icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Świrski: Skoro nie gaz, to może OZE?

 – zastanawia się prof. Konrad Świrski. 

W dawnym żydowskim kawale, pewien stary człowiek cały czas głośno narzeka. „Jakże moje życie jest takie ciężkie, mam tyle problemów, jak bym chciał wygrać na loterii, dlaczego Bóg nie sprawi, że na mój los padnie główna nagroda i będę bogaty, a moje kłopoty znikną”. Narzeka głośno podczas wszystkich spotkań z ludami, podczas modlitw w synagodze, a nawet podczas zwykłych spacerów na ulicy. Aż pewnego razu po jego standardowej litanii, nagle otwiera się niebo i spoza chmur pokazuje się zniecierpliwiona twarz Boga który mówi „Człowieku, Ty daj mi szansę, Ty kup los!”.

Wszyscy wiemy, że dziś polityka energetyczna Polski jest w trudnym miejscu. Wojna w Ukrainie zmieniła wszystkie paradygmaty rynku i dawna droga dekarbonizacji przez gaz – jest chwilowo niemożliwa.  Kluczowe na dziś jest bezpieczeństwo energetyczne i eliminacja (lub choćby minimalizacja na poziomie europejskim) rosyjskiego importu. Na dodatek – wszelkiego typu prognozy i przewidywania – są w praktyce niemożliwe – równie prawdopodobne mogą być scenariusze o całkowitym krachu dostaw i załamaniu się rynku gazu i nośników energii (z jeszcze większymi cenami), ale i takie, gdzie nagle na skutek jakiejś niespodziewanej śmierci jednego z Prezydentów, nagle światowy rynek wraca do normy, wojna ustaje, a ceny natychmiast spadają do rekordowo niskich poziomów. Który z wariantów wybrać i do tego dostosować politykę?

Trudno cokolwiek doradzi poza strategią „a może konsekwentnie realizować to co pasuje do każdego scenariusza?”.

Ostatnie miesiące pokazały bezdyskusyjnie pozytywną rolę OZE w systemie energetycznym. Każdy MWh (a nawet drobny kWh w instalacjach prosumenckich) produkowany ze źródeł odnawialnych oznacza mniej importowanych surowców. Wobec astronomicznych cen paliw kopalnych – produkcja energii z OZE jest wielokrotnie tańsza, wydaje się już nawet na poziomie „grid parity” nawet uwzględniając koszty niezbędnego zabezpieczenia braku dyspozycyjności tych źródeł (magazynowanie energii elektrownie backupowe).  Dość szybka rewizja europejskich celów w RePower Europe (i cel OZE na poziomie 45 procent już w 2030 roku) i zapowiedziane jeszcze większe inwestycje pokazuje ze europejska ścieżka uniezależnienia to głownie całkowita rezygnacja z paliw kopalnych i nowa rewolucja technologiczna.

Tymczasem w Polsce, przy codziennej dyskusji problemów energetycznych, przy skupieniu się na cenach węgla i urzędowych sposobach i dotowania dla odbiorców prywatnych, przy czekających nas zaraz problemach z podwyżkami cen energii (i pewnie także kolejną koncepcją rekompensat energetycznych), samo OZE i inwestycje odnawialne cały czas mają problemy.

  • wiatr na lądzie – zatrzymany przez ustawę 10h – ciągle w blokach startowych. Ustawa miała być zmodyfikowana do końca czerwca (piszę 27.06 i słabe szanse), a teraz chyba na początku lipca – wszyscy (energetycy) trzymamy kciuki, aczkolwiek niepokój pozostaje.
  • wiatr na morzu – pojawia się zagrożenie opóźnień w realizacji projektów i jest to coraz bardziej realne, optymistyczny (i podtrzymywany) termin 2026 r. na pierwszą energię z morskich farm jest co najmniej „napięty” patrząc na niezbędne inwestycje sieciowe, decyzje dotyczące portów, a przede wszystkim stopień zaangażowania samego procesu inwestycyjnego (jakie turbiny, jacy wykonawcy) – w końcu jest polowa 2022 r. – zostało max 3,5 roku!
  • fotowoltaika – indywidualna nieco zablokowana administracyjnie (likwidacja opustów – czy nie za wcześnie?), problemy z sieciami dystrybucyjnymi (są na granicy możliwości przyłączeniowych, ale dlaczego nie modernizowane jeszcze szybciej – np. całość Funduszu Modernizacyjnego, który za chwilę będzie do wzięcia) oraz „nowe pomysły” nieco przypominające problem z wiatrakami i 10h – np. że każda farma słoneczna powyżej 1 MW będzie musiała być ujęta w Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego (wydaje się, że radykalnie ukróci to możliwość szybkiego wprowadzania dużych instalacji).
  • i tak dalej i tak dalej… można dodać jeszcze sam system aukcyjny (brak jasnych długoterminowych planów *ile aukcji w którym roku) wobec kolejki czekających inwestorów prywatnych i „zielonych” strategii koncernów energetycznych przekazujących aktywa węglowe do NABE, dodatkowe rozwiązania wspomagające OZE (obszary inwestycyjne, cable pooling), przyśpieszenie efektywności energetycznej, rozwiązania agregacji OZE, wirtualnych prosumentów, itp. i sama kluczowa kwestia – Fundusz Modernizacji i przeznaczenie wszystkich (!) środków z opłat emisyjnych na wspomaganie transformacji energetycznej.

