Szczyt NATO w Warszawie może być sukcesem

9 listopada 2015, 11:09 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Ministrowie obrony NATO

Lech Wojciechowski

Instytut Jagielloński

Rozleniwieni i uśpieni Fukuyamowskim „końcem historii”, weszliśmy w ostatnich latach w taki okres dziejów, gdy nic nie wydaje się już pewne, nic nie jest takie samo jak przed 2008 rokiem (początkiem kryzysu ekonomicznego i agresją Rosji wobec Gruzji) i nigdy nie będzie już takie jak wcześniej. Im szybciej to sobie uświadomimy, tym lepiej przygotujemy Polskę na nowe wyzwania, te regionalne i globalne. Ważne, że NATO już to sobie uświadomiło. „Nie pamiętam w swoim życiu niczego podobnego” – powiedział Aleksander Werszbow, zastępca Sekretarza Generalnego NATO, oceniając sytuację społeczno-polityczną na świecie po mini szczycie Sojuszu, który odbył się w dniach 3-4 listopada w Bukareszcie. Dodał też, że „Rosja nie zmieni się [na lepsze – LW] przez lata”.

Obecnie najważniejszym zadaniem przed jakim stoi państwo polskie jest zapewnienie naszemu krajowi bezpieczeństwa. I to bezpieczeństwa w twardym militarnym sensie. Polska aby wykorzystać w końcu swój potencjał i aby stać się krajem silnym, naprawdę liczącym się w regionie oraz w UE i NATO, musi mieć przede wszystkim silną gospodarkę. Jednakże w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej możliwość dalszego rozwoju gospodarczego musi być zabezpieczona silną armią i poważną obecnością wojsk NATO w Polsce. Nasz kraj  bowiem w dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie w stanie samodzielnie niwelować pojawiających się już na horyzoncie zagrożeń. Mowa oczywiście o Rosji, która jest dziś prawdziwym, również w sensie militarnym, zagrożeniem dla naszego kraju.

Jednakże paradoksalnie jednym z najpilniejszych wyzwań dla bezpieczeństwa Polski jest nie tyle sama Rosja i jej coraz bardziej agresywne działania, co postawa wobec Moskwy części państwa zachodu na czele z Republiką Federalną Niemiec. Ponieważ to sprzeciw RFN wobec rozmieszczenia wojsk NATO w krajach wschodniej flanki Sojuszu waży najbardziej, to sytuacja w i wokół tego kraju, w nadchodzących miesiącach, będzie wymagała od nowego polskiego rządu podjęcia właściwych działań dyplomatycznych. I nie chodzi tu o antyniemiecką politykę, tego należy absolutnie unikać. Chodzi raczej o nieuleganie niemieckiej presji jeśli prowadzi ona do osłabienia UE i NATO. Polityka Prezydenta Andrzeja Dudy już wyznaczyła ogólny kierunek tych wysiłków.

Obecnie szansa na sukces szczytu NATO w Warszawie jest większa niż jeszcze dwa miesiące temu. Co więcej, powodzenie tu osiągnięte oznaczać będzie nie tylko wzmocnienie bezpieczeństwa Polski i Europy, ale zarazem wzmocnienie Unii Europejskiej poprzez osłabienie promowanego w ostatnich latach przez Berlin „koncertu mocarstwa”, kosztem mniejszych państw Unii i jej instytucji.

W ostatnich miesiącach bowiem pozycja Niemiec słabnie. Stanowisko Berlina w kwestii rozmieszczenia znaczących sił Sojuszu m.in. na terenie Polski, osłabiają zarówno czynniki zewnętrzne jak i wewnętrzne. Jeszcze dwa-trzy miesiące temu pozycja Niemiec jaki i ich kanclerz Angeli Merkel wydawała się niezachwiana, a Merkel przedstawiana była jako „królowa Europy”. Dziś w związku z kryzysem imigracyjnym, za który w pewnym stopniu A. Merkel odpowiada oraz czynnikami natury ekonomicznej (spowolnienie gospodarki chińskiej szkodzące pozycji żyjących z eksportu Niemiec) i politycznej (afera Volkswagena i brak zaufania do racjonalności decyzji Merkel, która jak sama przyznała w sprawie zapowiedzi przyjmowania imigrantów, że kierowała się „sercem”) znaczenie Niemiec jako stabilizatora sytuacji w Europie Środkowo-wschodniej uległo znaczącemu osłabieniu.

