– Kontrakty różnicowe (CfD) na potrzeby energetyki jądrowej pomogą inwestycji, ale czy jesteśmy gotowi zobaczyć ich prawdziwą cenę? – zastanawia się prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej w BiznesAlert.pl.
Energetyka jądrowa przeżywa renesans (przynajmniej w planach) i jest wielką nadzieją Europy na szybsze i wygodniejsze osiągniecie celów zeroemisyjności. Sama technologia (Gen III +) jest opanowana, a ostatnie lata nie przyniosły żadnych spektakularnych problemów. Społeczna akceptacja EJ urosła do niespotykanych poziomów i wciąż poszukiwane są nowe rozwiązania np. w technologii SMR. Nowe inwestycje mają jeden problem – model finansowania. Struktura kosztów produkcji energii z elektrowni jądrowych (LCOE) jest niesłychanie prosta – ponad 80 procent to koszty budowy, a paliwo i obsługa stanowi niewielką część. Widoczny jest też kluczowy problem – inwestycja wymaga zaangażowania bardzo dużych środków finansowych (co oznacza wielkie kredyty) i koniecznie nieprzekraczania kosztów budowy – tzn. niewpadania w spiralę opóźnień budowy.
Model finansowy budowy elektrowni jądrowej był zawsze piętą achillesową, szczególnie w Polskim Programie Jądrowym. Wielokrotnie mówiono o terminach, umowach, ustawach, local content i kadrach, ale zawsze zatrzymywano się przy pytaniu o pieniądze – tu zwykle zbywano to zdawkową informacją o trwających pracach i o tym, że model finansowania już pokaże się … w następnym kwartale. Problem związany jest z modelem zliberalizowanego rynku energii w Europie, gdzie państwo (rząd) pełni jedynie role regulacyjne, ale nie może być bezpośrednio zaangażowany w przekazywanie środków inwestycyjnych ani w jakiekolwiek gwarancje ceny energii. Oczywiście do tej pory dotyczyło to elektrowni konwencjonalnych – energetyka odnawialna rządziła się swoimi prawami – tu gwarancja ceny energii w przyszłych latach jak w feed-in-tarrif (a więc możliwość łatwego zbudowania modelu finansowego i pozyskania kredytów) była podstawą całego sukcesu ogromnych inwestycji w OZE. Energetyka jądrowa uciekała się czasami do specjalnych rozwiązań (w końcu problem pieniędzy na inwestycję jest ekstremalny) z częściowym udziałem gwarancji państwowych, które każdorazowo wymagały notyfikacji UE zwykle w tzw. modelu Kontraktów Różnicowych (CfD). Jest to niesłychanie wygodne rozwiązanie dla inwestorów – cena energii z elektrowni (wieloletnia i indeksowana inflacją) jest gwarantowana na pewnym poziomie tzw. strike price, po uruchomieniu elektrownia sprzedaje energię na wolnym rynku, ale kiedy cena wolnorynkowa jest niższa od ceny gwarantowanej (strike price), następuje rekompensata różnicy (dopłata). Analogicznie, kiedy cena rynkowa przekracza cenę gwarantowaną – nadwyżka musi być zwracana dla dalszych rozliczeń. Ten model jest niesłychanie wygodny i ja osobiście wielokrotnie wzmiankowałem, że wydaje się optymalny i najlepszy dla budowy elektrowni jądrowej (notabene podobne rozwiązanie jest stosowane dla morskich elektrowni wiatrowych).
Obecnie wydaje się, że CfD – Kontrakty Różnicowe stają się obowiązującą w Europie wykładnią dla modeli finansowania elektrowni jądrowych. Finalnie ustanowione porozumienie największych graczy (Francja, Niemcy) wprowadza CfD w nowej reformie rynku energii – m.in. pod naciskiem Francji, która musi modernizować swoją flotę wytwórczą. Wydaje się, że będzie to także bezproblemowa ścieżka dla modelu finansowania w innych krajach, a Kontrakt Różnicowy będzie łatwy i wygodny. Będzie dawał możliwość zbudowania konsorcjum finansowego i uzyskania atrakcyjnych kredytów, bo pożyczający mają gwarancję (rządową akceptację ceny) przyszłych dochodów. Kontrakty Różnicowe były wielokrotnie wspominane, ale i wielokrotnie odrzucane w Polsce na rzecz innych – hipotetycznych rozwiązań. W ostatnim okresie (prawdopodobnie pod wpływem informacji z UE) wróciły jako przewidywany model finansowania EJ (wspominany nawet na Kongresie Jądrowym w Krakowie). Wydaje się, że wszystko załatwione, ale – na pewno pojawi się potencjalny problem.
