Konkluzje szczytu NATO są generalnie pozytywne, jednak nie skorzystano z okazji, aby usprawnić te elementy, które dzisiaj mocno ograniczają jego funkcjonowanie m.in. kwestie podejmowania decyzji – mówi gen. dyw., dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego Bogusław Pacek w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jak ocenia Pan wyniki szczytu NATO w Madrycie? To sukces sojuszu?
Bogusław Pacek: Wyniki szczytu w Madrycie upoważniają, aby ocenić go jako bardzo ważny, czy nawet przełomowy w sensie ustaleń politycznych. Nowa koncepcja strategiczna, w której Rosja wskazana jest otwarcie jako zagrożenie dla sojuszu, wskazanie Chin jako wyzwania oraz wszystkie detaliczne zapisy pokazują, że jest to koncepcja na miarę kolejnej dekady. To co jest bardzo pozytywne, to zgoda na akcesje Finlandii i Szwecji do sojuszu. To duże osiągnięcie, obawiałem się, że brak solidarności a także sprzeciw Turcji może zepsuć integrację i konsolidację NATO. Tak się na szczęście nie stało. Państwa członkowskie wykazały się dużą odpowiedzialnością i zrozumieniem.
A wojskowo?
Pod względem militarnym można było jednak oczekiwać więcej. Konkluzje wojskowe sprowadziły się do głównego elementu jakim jest zwiększenie puli żołnierzy zdolnych do natychmiastowego reagowania do 300 tys. Te siły jednak będą nadal stacjonować tam, gdzie robiły to dotychczas. Dziś mamy 40 tys. takich sił szybkiego reagowania, jednak, żaden żołnierz z tej grupy nie trafił od momentu rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę na wschodnią flankę sojuszu. Owszem, wylądowali tu m.in. Amerykanie czy Brytyjczycy, jednak to się stało wojskami z komponentu narodowego, a nie sojuszniczego. Drugim elementem pod względem wojskowym to podniesienie rangi batalionowych grup bojowych do brygadowych grup bojowych. To teoretycznie również pozytywny ruch, ale tak jak w przypadku sił szybkiego reagowania, to wojska, które stacjonują na co dzień w swoich macierzystych bazach. To czego mi zabrakło w punkcie dotyczącym powiększenia sił odpowiedzi NATO to brak wzmianki o przygotowaniu infrastruktury i sprzętu dla ewentualnego przyjęcia takich sił. To tu na wschodniej flance powinny być przygotowane magazyny z uzbrojeniem, amunicją, która po przybyciu żołnierzy od razu mogłaby być wykorzystana. Te 300 tys. żołnierzy mogą być w innych państwach na co dzień, ale tutaj powinno być przygotowane całe zaplecze sprzętowo-logistyczne m.in. czołgi, artyleria, radary itp. Ważne byłoby również regularne ćwiczenia na naszym terytorium. Tu na razie niczego takiego nie ma.
Brakuje mi również zwiększenia nacisku na obronę powietrzną. W czasie tego szczytu, mam wrażenie, zachowano daleko idąca ostrożność względem Federacji Rosyjskiej. Tylko liderzy państwa wiedzą, czy ta ostrożność jest uzasadniona.
A jak z perspektywy Polski wyglądają te zapowiedzi?
Z naszej perspektywy mimo wszystko bezpieczeństwo Polski się poprawiło. Zwłaszcza, jeżeli ostatecznie do NATO wejdą Szwedzi i Finowie. Działania bezpośrednie amerykańskie tez wpływają na naszą percepcję bezpieczeństwa, jednak czy te decyzje są na miary takiego kryzysu i poziomu napięcia jaki mamy obecnie?
Dlaczego zatem mamy tak ograniczoną reakcję sojuszników?
Sądzę, że wynika to z jednak rozbieżnych interesów państw. Państwa flanki wschodniej czują zagrożenie blisko naszej skóry. Ta wojna toczy się za naszą granicą, Białoruś napiera na nas uchodźcami, w Kaliningradzie lokuje się coraz to nowe ofensywne systemy, mówi się o zwiększeniu potencjału jądrowego Rosji m.in. na Białorusi. My patrzymy na to zagrożenie bardzo realnie. Z drugiej strony są Włosi, Grecy, Hiszpanie, Portugalczycy, którzy mniej czują zagrożenie ze strony Rosji. Na szczycie widać było przywódczą rolę USA i prezydenta Joe Bidena. To Amerykanie wytyczają kierunek w którym podąża sojusz. W mojej opinii problemem jest też malejąca rola NATO jako sojuszu w ciągu decyzyjnym. Kto jest liderem NATO? Jens Stoltenberg czy jednak Joe Biden? Od początku wojny Rosji z Ukrainą mimo, iż państwa NATO na wschodniej flance czują się zagrożone, reakcja organizacji jest słaba.
Najważniejsze decyzje są podejmowane przez USA, nie przez Stoltenberga, nie przez Radę Sojuszu Północnoatlantyckiego. Odnośnie do samej Rady, to czego mi zabrakło po tym szczycie to brak reformy podejmowania decyzji w sojuszu. Dzisiaj mamy 40 tys. żołnierzy w siłach odpowiedzi, jednak jedną z przyczyn dla których ci żołnierze cały czas nie trafili na wschodnią flankę to konieczność konsensu odnośnie ich użycia. W ramach tych sił wszyscy sojusznicy muszą wyrazić zgodę na ich użycie. Trudno mówić o podejmowaniu szybkich decyzji, skoro każdy z 30 ambasadorów musi uzyskać zgodę i instrukcje od swoich przełożonych czy szefów rządów. Ten łańcuch decyzyjny jest ogromną słabością sojuszu. I wielka szkoda, że ten szczyt tego nie zmienił. Z punktu widzenia działań wojskowych, ciągłe dyskusje, konsensusy i targi nie są pozytywne. Jeżeli w przypadku użycia tych nawet 300 tys. żołnierzy jedno państwo się wyłamie, nie tylko wobec własnej części składowej, to te wojska nie zostaną użyte. My trochę zachłystujemy się tymi liczbami żołnierzy, nie patrząc jednocześnie ile jest elementów, które mogą zniwelować te siły nie wpuszczając ich w ogóle na pole bitwy.
Zatem konkluzje są takie, że szczyt ten był słoikiem dziegciu z paroma łyżkami miodu?
Ja bym powiedział, używając alegorii smakowej, że jest on słodko-kwaśny. Sam szczyt skończył się pozytywnie, doszło do konkluzji, doszło do zgody na wstąpienie nowych państw. Jednak z perspektywy militarnej, zawsze staram się osiągać maksimum możliwych celów. Oczywiście, była możliwość dramatycznego zakończenia tego szczytu. Także zwiększenie sił odpowiedzi NATO z 40 do 300 tys. nie jest złym krokiem. To będzie ogromne wyzwanie logistyczne, szkoleniowe. Trudno utrzymać tak dużą liczbę żołnierzy w podwyższonym reżimie. Zatem to nie jest tak, że wynik szczytu jest negatywny, jednak jeżeli zadajemy sobie pytanie co rzeczywiście wystraszyłoby Putina i co by go zatrzymało, to to co zostało zrobiono jest jednak niewystarczające. Obecnie najwidoczniej liderzy państw NATO uznali, że zagrożenie dla sojuszu ze strony Rosji jest niewielkie, co bardziej przekłada się na decyzje o dalszym odstraszaniu, niż o podejmowaniu radykalnych decyzji związanych stricte z militarną, stałą obecnością w naszej części Europy I gotowością do obrony.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski