Sobolewski: Limity przychodów spółek obrotu energią zaszkodzą całej gospodarce (ROZMOWA)

7 grudnia 2022, 07:25 Energetyka

– Eliminując mechanizmy rynkowe, eliminujemy też bodźce rozwojowe dla gospodarki. Obecna ingerencja w rynek energii nie jest ani przejściowa, ani subtelna, eliminuje bodźce rynkowe i w długim okresie będzie szkodliwa dla całej gospodarki, wytwórców i odbiorców energii elektrycznej – mówi główny ekonomista Pracodawców RP Kamil Sobolewski w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Rząd pracował nad rozporządzeniem cenowym do ustawy mrożącej ceny energii elektrycznej w 2023 roku. Wskazuje ono ile będą mogły wynieść przychody spółek obrotu energią. Jakie będą skutki?

Kamil Sobolewski: Chociaż rozporządzenie wskazuje jaki jest maksymalny przychód wytwórców energii elektrycznej, to w zależności od ponoszonych kosztów zysk może być różny. Nie jestem w stanie określić, czy w stosunku do wszystkich mocy koszty będą przewyższać przychody, tak, by nie doszło do wyłączenia niektórych mocy produkcyjnych.

Z kolei spółki obrotu czekają na parametry rozporządzenia – obecnie wiemy, że miałyby one zarobić maksymalnie do trzech procent w ramach marży; ze spółek obrotu płynie natomiast głos, że jest to jedynie teoretyczna wartość, która nie uwzględnia specyfiki prowadzenia takiego rodzaju działalności i wyłącza niektóre koszty. Na przykład koszty bilansowania nie są wliczone do kosztów, ponad które można zarobić trzy procent, co oznacza, że faktyczne marże są ujemne. Problemem jest brak pełnego katalogu kosztów, które faktycznie ponoszone są przez spółki obrotu.

Z drugiej strony problemem jest ustalanie marży na bazie dziennej. W weekendy ceny są niższe, a mamy założenie, że spółka może zarobić trzy procent ponad koszty. Tak zdefiniowana marża z powodu dobowego, a nie miesięcznego czy kwartalnego systemu rozliczania jest sztuczna, co oznacza, że nawet jeśli katalog kosztów spółek obrotu byłby kompletny, spółki obrotu nie byłyby w stanie zarobić tyle, ile wychodzi z zasady 3 procent.

Wśród komentatorów pojawiają się zdania, że wskutek wprowadzenia tego rozporządzenia warunki funkcjonowania mniejszych spółek obrotu będą tak trudne, że będą one bankrutować, pozostawiając na rynku tylko dużych, państwowych graczy. Czy uważa Pan, że te obawy są uzasadnione?

Tak, już w tej chwili widać, że niektórym mniejszym spółkom biznes przestał się opłacać. Problemem jest to, że rozporządzenie Unii Europejskiej zakładało, że przewidziane rozwiązania miały dotyczyć tylko spółek obrotu, które są zintegrowane pionowo z wytwórcami energii, tymczasem w rozwiązaniu polskim objęto tym rozwiązaniem wszystkie spółki obrotu. Uważam, że przez to na rynku jest pewne ograniczenie konkurencji, niektóre firmy z branży mówią wręcz o monopolizacji rynku obrotu. Spadek konkurencji w segmencie obrotu energią elektryczną to negatywne zjawisko nie tylko dla samych spółek obrotu – nie chodzi o to, że sto mniejszych, prywatnych spółek obrotu energią powinno przetrwać, tylko o to, że swoboda prowadzenia działalności gospodarczej powinna dyktować więcej przestrzeni do prowadzenia biznesu. Nie powinniśmy wyrywać dębu z korzeniami.

Oprócz tego konkurencja na rynku energii sprawia, że wytwórcy i odbiorcy łatwiej się spotykają. Powinno się ułatwiać wymianę między wytwórcami a odbiorcami, do tego służy rynek. Natomiast ręczna regulacja rynku powoduje, że kiedy będziemy chcieli powrócić do wolnego handlu, to duża część podmiotów będzie wyeliminowana. W długim okresie brak konkurencji sprzyja podwyższeniu kosztów, niedopasowaniu popytu do podaży pod względem geograficznym i terminowym. To z kolei będzie prowadziło do napięć, na czym ucierpią duzi odbiorcy energii elektrycznej, wytwórcy energii i cała gospodarka.

Do którego momentu Pana zdaniem państwo powinno ingerować w ten sposób w rynek energii?

Bardzo trudno odpowiedzieć na takie pytanie, ponieważ musielibyśmy ustalić jaki jest punkt startowy i jakich efektów oczekujemy, i jak je osiągnąć. Punktu startowego nie znamy – rozporządzenie, o którym rozmawiamy, wciąż jest przedmiotem prac ministerialnych. Wydaje mi się, że trwałe rozwiązanie mogłoby polegać na tym, że część wolumenu byłaby sprzedawana w cenie implikowanej kosztem wytworzenia, a cała reszta trafiałaby na wolny rynek, gdzie byłaby poddawana swobodnemu obrotowi. W październiku proponowałem, by część energii, która mogłaby być przedmiotem handlu w cenach wynikających z formuły „koszt plus”, była docelowo stosunkowo niewielka, by reszta puli energii realnie mogła reagować cenowo na bilans popytu i podaży. Jeżeli na rynku zestawimy 50 procent dostawców i odbiorców i każemy im ze sobą handlować, to rynek będzie dalej działał w sposób bardzo efektywny, tworząc odpowiednie bodźce cenowe: wyższa cena motywuje odbiorców do ograniczenia zużycia, a dostawców do inwestycji w nowe moce wytwórcze. Eliminując mechanizmy rynkowe, eliminujemy też bodźce rozwojowe dla gospodarki. Obecna ingerencja w rynek nie jest ani przejściowa, ani subtelna, eliminuje bodźce rynkowe i w długim okresie będzie szkodliwa dla całej gospodarki, wytwórców i odbiorców energii elektrycznej.

Rozmawiał Michał Perzyński