tego stanu rzeczy toczy się głównie w obu izbach amerykańskiego parlamentu. Niewiele zapowiada znaczący przełom w tej sprawie – trudno się temu dziwić, w sytuacji gdy na jednej szali jest amerykańska gospodarka, a na drugiej sprawy dalekich krajów europejskich.

Takim znaczącym przełomem, i to nie wymagającym nowych ustaw, mogło by być podpisanie umowy o wolnych handlu pomiędzy Unią Europejską, a Stanami Zjednoczonymi. Pracę nad takim rozwiązaniem (tzw. Transatlantyckim Partnerstwem w zakresie Handlu i Inwestycji) toczą się od lipca 2013 roku. Negocjatorzy napotykają jednak pewne problemy i nie jest to wbrew pozorom kwestia ceł, które w obrocie transatlantyckim są dosyć niskie. Adam Sofuł (miesięcznik „Nowy Przemysł” 10/2013 – „Unia na skalę globalną”) nie bez racji pisze o swego rodzaju „przywiązaniu do protekcjonizmu” – na przykład Stany Zjednoczone starają się chronić własne linie lotnicze i zabraniają europejskim przewoźnikom wykonywania połączeń wewnątrz USA, amerykańskie przepisy zabraniają importu niektórych europejskich serów, a z kolei w Europie nie można używać amerykańskich samochodów z powodu… innego koloru migaczy. Są też wątpliwości dotyczące GMO (Amerykanie przodują w tej dziedzinie, a Europejczycy są wobec GMO dosyć nieufni) czy kwestii ochrony praw autorskich (USA to zdecydowanie najważniejszy eksporter praw autorskich na świecie). Wydaje się zatem, że porozumienie w kwestii tego układu jest jak najbardziej możliwe, natomiast dojście do niego będzie wymagało zmiany wielu przepisów tak w UE, jak i w USA i potrwa jeszcze co najmniej kilka lat.

Reasumując należy stwierdzić, że amerykański gaz łupkowy w najbliższym okresie raczej nie będzie płynął do Europy zbyt szerokim strumieniem. Jest ku temu wiele przyczyn zarówno ekonomicznych jak i mentalnych. Trudno sobie bowiem wyobrazić by amerykański rząd działał wyraźnie przeciwko interesom wielkich krajowych potentatów gospodarczych. Możliwe jest raczej stopniowe zwiększanie amerykańskiego eksportu, ale nie w wolumenie, który „ratował” by Europę przed koniecznością zakupu gazu w Rosji.

Źródło: CIRE.PL

Najnowsze artykuły