Przekonanie, że Niemcy są oazą stabilności, a pozycja Merkel do kolejnych wyborów do Bundestagu w 2017 roku, nie ulegnie dramatycznemu osłabieniu należy już do przeszłości. Dziś już nic z tego nie jest pewne, a być może upadek Merkel właśnie się zaczął, gdyż stała się ona zakładnikiem własnej, błędnej polityki w sprawie imigrantów. Zwiastują to już nie tylko coraz silniejsze protesty antyimigranckiego ruchu PEGIDA czy skokowy wzrost poparcia dla eurosceptycznej partii Alternative für Deutschland. Ostatnio szef siostrzanej dla CDU – bawarskiej CSU – Horst Seehofer zaprosił do Bawarii węgierskiego premiera Viktora Orbana, stawiając go w ten sposób za wzór postępowania wobec fali imigracyjnej (do Bawarii codziennie dociera ok. 10-12 tys. imigrantów). Seehofer ma być może świadomość, że w najbardziej dramatycznym dla Niemiec scenariuszu okazać się może, iż w RFN zbudowano demokrację bezalternatywną, w której niemal wszystkie sensowne partie polityczne, również z punktu widzenia Polski, są w koalicji rządzącej. To zaś oznacza, że w przypadku silniejszego kryzysu niemieckiego systemu politycznego, do głosu dojść mogą  siły skrajne. Zdecydowanie bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest jednak odsunięcie A. Merkel od władzy być może jeszcze przed wyborami w roku 2017 i wyłonienie nowego przywództwa w CDU/CSU. Powyższe oznaczać jednak będzie przynajmniej konflikt z koalicyjnym SPD, które zyskuje w ten sposób szanse na powrót na pierwszą lokatę na niemieckiej scenie politycznej, licząc na osłabienie chadeków konfliktem wewnętrznym. Obecnie sondaże dają CDU/CSU ok. 36%, a SPD 25% poparcie. Jeszcze niedawno z polityki A. Merkel zadowolonych było ok. 75% Niemców, zaś obecnie to około 50%.

Wydaj się, że do powyższych wniosków dochodzą powoli i Amerykanie. W takiej sytuacji cała amerykańska strategia w Europie, oparta o Niemcy (w tym proces pokojowy pomiędzy Ukrainą a Rosją w Mińsku) jest poważnie zagrożona i należy wykupić polisę ubezpieczeniową poprzez zbudowanie alternatywy zapewniającej stabilizację dla tej części Europy. Dla Rosji bowiem zawirowania wewnętrzne w Niemczech stanowiłyby niewątpliwą zachętę do agresywnych działań na obszarze postsowieckim. (Warto pamiętać, że sankcje unijne wobec Rosji wprowadzono jednak dzięki Niemcom, których co prawda można i należy krytykować za decyzję o budowie wraz Rosją gazociągu Nord Stream 2 czy miński proces pokojowy, ale zarazem bez Niemiec sankcji tych by nie było).

Tymczasem jakąkolwiek akcję Moskwy wobec państw bałtyckich, Gruzji, (być może nawet i Białorusi) może powstrzymać tylko silne, widoczne i przekonujące zaangażowanie NATO w Polsce. Rosja, która będzie musiała się liczyć z obecnością militarną wojsk Paktu w północno-wschodniej Polsce nie zdecyduje się łatwo na prowokacje wobec Bałtów czy Białorusi, a zarazem jakakolwiek akcja Moskwy przeciwko krajom Kaukazu Południowego oznacza, że będzie musiała ona liczyć się z koniecznością osłabienia swej flaki zachodniej. Rosji nie stać tymczasem, wbrew temu co twierdzi część ekspertów, na prowadzenie wojny na Ukrainie, w Syrii, na Kaukazie oraz utrzymywanie zdolności do przekonującego oddziaływania militarnego na swych północno wschodnich rubieżach (od Finlandii do Polski). Potencjalnie silna obecność NATO w Polsce oznaczać będzie dla Rosji swoiste rozciągnięcie frontu, na co nie może sobie ona na pozwolić, szczególnie przy niskich cenach węglowodorów. Słuchając słów Aleksandra Vershbova po mini szczycie NATO w Bukareszcie można zakładać, że kierownictwo Sojuszu Północnoatlantyckiego tak właśnie myśli.  

