Błażowski: Mroki i uroki Lazarda. Czy LCOE skreśla atom? (POLEMIKA)

2 kwietnia 2019, 07:30 Atom

LCOE nie jest wskaźnikiem obiektywnym. Nie warto skreślać z jego użyciem atomu – pisze Adam Błażowski* w kolejnej polemice z serii komentarzy o polskiej strategii energetycznej.

Elektrownia jądrowa Doel. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia jądrowa Doel. Fot. Wikimedia Commons

Żyjemy w czasach szybkiego obrotu płynnego kapitału. Kupujemy dużo, tanio i często, na nisko oprocentowanym kredycie. Gospodarka rośnie, produkcja również. Jednocześnie narzekamy, że urządzenia domowe – choć dużo dla nas tańsze – nie są trwałe, ale z braku możliwości serwisowania, naprawy lub budowania trwałych produktów, jesteśmy zmuszeni kupować wciąż na nowo. Często zaraz po tym, jak dopiero co spłaciliśmy poprzednie.

To zjawisko nie dotyczy tylko urządzeń gospodarstwa domowego, występuje też oczywiście w dyskusjach o energetyce. Ostatnio często możemy spotkać się z uśrednioną wyceną kosztów energii z różnych technologii w okresie ich życia ( “levelized cost of energy” w skrócie LCOE) wg firmy Lazard. Najczęściej używana jest jako argument za niską ceną OZE.  Ostatnio argument ten pojawił się w np. w tekście Marcina Popkiewicza w BiznesAlert.pl, często jest też używany przez przeciwników atomu. Jak wykażę w niniejszym tekście, jej wynik w znacznym stopniu promuje energetykę wiatrową i słoneczną, wykazując zarazem wysokie koszty inwestycji w hydroenergetykę i energetykę jądrową.

Popkiewicz: Atom? Tak. Nie. Być może, ale…

Czym jest raport LCOE Lazard?

LCOE to obecnie chyba najpopularniejsze narzędzie inwestorów prywatnych chcących dokonać porównania kosztów związanych z inwestycjami w energetyce. Jest to opracowanie rzetelne i użyteczne, jednak opiera się, jak każde, na wielu kluczowych założeniach. Założenia te często mówią więcej o priorytetach osoby posługującej się tym narzędziem niż o tym, jakie konkretne technologie należy budować w celu uzyskania mocy po koszcie akceptowalnym dla odbiorców. LCOE jako narzędzie analizy ekonomicznej ma być rozwiązaniem problemu “wspólnej płaszczyzny”, gdy w debacie o energetyce strony o różnych poglądach przekrzykują się, która z technologii wytwarzania energii jest tańsza. Nie jest jednak obiektywną miarą, bo taka nie istnieje, zależy w dużej mierze o państwowych regulacji i tego jak rynek energetyki został zdefiniowany i ustawiony. I to na państwie spoczywa odpowiedzialność by tak je poustawiać by osiągnąć założone cele ekonomiczne i klimatyczne. LCOE jest pochodną polityki państwa, a nie odwrotnie. Warto o tym pamiętać w dyskusjach.

Problem 1: Pralka z 5-letnim okresem przydatności do użycia.

Założenie 30-letniego okresu życia naszej inwestycji ma sens finansowy, ponieważ banki nie chcą pożyczać pieniędzy na długie okresy czasu. Czy powinno się jednak konstruować politykę energetyczną całego państwa w oparciu o  takie założenie? Założenie to faworyzuje bowiem inwestycje z krótkim okresem zwrotu, w technologie, które może nie są trwałe, ale za to można je łatwo kredytować, szczególnie gdy całe albo prawie całe ryzyko prywatnej inwestycji weźmie na siebie państwo (w formie systemu wsparcia np. poprzez taryfy gwarantowane). Inwestycje zaplanowane na dłużej, szczególnie realizowane przez państwa, a nie podmioty prywatne – z myślą o  dobru przyszłych pokoleniach, a nie o zysku dla inwestora – nie mieszczą się w analizie Lazarda, ponieważ zakłada ona, że po 30 latach aktywa przestaną istnieć i nie będą generować żadnych korzyści.

Gdy krytykujemy “koszty zewnętrzne” węglowych elektrowni (jak emisja CO2, za którą “zapłacą” przyszłe pokolenia), musimy jednocześnie pamiętać o korzyściach zewnętrznych, jakie wiążą się z energetyką jądrową i wodną. Są to kosztowne projekty, lecz mają bardzo długie okresy życia (w przypadku atomu nawet 60-80 lat): dzisiejsze młode pokolenie Francuzów i Norwegów może być wdzięczne swoim przodkom za to, że zbudowali potężne, zamortyzowane dziś źródła czystej, bezemisyjnej energii elektrycznej. Społeczeństwa te, chcąc zachować niską emisyjność systemów elektroenergetycznych, nie musiały budować mocy wiatrowych i fotowoltaicznych od nowa w każdym kolejnym pokoleniu swoich mieszkańców.  Duży wydatek początkowy okazał się błogosławieństwem finansowym dla kolejnych generacji.

