Smog rośnie wraz z liczbą samochodów w Polsce. Remedium to elektromobilność

13 lutego 2017, 11:30 Alert

Pod względem liczby aut osobowych na 1000 mieszkańców Polska prześcignęła już zdecydowanie nie tylko swoich południowych sąsiadów, ale iwiększość krajów zachodnioeuropejskich. M.in.Wielką Brytanię, Francję, Szwecję, Holandię, Danię i Irlandię. Niestety, gwałtowny wzrost liczby aut w naszym kraju to jedna z głównych przyczyn nękającego ostatnio wiele polskich miast smogu

W ostatnim 15-leciu liczba aut w Polsce podwoiła się, a od 1991 r. potroiła się. W 2000 r. na każde 1000 mieszkańców przypadało u nas 258 samochodów osobowych (dane GUS), w Niemczech, Austrii i Włoszech – ponad 500, a we Francji – 463. Już w 2014 r. Polska niemal dogoniła pod tym względem Niemcy i Austrię, a co więcej – wyprzedziła Francję oraz większość krajów zachodnioeuropejskich:

Liczba aut osobowych na 1000 mieszkańców (dane za 2014 r.,):
Liczba aut w Polsce nadal szybko rośnie. Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego w zeszłym roku import używanych aut do Polski był o 7,6 proc. większy niż w 2015 r. (sięgnął niemal miliona pojazdów), a sprzedaż nowych samochodów osobowych wzrosła o 17 proc.
Szkopuł w tym, że wciąż kupujemy przede wszystkim auta stare. Wśród używanych aut importowanych do Polski ponad połowę stanowią pojazdy ponad 10-letnie. Efekt jest taki, że wg Eurostatu Polska – obok Litwy – ma wśród państw unijnych największy udział samochodów mających więcej niż 10 lat w ogólnej liczbie aut.Sięga on u nas aż 75 proc. (w 2012 r. wynosił jedynie 55 proc.). Problem polega na tym, że stare samochody emitują dużo więcej zanieczyszczeń powietrza niż nowe. Prof. Wojciech Suchorzewski z Politechniki Warszawskiej, uznany ekspert w dziedzinie inżynierii ruchu drogowego, w zeszłorocznym, dedykowanym Polsce raporcie ONZ Global Compact pt. „Zrównoważone miasta. Życie w zdrowej atmosferze”, stwierdził, że jedną z głównych przyczyn dużego zanieczyszczenia powietrza w polskich miastach jest „wzrost motoryzacji i udziału transportu drogowego w transporcie osób i ładunków, a emisję zanieczyszczeń znacząco zwiększa wiek i stan techniczny pojazdów”.

Według Głównej Inspekcji Ochrony Środowiska największym problemem w Polsce, jeśli chodzi o zanieczyszczenie powietrza, są przekroczenia dopuszczalnych norm w przypadku tzw. pyłu zawieszonego (PM 2,5 i PM10) oraz zawartego w nim rakotwórczego benzo(a)pirenu. Jest to jednocześnie główna przyczyna występującego w polskich miastach smogu. Tymczasem jednym z trzech największych źródeł emisji pyłu zawieszonego w Polsce jest właśnie transport samochodowy.

Wpływ aut na stan powietrza jest szczególnie odczuwalny w dużych miastach. Wedle wspomnianego już wyżej raportu ONZ Global Compact udział transportu drogowego w zanieczyszczaniu powietrza sięga w centrach dużych polskich miast 60 proc., a w samej Warszawie jest jeszcze większy, dochodząc do 63 proc. Wszystko wskazuje też na to, że ten udział będzie rósł, biorąc pod uwagę m.in. wciąż szybki wzrost liczby aut
w Polsce.

