Sumera: Bez ustępstw z obu stron nie będzie porozumienia w PGNiG

6 listopada 2015, 11:14 Energetyka

KOMENTARZ

Sebastian Sumera

Makler rynków giełdowych, ekspert Klubu Jagiellońskiego

Sprawa akcji protestacyjnej w PGNiG SA budzi wiele emocji wśród pracowników, analityków, komentatorów i zwykłych obywateli będących w większości klientami firmy. Niestety w tym sporze nie widać merytorycznego pola do dyskusji, gdyż zarówno popierający stronę związkową jak i politykę zarządu twardo okopali się na swoich pozycjach i od dłuższego czasu nie widać szans na wyjście z patowej sytuacji (sprawa toczy się od ładnych kilku miesięcy).

Z jednej strony nie ma się co oszukiwać, że bogate świadczenia socjalne sporo kosztują i choć w obecnej sytuacji nie stanowią dla firmy większego problemu, to w przypadku gorszej kondycji finansowej firmy mogą się odbić czkawką (vide sektor górnictwa węgla kamiennego). Co więcej, jest to system demotywujący, gdyż większość tych świadczeń należy się pracownikowi niezależnie od jakości wykonanej pracy, a nawet jeśli są z nią powiązane to metody ewaluacji pracowników są często formalnością oderwaną od rzeczywistej efektywności pracownika. Moim zdaniem na tym polu jest sporo do zrobienia, ale to nie jedyny problem. Kolejną sprawą jest brak jednolitego systemu wynagradzania w całej grupie kapitałowej, co rodzi niezdrowe emocje pomiędzy pracownikami z tej samej w końcu organizacji, a wszelkie poczucie krzywdy (obojętnie czy subiektywnej, czy obiektywnej) nie pozostaje bez wpływu na ich motywacje do pracy oraz jej rezultaty.
Z drugiej strony należy wykazać zrozumienie dla oczekiwań pracowników, którzy czytając o rekordowych wynikach spółki w minionym i obecnym roku zadają sobie pytanie o stopień partycypacji w tym zysku, który przecież sami wypracowali. Sporym cynizmem kadry kierowniczej jest z jednej strony postulat o równej premii zysku dla każdego pracownika w wysokości 5 tys. zł, który kłóci się z wypłaconymi już kilkuset tysięcznymi premiami dla zarządu. I nie jest ważne, czy te premie wynikają z kontraktów menedżerskich (które również są mocno kontrowersyjne), gdyż kierownictwo spółki znajdując się na szczycie hierarchii danej organizacji, powinno dawać przykład i utożsamiać się z resztą załogi, a obecnie jest powszechnie odbierane jako grupa niekompetentnych ludzi z politycznego nadania, której głównym celem jest powiększenie własnego stanu posiadania.
Moim zdaniem na chwilę obecną pożądanym działaniem byłby ustępstwa strony związkowej w kwestii świadczeń socjalnych niezwiązanych z wynagrodzeniem podstawowym (np. rezygnacja z postulowanej podwyżki w bonach i premia z zysku gdzieś pomiędzy oczekiwaniami obu stron) oraz ustępstwa zarządu w kwestii podwyżki wynagrodzeń (zwrot pobranych premii budziłby moje uznanie, ale jest to mało realne). Kolejnym krokiem powinno być ujednolicenie systemu wynagradzania w całej grupie kapitałowej oraz systematyczne odchodzenie od systemu roszczeniowego („czy się stoi, czy się leży …”) do systemu motywacyjnego silniej powiązanego z wynikami spółki i efektywnością samego pracownika.