Tych korzyści LCOE Lazard jednak nie pokazuje – nie są one ważne dla prywatnego inwestora zainteresowanego wysokim i szybkim zwrotem zainwestowanego kapitału.

Podejmując decyzję na podstawie odpowiednika narzędzia takiego jak LCOE Lazard w naszym domu, kupilibyśmy tanią pralkę z 5-letnim okresem sprawności, choć za 2 razy większą kwotę moglibyśmy kupić świetną pralkę, którą odziedziczą nasze dzieci za 20 lat. Producent chciałby tego uniknąć, ponieważ sprzedałby wtedy 4 razy mniej pralek. Również bank oferujący kredyty konsumenckie nie jest zainteresowany takim rozwiązaniem. Gdy ktoś argumentuje, że tak długi okres jest ryzykowny, ponieważ nie wiadomo czy na skutek postępu technologicznego w przyszłości wciąż będziemy prać ubrania, to warto sprawdzić czy przypadkiem nie pracuje w dziale marketingu firmy AGD. A takie głosy słychać często w debacie o energetyce i dekarbonizacji, np. w raporcie Greenpeace Energy (R)evolution. Niemiecka porażka w realizacji celów redukcji CO2, mimo ogromu poniesionych nakładów powinna w tym miejscu skłaniać nas do ostrożności.

Problem 2: Stopa dyskontowa, czyli ile zarobimy, skutecznie NIE ratując świata?

Stopa dyskontowa to nic innego jak miara tego, jak bardzo zależy nam na naszych pieniądzach tu i teraz, w stosunku do wartości tych pieniędzy w przyszłości i alternatywnych inwestycji. Jej wysoka wartość wskazuje na naszą predyspozycję do szybkiego obracania gotówką, ponieważ inwestując w inne środki moglibyśmy zarobić jeszcze więcej. Jej niska wartość służy np. do kalkulowania długotrwałych kosztów emisji CO2 – każda wyemitowana do atmosfery tona tego gazu będzie wiązała się wydatkami dla naszych dzieci, wnuków i prawnuków. W istocie, wyliczenia Social Cost of Carbon (SCC) operują na stopie dyskontowej nawet  poniżej 3%. LCOE Lazarda do wyliczeń przyjmuje … aż 8-12%. Czy w takim razie zwolennicy tej analizy bagatelizują skutki ocieplenia klimatu dla przyszłych pokoleń?

Wydaje się logiczne, że o ile inwestycje prywatne są zwykle obarczone wysokim oprocentowaniem, konstruowanie polityki energetycznej powinno brać pod uwagę nie tylko nasze pokolenie, ale również wszystkie następne. Czy w polityce energetycznej, która ma na celu skuteczną i trwałą dekarbonizację, nie powinniśmy używać jak najniższej stopy dyskontowej, najlepiej takiej samej jakiej używa SCC? Takie wartości premiują jednak duże i trwałe projekty, jak elektrownie wodne i jądrowe.

Używanie LCOE Lazarda w dyskusji jako ostatecznego argumentu o rzekomej nieopłacalności atomu jest etycznie bardzo ryzykowne. Stoimy oto przed Gretą Thunberg i usiłujemy ją przekonać, że niestety nasze pieniądze tu i teraz są tak cenne, że nie stać nas na trwałe i potężne źródła czystej energii, które zagwarantują jej bezpieczniejszą emeryturę. I niestety jej pokolenie będzie musiało zbudować swój miks energetyczny (na przykład oparty na farmach wiatrowych i panelach fotowoltaicznych) od nowa za 30 lat, bo nas po prostu nie stać na to, by im w tym pomóc tu i teraz. Ma to oczywiście swoje głębokie i słuszne biznesowe uzasadnienie, ale pamiętajmy, że niewidzialna ręka wolnego rynku nie ma dzieci, a tym bardziej wnuków.

Warto o tym pamiętać argumentując, że np. energetyka wiatrowa jest rzekomo tańsza od atomu, gdy pominiemy koszty systemowe. Pozostawienie w spadku dużych mocy, wytwarzających jeszcze przez wiele kolejnych dekad czystą energię elektryczną, można traktować jako nasze zadośćuczynienie za fakt, że nasze wnuki odziedziczą zdewastowany klimat.

Problem 3: Współczynniki są świetne, będzie Pan zadowolony!

Opracowanie Lazarda opiera się na wyjątkowo optymistycznych współczynnikach wykorzystania mocy (capacity factor – cf), które mimo najszczerszych chęci są na dziś całkowicie nierealne w polskich warunkach. Dla przykładu raport za rok 2018 na str. 16 podaje wartości cf od 20 do 34% dla fotowoltaiki. Tymczasem w 2018 roku 45 GW mocy PV dostarczyło w Niemczech 45 TWh energii elektrycznej (cf 12%). Podobnie jest i z wiatrem. Na stronie 17 widzimy wartość 38%-55% dla energii wiatrowej na lądzie.