Wygląda na to, że cokolwiek zrobimy (i głośno dyskutujemy) to też zaraz poprawimy (niekoniecznie w tym samym kierunku). Dziś OZE to 16-18 procent (optymistycznie licząc) udziału produkcji energii – a nawet w starym PEP 2040 mamy mieć 32 procent w 2030 roku (czyli razy 2 w ciągu 8 lat – nawet taki poziom zagrożony) nie mówiąc już właśnie o RePower Europe i celach 45 procent . Oczywiście nikt nie mówi (na dziś) o nierealistycznym całkowitym odejściu od węgla do 2030 roku (poza Greenpeace) ale jednocześnie też samemu OZE nie do końca się pomaga.

W żywiołowej dyskusji skupiamy się na bezpieczeństwie – a bezpieczeństwo to też dywersyfikacja i właśnie MWh z OZE. Skupiamy się na środkach na inwestycje (których nigdy nie ma w wystarczającej ilości), a jednocześnie redukujemy możliwość budowy źródeł ze środków prywatnych  (jak prosumenci). Narzekamy na wysokie ceny energii (i budujemy skomplikowane programy pomocowe i systemy rekompensat), a widać wyraźnie jak OZE zmniejsza ceny (fotowotaika i widoczne spłaszczenie, a nawet spadek cen w godzinach w środku dnia w raportach giełdy TGE). Wiec może nie narzekajmy cały czas, a kupmy los?

Źródło: Konrad Świrski Blog

 

 – zastanawia się prof. Konrad Świrski. 

W dawnym żydowskim kawale, pewien stary człowiek cały czas głośno narzeka. „Jakże moje życie jest takie ciężkie, mam tyle problemów, jak bym chciał wygrać na loterii, dlaczego Bóg nie sprawi, że na mój los padnie główna nagroda i będę bogaty, a moje kłopoty znikną”. Narzeka głośno podczas wszystkich spotkań z ludami, podczas modlitw w synagodze, a nawet podczas zwykłych spacerów na ulicy. Aż pewnego razu po jego standardowej litanii, nagle otwiera się niebo i spoza chmur pokazuje się zniecierpliwiona twarz Boga który mówi „Człowieku, Ty daj mi szansę, Ty kup los!”.

Wszyscy wiemy, że dziś polityka energetyczna Polski jest w trudnym miejscu. Wojna w Ukrainie zmieniła wszystkie paradygmaty rynku i dawna droga dekarbonizacji przez gaz – jest chwilowo niemożliwa.  Kluczowe na dziś jest bezpieczeństwo energetyczne i eliminacja (lub choćby minimalizacja na poziomie europejskim) rosyjskiego importu. Na dodatek – wszelkiego typu prognozy i przewidywania – są w praktyce niemożliwe – równie prawdopodobne mogą być scenariusze o całkowitym krachu dostaw i załamaniu się rynku gazu i nośników energii (z jeszcze większymi cenami), ale i takie, gdzie nagle na skutek jakiejś niespodziewanej śmierci jednego z Prezydentów, nagle światowy rynek wraca do normy, wojna ustaje, a ceny natychmiast spadają do rekordowo niskich poziomów. Który z wariantów wybrać i do tego dostosować politykę?

Trudno cokolwiek doradzi poza strategią „a może konsekwentnie realizować to co pasuje do każdego scenariusza?”.

