Świrski: Polska powinna pomóc Ukrainie w odłączeniu od Rosji (ROZMOWA)

22 lutego 2022, 07:25 Energetyka

– Odłączenie Ukrainy od rosyjskiego systemu elektroenergetycznego jest również w interesie Polski, zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak i geopolitycznym. Powinniśmy pomóc Ukrainie w tym projekcie – mówi prof. Konrad Świrski w rozmowie z BiznesAlert.pl. 

Prof. Konrad Świrski. Fot. http://konradswirski.blog.tt.com.pl/. Grafika: Gabriela Cydejko.
Prof. Konrad Świrski. Fot. http://konradswirski.blog.tt.com.pl/. Grafika: Gabriela Cydejko.

BiznesAlert.pl: Ukraina planuje pod koniec lutego przeprowadzić izolowany test swojego systemu energetycznego, odcinając się od systemu Białorusi i Rosji. Jak wygląda obecnie ukraiński system elektroenergetyczny?

Prof. Konrad Świrski: Ukraina – co unikatowe na świecie – jest podzielona właściwie na dwie strefy elektroenergetyczne. Pierwsza strefa, (tzw. IPS), która jest połączona z Rosją i Białorusią. Z Rosją jest to połączenie o mocy chwilowej około 3 tys. MW, z Białorusią 900 MW. Z systemami tych dwóch państw jest zsynchronizowane ok. 90 procent Ukrainy. Kawałek części zachodniej, z Mołdawią, Rumunią i tez kawałkiem przy granicy z Polską połączona jest poprzez tzw. Wyspę Bursztyńską z systemem energetycznym państw Zachodu (i z nimi zsynchronizowana). To połączenie ma głównie zadanie eksportowe energii. Np. do Polski funkcjonuje połączenie wielkości 235 MW, które jest wykorzystywane głownie do pracy eksportowej jednej z ukraińskiej elektrowni. Inne, ewentualne połączenia z europejskim systemem ENTSO-E (Słowacja, Wegry, Rumunia) mają moc około 600 MW. Ta strefowość  i dysproporcja w połączenia pokazuje skale problemów z synchronizacją Ukrainy z europejskim systemem elektroenergetycznym.  Dodatkowo z punktu widzenia stabilności systemu warto zauważyć ze energia jest zużywana na Ukrainie w sposób silnie nierównomierny – kilka okręgów przemysłowych to ok. 50 procent zapotrzebowania a cała wysłużona sieć przesyłowa ma problemy ze stabilnością i w kraju nie ma wystarczającej liczby jednostek dyspozycyjnych dla generacji energii.

Ukraina zamierza jednak już w przyszłym roku w pełni połączyć się energetycznie z Zachodem…

Tak, ale w mojej opinii to jest bardzo optymistyczne założenie i działanie wyłącznie na obecnie istniejących połączeniach, które jak wspomniałem, są niewystarczające do pełnego zabezpieczenia sieci.  Problemem jest także znacznie odbiegający od polskiego poziom automatyzacji bloków energetycznych (a więc ich dyspozycyjność) i sam stan techniczny generacji.

Jak ma wyglądać sam test desynchronizacji?

To ma być test wyspowy, czyli nastąpi całkowite odłączenie od systemu Rosji i Białorusi i praca wyłącznie w oparciu o energie wyprodukowaną w ukraińskich elektrowniach ale bez synchronizacji z zachodnioeuropejskim ENTSO-E. Ukraińcy więc najpierw chcą zrobić „wyspę” a następnie połączyć ją z systemem europejskim. W mojej opinii to jest bardzo śmiałe założenie, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Państwa Bałtyckie na desynchronizacji dały sobie czas do 2025 roku, a i sam proces tego trwa już od kilku dobrych lat, Ukraina natomiast chce połączyć się z Zachodem już w przyszłym roku, podczas gdy połączeń infrastrukturalnych koniecznych do takiej operacji brak, lub są niewystarczające. Z drugiej strony jak najszybsza synchronizacja z Zachodem to podstawowy warunek pełnej niezależności energetycznej od wschodniego „sąsiada”.