Jakie jest na to remedium?  Szukając go, trzeba wziąć pod uwagę m.in. interesy ekonomiczne naszego kraju i kolejne sygnały ze strony Komisji Europejskiej, że część państw członkowskich nie walczy z oszustwami producentów aut z silnikiem spalinowym, polegających na ukrywaniu ich rzeczywistej (wyższej niż podawana) emisji spalin. Uwzględniając to, najlepszym rozwiązaniem wydaje się szybkie upowszechnienie w Polsce aut i autobusów elektrycznych, które w ogóle nie emitują spalin. Służyć ma temu rządowy Plan Rozwoju Elektromobilności, w który wpisują się
projekty w tej dziedzinie wielu firm, w tym największych firm elektroenergetycznych w naszym kraju: PGE, ENERGA, ENEA, TAURON i Innogy Polska.  Cztery pierwsze założyły w zeszłym roku spółkę ElectroMobility Poland, która zajmie się rozwojem rozwiązań technologicznych w zakresie elektromobilności. Innogy wybudowało pierwsze w Polsce stacje ładowania autelektrycznych. Grupa ENERGA uruchomiła sieć takich stacji w Trójmieście, poprzez należącą do niej spółkę Enspirion, która prowadzi badawczy projekt eMobility i jest pierwszą polską firmą, badającą
kompleksowo preferencje polskich użytkowników aut elektrycznych.

Z kolei Grupa PGE już w tym roku ma zbudować swą pierwszą pilotażową sieć stacji ładowania aut elektrycznych w Łodzi. W ramach programu E-Mobility PGE zamierza też opracować system zachęt dla posiadaczy samochodów elektrycznych, m.in. preferencyjne stawki dla klientów korzystających z publicznych ładowarek aut elektrycznych oraz dla klientów flotowych. PGE zamierza również rozszerzyć tę ofertę o usługi dodatkowe przygotowane wespół z producentami aut elektrycznych oraz z firmami leasingowymi.

Jedną z głównych przeszkód w upowszechnieniu aut i autobusów elektrycznych w Polsce jest cena ich zakupu, wciąż wyższa niż w przypadku tradycyjnych samochodów. Jednak po pierwsze niwelują tę różnicę dużo niższe koszty eksploatacji w porównaniu do samochodów z silnikiem spalinowym (koszt „paliwa” na dystansie 100 km to w ich przypadku około 10 zł, do tego dochodzą niższe koszty serwisowania – auta elektryczne są prostsze w konstrukcji i mają mniej poruszających się części). Po drugie zaś ceny aut elektrycznych sukcesywnie spadają. Warto przy tym wspomnieć o planach chińskich producentów, którzy zamierzają wybudować w Europie fabryki, wytwarzające tanie auta elektryczne.

Na zakończenie jeszcze jeden bardzo poważny argument na rzecz szybkiego upowszechnienia w Polsce aut i autobusów elektrycznych. Jak wynika z danych GUS, Polska w latach 2011-2015 wydała na import ropy z Rosji 76 mld USD (307 mld zł wg kursu dolara z 9 lutego). To więcej niż łączna pula funduszy unijnych (nie licząc dopłat bezpośrednich dla rolników), które nasz kraj otrzymał na lata 2007-2013. Było to 68 mld euro, czyli wg obecnego kursu mniej niż 300 mld zł.

Polska importuje niemal całość zużywanej przez nią ropy (jej krajowe wydobycie jest bardzo niewielkie). Ponad 80 proc. tego importu przypada na Rosję. W latach 2011-2015 zakup ropy zagranicą kosztował nas 83 miliardy USD, z czego 76 mld zapłaciliśmy za dostawy od naszego wschodniego sąsiada.

Warto zwrócić przy tym uwagę, że polski eksport na rosyjski rynek równoważy to tylko w niewielkim stopniu. Wedle statystyk GUS w 2015 r. import z Rosji kosztował nas 54 mld zł, a nasz eksport do tego kraju wyniósł jedynie 21 mld zł, co oznacza deficyt handlowy w wysokości ponad 30 mld zł. We wcześniejszych latach, przy wyższych cenach ropy i gazu, ów deficyt był znacznie większy. Teraz znów może się pogłębić, gdyż ropa drożeje (a w ślad za nią zdrożeje i gaz) – w związku z ograniczeniem wydobycia przez kraje OPEC i Rosję, mającym na celu podwyżkę cen tego surowca.

Biorąc to wszystko pod uwagę, odpowiedź na pytanie, czy warto stawiać na elektromobilność (Polska produkuje prąd, bazując na własnych zasobach energetycznych), staje się coraz łatwiejsza.

PKEE