Jak słusznie zauważył pan Przemysław Stępień zdecydowanie lepiej porównywać dany region, a nie dane z jednego regionu do ogólnych. Tu Lazard zakłada współczynniki 13-16% dla PV, oraz 33-38% dla wiatru (strona 9) czyli więcej niż obecne wartości eksploatacyjne. Można oczekiwać pewnego wzrostu tego współczynnika dla nowych instalacji, ale tak duża wartość to zbyt optymistyczne założenie w opracowaniu.

W Polsce 2018 roku ten współczynnik wynosił średnio 23% (źródło: PSE),  a najlepsza na świecie morska farma wiatrowa  Rønland I umiejscowiona na duńskim wybrzeżu, może poszczycić się współczynnikiem 44% w całym swoim okresie życia. Wzrost udziału OZE będzie najprawdopodobniej prowadził do spadku współczynika wykorzystania lub znaczącej rozbdudowy sieci, a nawet zaniżenia wytwarzania gdy będą tego wymagały ograniczenia przesyłu.

Opieranie się na tak absurdalnie optymistycznych założeniach przynosi moim zdaniem więcej szkody niż pożytku, buduje bowiem fałszywy obraz warunków, w których musimy podjąć skomplikowane decyzje. O ile np. w przypadku czystych źródeł energii elektrycznej możemy zdziałać wiele w zakresie regulacji, finansowania, społecznej akceptacji, o tyle łamanie praw fizyki to niewątpliwie dużo większym wyzwaniem niż sama dekarbonizacja. Prawda i tak wyjdzie na jaw, stąd lepiej jest w tej kwestii stawiać sprawę jasno, bez zbędnej przesady.

Konkluzja

Raporty Lazarda są przydatne jako narzędzie wyboru optymalnej krótkoterminowej decyzji inwestycyjnej. Nie powinny jednak służyć nam do opierania na niej całej dyskusji o tym, jak ma wyglądać energetyka przyszłości i jak najtaniej pozbyć się węgla i gazu ziemnego.

Kiedy rozmawiamy o kosztach energetyki opartej na paliwach kopalnych, która jest “tania” tylko wtedy, gdy nie będziemy wliczać kosztów zewnętrznych (takich jak np. globalne ocieplenie), musimy jednocześnie pamiętać o drugiej stronie tego samego medalu: korzyściach zewnętrznych, które nie podlegają standardowej wycenie ekonomicznej w typowych narzędziach inwestorskich.

Wracając do paraleli z tanią pralką: kto dziś wie, jak będzie wyglądała technologia za 20 lat? Być może kupując trwały produkt, zostaniemy w domu ze starym, spłaconym gratem w momencie, gdy wymyślone zostaną ubrania, które już się nie brudzą. Ale czy naprawdę racjonalne jest przekonanie, że za 20 lat nie będziemy prać ubrań i dlatego warto jest kupować tylko tanie AGD, o których wiemy, że za 5 lat będą do wymiany? Z pewnością sklep AGD i jego bank kredytów konsumenckich chce, byśmy właśnie tak myśleli.

Kierując się li tylko priorytetem szybkiej stopy zwrotu z kapitału przy założeniu wysokiej stopy dyskontowej premiujemy technologie, które szybko przynoszą zysk inwestorom. Ceniąc ponad rozsądek wartość pieniądza tu i teraz, jednocześnie mówimy naszym wnukom, że nie stać nas na skuteczną dekarbonizację, ponieważ nasze pieniądze możemy zainwestować w coś, co szybciej nam się zwróci. Premiując tylko i wyłącznie technologie z krótkim okresem życia, “skazujemy” każde kolejne pokolenie na podobnie ogromny wysiłek finansowy, jaki stoi teraz przed nami.

Wiele wskazuje na to, że nasze wnuki zamiast w szkoły, szpitale czy innowacje medyczne będą zmuszone inwestować swoje pieniądze w instalacje “sprzątania” atmosfery z cieplarnianego CO2. O ile łatwiej by im było, gdyby ich dziadowie zostawili im po sobie nie tylko elektrownie wiatrowe, które owszem, powstały szybko, ale będą już wtedy do wymiany, lecz również potężne, zamortyzowane i działające przez wiele dekad inne czyste źródła energii elektrycznej, jak np. atom? Co powiedzą nasze dzieci o naszym pokoleniu, które powodowane nie całkiem racjonalnym lękiem zamyka sprawne elektrownie jądrowe przed czasem ich wyeksploatowania, nie buduje nowych, a w ich miejsce spala węgiel oraz buduje nowe moce gazowe do bilansowania OZE? Jak wyjaśnimy naszym wnukom, że nie zdecydowaliśmy się na budowę elektrowni jądrowej w Polsce, bo nasze pieniądze wtedy były dla nas tak ważne, że na wstępie odrzuciliśmy ten pomysł jako nieekonomiczny?

Warto unikać uproszczeń w dyskusji o energetyce, bo historia może nas bardzo surowo ocenić.

 

**Autor jest inżynierem, zawodowo związanym z projektami efektywności energetycznej i SmartCity, jest jednym z założycieli fundacji FOTA4Climate, organizacji działającej na rzecz przyrody, i rzetelnej i otwartej, debaty na temat wyzwań związanych ze zmianami klimatu w oparciu najlepszą dostępną wiedzę naukową.