Pojawiają się również głosy, że Rosja i Białoruś mogą nie dopuści do ponownego zsynchronizowania systemów po przeprowadzonym teście…

Trudno na dzisiaj coś prognozować. Mówimy przecież od dłuższego czasu o ryzyku wybuchu wojny, a tutaj jednocześnie mówimy o teście sieci elektroenergetycznej, w której jednak rosyjskie organy będą w jakiś sposób będą musiały współpracować. Z punktu widzenia inżynierskiego – nie powinny występować problemy ale

Z punktu widzenia politycznego, wszystko jest możliwe. Wydaje się, że o wiele większym zagrożeniem mogą być problemy cyberbezpieczeństwa. Cały czas okresowo następują ataki informatyczne na Ukrainę (banki, portale i systemy rządowe) a wiec test pracy wyspowej byłby idealnym momentem na próbę zakłócenia działania systemu energetycznego Ukrainy, zwłaszcza że zabezpieczenia informatyczne zarówno generacji jak i sieci przesyłowych pozostawiają wiele do życzenia i raczej mogą nie oprzeć się dużemu atakowi. Ale oczywiście taki atak także to decyzja polityczna a nie inżynierska.

Po co Ukrainie desynchronizacja z obecnym systemem? 

Po pierwsze wzmiankowany problem polityczny – przejście na synchronizację z ENTSO-E (Zachód) uniezależnia system energetyczny od Rosji. Z drugiej pewne nadzieje ekonomiczne. Ukraina ma obecnie sporą nadwyżkę produkcji energii elektrycznej. Ukraina ma liczne elektrownie,  teoretycznie dość dobrze zbilansowany miks energetyczny. Na Ukrainie funkcjonuje 15 bloków jądrowych, przez co średnia cena energii produkowana w tym państwie jest relatywnie niska, zwłaszcza, w obliczu rosnących kosztów surowców czy np. uprawnień do emisji CO2 – tu Ukraina nie jest w systemie ETS. Problemem jest raczej sprawiedliwy podział przychodów z generacji pomiędzy tanie elektrownie jądrowe i wodne a znacznie droższe (ale także niezbędne) elektrownie węglowe i gazowe. Tu zmiany w kierunku pewnego rodzaju kopii europejskiego wzorca zliberalizowanego rynku energii , prowadzone od 2019 – nie przynoszą optymistycznych rezultatów. Sumarycznie jednak Kijów liczy na postępującą integrację z Zachodem i  że ta nadwyżka energii (szczególnie taniej z elektrowni jądrowych), mogłaby być eksportowana do państw zachodnich, co przyniosłoby temu państwo korzyści finansowe. Należy pamiętać ze Ukraina potrzebuje wielkich modernizacji zwłaszcza sieci dystrybucyjnych (tam występują duże straty energii), zwiększenia dyspozycyjności bloków w systemie i długofalowo pomysłu jak modernizować (lub odbudowywać) własną energetykę jądrową która ma przewidywany okres życia do lat 30-tych.

Czyli skorzystać mogłaby na tym Polska w sytuacji, gdy np. trzeba będzie odstawić bloki węglowe, a nie będzie jeszcze „czegoś w zamian”?

Teoretycznie tak. Wydawałoby się, że import taniej i bezemisyjnej ukraińskiej energii idealnie wpisuje się w polskie potrzeby zwłaszcza ok. 2025 roku, ale w praktyce na dzień dzisiejszy to niemożliwe. Główna, największa linia, która łączyła system Ukrainy i Polski, czyli Rzeszów-Chmielnicki 750 kV, nie działa od wielu lat i jest po polskiej stronie częściowo rozebrana. I raczej mało komu spieszy się z jej odbudową, pomimo wielu dwustronnych deklaracji. Oczywiście połączenie Ukrainy z Europą oznacza dostęp do bardzo taniej energii z tego państwa, ale chyba ta wizja nie wszystkim się podoba. Jednak trzeba pamiętać, że jeżeli chcemy w pomóc Ukrainie na polu geopolitycznym, to właśnie odbudowa tej linii jest kluczowa. Ona nie tylko pozwoli Ukrainie sprzedawać na Zachód swojej energii, ale też oderwie ją od systemu rosyjskiego (myślę, że nawet łatwo byłoby pozyskać europejskie fundusze na taką modernizację, bo jest to najlepsza pomoc dla stabilności Ukrainy). Jednak jednocześnie warto, aby pomyśleć nad jakimś przejrzystym systemem handlu energią sprowadzaną z Ukrainy – na przykład poprzez inwestycje polskiej Towarowej Giełdy Energii. To tez zadanie dla naszego ukraińskiego partnera – sami muszą popracować nad transparentnością swojego rynku (z czym obecnie jest duży problem). Mimo wszystkich tych trudności, w obliczu problemów z naszą transformacją energetyczną, rosnących kosztów produkcji energii, i tym że cały czas wpatrujemy się w rosnące rachunki. To właśnie współpraca energetyczna na linii Polska–Ukraina dałaby ogromne korzyści i warto mieć taką alternatywę energetyczną.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Komisja grozi Kremlowi sankcjami pomimo zależności od jego gazu. Będzie szczyt ostatniej szansy?