Ostatnie miesiące pokazały bezdyskusyjnie pozytywną rolę OZE w systemie energetycznym. Każdy MWh (a nawet drobny kWh w instalacjach prosumenckich) produkowany ze źródeł odnawialnych oznacza mniej importowanych surowców. Wobec astronomicznych cen paliw kopalnych – produkcja energii z OZE jest wielokrotnie tańsza, wydaje się już nawet na poziomie „grid parity” nawet uwzględniając koszty niezbędnego zabezpieczenia braku dyspozycyjności tych źródeł (magazynowanie energii elektrownie backupowe).  Dość szybka rewizja europejskich celów w RePower Europe (i cel OZE na poziomie 45 procent już w 2030 roku) i zapowiedziane jeszcze większe inwestycje pokazuje ze europejska ścieżka uniezależnienia to głownie całkowita rezygnacja z paliw kopalnych i nowa rewolucja technologiczna.

Tymczasem w Polsce, przy codziennej dyskusji problemów energetycznych, przy skupieniu się na cenach węgla i urzędowych sposobach i dotowania dla odbiorców prywatnych, przy czekających nas zaraz problemach z podwyżkami cen energii (i pewnie także kolejną koncepcją rekompensat energetycznych), samo OZE i inwestycje odnawialne cały czas mają problemy.

  • wiatr na lądzie – zatrzymany przez ustawę 10h – ciągle w blokach startowych. Ustawa miała być zmodyfikowana do końca czerwca (piszę 27.06 i słabe szanse), a teraz chyba na początku lipca – wszyscy (energetycy) trzymamy kciuki, aczkolwiek niepokój pozostaje.
  • wiatr na morzu – pojawia się zagrożenie opóźnień w realizacji projektów i jest to coraz bardziej realne, optymistyczny (i podtrzymywany) termin 2026 r. na pierwszą energię z morskich farm jest co najmniej „napięty” patrząc na niezbędne inwestycje sieciowe, decyzje dotyczące portów, a przede wszystkim stopień zaangażowania samego procesu inwestycyjnego (jakie turbiny, jacy wykonawcy) – w końcu jest polowa 2022 r. – zostało max 3,5 roku!
  • fotowoltaika – indywidualna nieco zablokowana administracyjnie (likwidacja opustów – czy nie za wcześnie?), problemy z sieciami dystrybucyjnymi (są na granicy możliwości przyłączeniowych, ale dlaczego nie modernizowane jeszcze szybciej – np. całość Funduszu Modernizacyjnego, który za chwilę będzie do wzięcia) oraz „nowe pomysły” nieco przypominające problem z wiatrakami i 10h – np. że każda farma słoneczna powyżej 1 MW będzie musiała być ujęta w Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego (wydaje się, że radykalnie ukróci to możliwość szybkiego wprowadzania dużych instalacji).
  • i tak dalej i tak dalej… można dodać jeszcze sam system aukcyjny (brak jasnych długoterminowych planów *ile aukcji w którym roku) wobec kolejki czekających inwestorów prywatnych i „zielonych” strategii koncernów energetycznych przekazujących aktywa węglowe do NABE, dodatkowe rozwiązania wspomagające OZE (obszary inwestycyjne, cable pooling), przyśpieszenie efektywności energetycznej, rozwiązania agregacji OZE, wirtualnych prosumentów, itp. i sama kluczowa kwestia – Fundusz Modernizacji i przeznaczenie wszystkich (!) środków z opłat emisyjnych na wspomaganie transformacji energetycznej.

Wygląda na to, że cokolwiek zrobimy (i głośno dyskutujemy) to też zaraz poprawimy (niekoniecznie w tym samym kierunku). Dziś OZE to 16-18 procent (optymistycznie licząc) udziału produkcji energii – a nawet w starym PEP 2040 mamy mieć 32 procent w 2030 roku (czyli razy 2 w ciągu 8 lat – nawet taki poziom zagrożony) nie mówiąc już właśnie o RePower Europe i celach 45 procent . Oczywiście nikt nie mówi (na dziś) o nierealistycznym całkowitym odejściu od węgla do 2030 roku (poza Greenpeace) ale jednocześnie też samemu OZE nie do końca się pomaga.

W żywiołowej dyskusji skupiamy się na bezpieczeństwie – a bezpieczeństwo to też dywersyfikacja i właśnie MWh z OZE. Skupiamy się na środkach na inwestycje (których nigdy nie ma w wystarczającej ilości), a jednocześnie redukujemy możliwość budowy źródeł ze środków prywatnych  (jak prosumenci). Narzekamy na wysokie ceny energii (i budujemy skomplikowane programy pomocowe i systemy rekompensat), a widać wyraźnie jak OZE zmniejsza ceny (fotowotaika i widoczne spłaszczenie, a nawet spadek cen w godzinach w środku dnia w raportach giełdy TGE). Wiec może nie narzekajmy cały czas, a kupmy los?

Źródło: Konrad Świrski Blog

 

Najnowsze artykuły