Kontrakt Różnicowy pokazuje prawdziwą cenę produkcji z energetyki jądrowej. Nie cenę „ekspercką” czy też „życzeniową”, ale realną cenę, którą analizuje i akceptuje konsorcjum banków finansujących projekt, cenę pokazującą nie tylko realne koszty i wycenę ryzyka. W praktyce CfD wycenia koszt produkcji lepiej niż ktoś inny. Czy możemy oczekiwać, że ta cena będzie niska?
Na rynku europejskim jest dobry przykład Kontraktu Różnicowego. W 2012 roku zaakceptowano go dla projektu budowy elektrowni atomowej w Hinkley Point C na poziomie strike price 92,5 funta za MWh. Dostosowanie inflacyjne daje 108 £/MWh obecnie, a w projekcie jest też opcja, że przy decyzji (niewydanej) o budowie podobnej elektrowni Sizewell C spadek ceny wyniesie do 89,5 £/MWh. Gwarancje wydane są na 35 lat. Kontrakt Różnicowy (po notyfikacji UE, kiedy Wielka Brytania jeszcze była w jej strukturach) ruszył jako budowa w 2017 roku z estymowaną datą uruchomienia w 2028 roku. Pytanie czy cena jest niska czy wysoka? Oczywiście zależy od punktu widzenia. Porównując z ceną hurtową na giełdach, w momencie negocjowania i podpisywania kontraktu różnicowego dla Hinkley Point – cena hurtowa w Wielskiej Brytanii wynosiła około 50 £/MWh. Obecnie waha się w okolicach 60-100 £/MWh. Należy pamiętać, że jest to spotowy rynek hurtowy wyceniający nisko, kiedy na rynku są nadwyżki energii a wysoko, kiedy są kryzysy (ceny brytyjskie skakały nawet do poziomu 300 £/MWh nie tak dawno, podczas szczytu cenowego związanego z wojną w Ukrainie). Cena kontraktu dla elektrowni jądrowej to cena pewnej dostawy energii przez kilkadziesiąt lat i należy ją rozpatrywać także jako gwarancję stabilności rynku i rodzaj referencyjnego pułapu dla zwyżki cen w sytuacjach problemowych (może drogo, ale z gwarancją i stabilizacją rynku). Nie można też bezpośrednio porównywać ceny gwarantowanej w CfD dla elektrowni jądrowej z maksymalną ceną gwarantowaną dla morskich elektrowni wiatrowych (projekt polski 319,6 zł/MWh indeksowany inflacją) – tu bardziej odpowiednie byłoby dodanie kosztów magazynowania energii (lub elektrowni rezerwowych) – orientacyjnie min. 300-400 zł/MWh.
Jakiej więc ceny należy się podziewać na polskim rynku i w polskim programie jądrowym? Na pewno nie możemy się spodziewać bardzo dużej obniżki cen energii (jak to kiedyś jedno z opracowań sprzed 2019 roku, które pokazywało nawet 150 zł/MWh). Będzie to cena realna uwzględniająca ryzyko budowy pierwszego bloku, a także koszty kredytu w niepewnych czasach (wciąż jest relatywnie wysoka inflacja na świecie). Jeśli miałbym to oszacować to raczej przedział 700-900 zł/MWh. Obecne ceny TGE na hurtowym rynku to 400-700 zł/MWh, dodatkowo prognozować stosunek tej ceny (potencjalne CfD) do końcowych rachunków konsumentów na razie nie ma sensu (ceny obecnie są zamrożone i nierynkowe, a więc i nierealistyczne. Czy należy tę cenę zaakceptować? Jeśli zdecydowano o budowie reaktorów w Polsce i chce się je budować to na pewno TAK. Taki będzie realny koszt gwarantowanej energii, stabilizującej system w przyszłości. Nie należy jednak budować iluzji, że będzie bardzo tanio, bo warto popatrzeć na doświadczenia brytyjskie, ale również przyjąć, że CfD stają się obowiązującym europejskim modelem finansowania energetyki jądrowej. Jeśli naprawdę chce się budować to trzeba uruchomić Kontrakt Różnicowy, a jeśli jesteśmy za budową to musimy także zaakceptować prawdziwą cenę.
Tretyn: Reforma rynku energii, czyli kurs na OZE z ustępstwami dla atomu i węgla