To wszystko musi przekładać się też na powolną, ale jednak podobną do tej natowskiej, zmianę perspektywy USA. Wraz z upływem kadencji prezydenta Baracka Obamy rośnie jego asertywność w stosunku do Rosji, która przeszkadza Amerykanom wszędzie, gdzie tylko może. W takiej sytuacji nie tylko NATO, ale i USA muszą coraz poważniej rozważać przychylenie się do żądań takich krajów jak Polska, które chciałyby rozmieszczenia wojsk Paktu (głowie amerykańskich) w sile przynajmniej jednej brygady w Polsce. Jak dotąd powstrzymuje tę decyzję jednak sprzeciw Niemiec i Francji. A zgodnie z obecną strategią, USA dążą do utrzymywania status quo nie tyle bezpośrednio się angażując, co jest kosztowne i ekonomicznie i politycznie (jak pokazały przykładu Iraku czy Afganistanu), ale poprzez oddziaływanie na lokalnych graczy na danym obszarze. Tymczasem rola Niemiec jako najważniejszego partnera USA i stabilizatora sytuacji w Europie i na jej wschodnich obrzeżach, obiektywnie osłabła.

W takich okolicznościach znacznie łatwiej będzie nam upominać się o trwałą i poważną obecność sojuszu na naszym terytorium. Co więcej Francja, którą ktoś ostatnio trafnie określił mianem PSL-u Unii Europejskiej, zapewne nie będzie trzymała z Niemcami, które obecnie w kwestii imigracyjnej stanowią raczej część problemu niż jego rozwiązania.  

Dlatego tym razem nie warto oglądać się na stanowisko Niemiec, a twardo negocjować i domagać się obecności wojsk NATO w Polsce. Sprzyja nam sytuacja międzynarodowa oraz obecne położenie i sytuacja w samych Niemczech. Nie zanosi się też aby Rosji udało się wciągnąć zachód i USA do współpracy w Syrii, co zapewne skończyło by się kolejnym resetem, za który cenę zapłaciłaby Ukraina, ale i być może cały nasz region.

Jednocześnie w samych Niemczech dla tych, którzy chcieliby ograniczenia liczby przybywających tam uchodźców, niezbędnym staje się konieczność porozumienia z krajami takimi jak Turcja czy Grecja, ale zarazem i z państwami Europy Środkowo Wschodniej, przez które imigranci trafiają czy mogą w przyszłości trafiać do Niemiec. Dlatego w przypadku dojścia do głosu przeciwników Merkel w koalicji CDU/CSU i SPD, pozycja regionu i Polski może wzrosnąć. Warunkiem niezbędnym jest jednak współpraca naszych państw i reprezentowanie wspólnego stanowiska wobec Niemiec. Nie można pozwolić aby kraje naszego regionu były rozgrywane pojedynczo przez silniejszych i szły na ustępstwa nie otrzymując nic w zamian.

Bez wiarygodnej odpowiedzi NATO na obecne zagrożenia wzmocnieniu ulegnie ta linia niemieckiej polityki, która de facto staje się coraz bardziej anty-unijna i sprzyjająca „koncertowi mocarstw” wzmacniającemu pozycję Rosji w Europie. Wskazywać na to może też coraz częstszy krzyk kanclerz Merkel o rzekomym braku solidarności europejskiej państw naszego regionu w kwestii podziału zdążających głównie do Niemiec fal imigrantów. Krzyk, który ma przykryć brak realnej solidarności europejskiej ze strony Niemiec w kwestiach gospodarczych i geopolitycznych, a więc kluczowych dla przyszłości UE.