Szewko: O wolności w stanie wojny (z terrorem)

8 kwietnia 2016, 13:15 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Dr Wojciech Szewko

Ekspert ds. Bliskiego Wschodu

Współpracownik BiznesAlert.pl

Dyskusja o relacjach między wolnościami obywatelskimi, a prawem państwa do ich ograniczania w sytuacjach nadzwyczajnych jest zapewne tak stara jak historia filozofii polityki, która próbowała opisywać i uzasadniać uprawnienia suwerena.

Współcześnie dyskusja ta będzie szczególnie żywa w Europie, ponieważ fala zamachów terrorystycznych, we Francji i w Belgii oraz informacje o kolejnych spiskach i degradacji naszego bezpieczeństwa skłania legislatywy do uchwalania kolejnych ustaw antyterrorystycznych i budowania szczególnych nadzwyczajnych uprawnień dla egzekutywy i służb bezpieczeństwa państwa.

W systemie zachodnim i jego bogatym dyskursie publicznym o prawach jednostki i rozmaitych formach represywności państwa, najwięcej emocji wzbudzał zawsze słynny amerykański Patriot Act i jego kolejne iteracje.

Obrońcy praw człowieka wskazywali, że narusza wszystkie podstawowe zdobycze anglosaskiego systemu praw podstawowych, Habeas Corpus Act, Bill of Rights etc.

Osoba podejrzewana traktowana jest w nim jako „wrogi agent” a nie tak jak obywatel, władze federalne mogą wszczynać postępowania, zbierać dane, podejmować działania operacyjne wobec osób, wobec których dotychczas nie było żadnych podstaw formalnych do działania.

Zbieranie i przechowywanie informacji przez wyspecjalizowane agencje, faktyczna likwidacja tajemnicy korespondencji, prywatności, wreszcie domniemania niewinności. To wszystko zarzuty, które stawiano tej i kolejnym regulacjom amerykańskim.

Obrońcy Patriot Act wskazywali natomiast, że taka ustawa jest w pełni zgodna zarówno z literą jak i duchem konstytucji USA. Wykazywano bowiem, że jeśli ojcowie założyciele odwoływali się do myśli i koncepcji Johna Locke’a, to przecież ów w Drugim Traktacie o Rządzie pisał, że jeśli ktoś dokonuje aktu agresji wobec ludzkości (nie tylko wobec jednostki), wówczas ludzkość jednoczy się przeciwko agresorowi tak jak przeciwko każdej dzikiej bestii, z którą ludzkość „nie będzie miała ani społeczeństwa ani bezpieczeństwa”. (ang. with whom mankind can have neither society nor security).

Uzasadnia się więc, że zamach na społeczność tak jak zamach na jednostkę owej dzikiej bestii wymaga działania, które taką bestię z systemu wyeliminuje.

Próbuje się tym samym udowodnić, że w takim kontekście działania kolektywne w celu eliminacji zagrożenia nie naruszają praw jednostki oraz są elementem porządku praw naturalnych.

Wydawałoby się, że w USA po 11 września ani Al Kaidzie, ani Państwu Islamskiemu nie udało się powtórzyć ataku na taką skalę.

Ale czy rzeczywiście te specjalne, nadzwyczajne uprawnienia, wprowadzające systemowe zezwolenie na (de facto) szykanowanie milionów ludzi cokolwiek zmieniły?

Wszechmocna NSA, FBI, CIA, ze swoimi budżetami większymi niż budżety niejednego państwa nie były w stanie wykryć i zapobiec zamachowi w Bostonie dokonanemu przez braci Carnajewów 15.04.2013 r., w którym zginęły 3 osoby a 280 zostało rannych. Wiadomo, że do samego zamachu inspiracją były przemówienia lidera AQAP (Al Kaidy Półwyspu Arabskiego) Anwara al Awlaki, ale nie dowiedziono bezpośrednich związków między zamachami a jakąkolwiek zagraniczną organizacją pomimo licznych przesłanek.

Z drugiej strony nie wiadomo też,  czy faktycznie i dobrze szukano. Ujawnienie takich związków poddałoby w wątpliwość zasadność owych szczególnych uprawnień wynikających z Patriot Act oraz miliardy USD przeznaczane na zbieranie i przetwarzanie danych.

Warto wspomnieć, że również Faisal Shahzad, który próbował dokonać zamachu na Times Square w Nowym Jorku w 2010 r. był zainspirowany przez Anwara al Awlaki i AQAP. Co więcej, jak okazało się później miał związki z Lashkar-e-Taiba – tą samą organizacją, która dokonała zamachów w Mombaju w 2008 r.

A jednak bez szczególnych przeszkód wjechał do USA, przygotował bombę itp.

Ponieważ to artykuł publicystyczny pozwólmy sobie na odrobinę populizmu – Polak z sojuszniczego i wiernego wobec USA kraju nadal bez wiz podróżować nie może, a członkowie organizacji terrorystycznych – jak się okazuje – bez trudu.

Awlaki, niekwestionowany ojciec duchowy Al Kaidy w Jemenie, zainspirował i to już bezpośrednio, co udało się udowodnić, także zamach dokonany przez Nidala Hasana, który w 5.11.2009 r. w Fort Hood zabił 13, a zranił 29 żołnierzy.

Wydawałoby się że to sytuacja nie do wyobrażenia, żołnierz USA korespondujący z liderem Al Kaidy, człowiekiem nr 4 może nr 5 na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów świata. A jednak.

Awlaki spotykał się również z Faroukiem Abdulmutallabem, który próbował wysadzić w powietrze lot Northweast Airlines z Amsterdamu do Detroit 24.12.2009 r.

Wreszcie 30 września 2011 r., z rozkazu prezydenta Obamy amerykański Predator zabił Anwara al-Awlaki w Marib w Jemenie.

Nie zmniejsza to jednak wątpliwości dotyczących zarówno skuteczności nadzwyczajnego ustawodawstwa w zapobieganiu aktom terroru w USA, ponieważ większość kontaktów lub korespondencji między liderem al Kaidy, obywatelem USA oraz zamachowcami odbywała się jawnie, mailem, nieszyfrowaną korespondencją, otwartymi kanałami komunikacji.

Ponadto samo działanie Obamy – decyzja o zamordowaniu amerykańskiego obywatela na terytorium obcego państwa, z którym nie toczy się wojny, przez amerykański wojskowy aparat latający  – to zapewne będzie inspiracją dla prac semestralnych wielu pokoleń studentów prawa konstytucyjnego w USA.

Na marginesie warto dodać, że Awlaki zainspirował, a być może również spotykał się (tego nie udowodniono) z przynajmniej jednym z braci Kouachi, którzy dokonali zamachu na Charlie Hebdo w Paryżu.

We Francji nowe zapisy ustawy antyterrorystycznej wprowadzone pod obrady Zgromadzenia po zamachu na Charlie Hebdo też wywoływały wielkie kontrowersje.

Zdecydowano się np. na wielogodzinne „zatrzymanie administracyjne”, które miałoby dać władzom czas na pobranie i przeglądanie raportów, wystąpienie o akta do krajowych i  zagranicznych agencji. Tak uzasadniał te zapisy minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve. Po poprawkach socjalistów – ograniczono prawo do wyłącznie osób o „bezpośrednim związku” z „aktywnością terrorystyczną”. Związkiem takim mogłaby być jednak zwykła notatka policyjna, sporządzana chwilę wcześniej – jak dowodzili krytycy. Osoba taka nie mogłaby być jednak przesłuchiwana, a prokurator musiał być niezwłocznie informowany o fakcie takiego zatrzymania, które miałby prawo w każdej chwili przerwać. Art. 19 ustawy, najbardziej kontrowersyjny we Francji, regulował kwestie użycia broni palnej przez policję. Nazywany był we francuskiej prasie „shoot to kill” albo nawiązując do filmów z Bondem – „licencją na zabijanie”, choć w porównaniu do np. amerykańskich przepisy francuskie, nawet zmienione, są nadal niezwykle łagodne.

Do ustawy wprowadzono ponadto zapis dotyczący używania spyware i rozmaitych szpiegowskich środków elektroniczno – informatycznych rozszerzający uprawnienia śledczych do inwigilacji elektronicznej.

W parlamencie pojawił się jeszcze pomysł, żeby wyposażyć policjantów w kamery Go-Pro, żeby uniknąć zarzutów o „profilowanie rasowe” czyli o zatrzymywanie i kontrolowanie według klucza rasowego.

13 listopada 2015 r. podczas zamachów w Paryżu udało się udowodnić jak nieskuteczne i nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością były te przepisy.

Zamachu dokonały osoby świetnie znane, można zaryzykować stwierdzenie – celebryci świata dżihadu.

Większość z nich nieskrepowana poruszała się między wyspami Kos i Leros, Słowacją, Węgrami, Austrią i Niemcami. O podróżach i spokojnym przygotowywaniu zamachu w Paryżu i Brukseli nie wspominając.

Wiemy obecnie jak nieskrepowane były ich przygotowania logistyczne, przerzut broni, zwiad, jak rozbudowana była sieć współpracowników, która przekracza obecnie liczbę 50 osób.

Wszystko to ponownie wywołuje w Europie dyskusję  – jaka jest rzeczywista relacja między wprowadzanymi ustawowo nadzwyczajnymi uprawnieniami i ich adekwatnością do zagrożeń, a faktyczną przydatnością.

Po zamachach w Paryżu Salah Abdeslam był trzykrotnie zatrzymywany i kontrolowany przez policję. Pomimo tego bez przeszkód dotarł do Belgii. Kontrolujący ich samochód policjant bardziej był zainteresowany tym czy palili trawkę niż tym, że mogą być terrorystami uciekającymi po najbardziej krwawym zamachu ostatnich lat.

Nieadekwatność zwyczajnych regulacji dostrzegła też sama Francja – wprowadzając po zamachach stan wyjątkowy – co pośrednio udowodniło, że owe „zwyczajne – nadzwyczajne” regulacje w aktualnej sytuacji są po prostu nieprzydatne.

Aktualnie we Francji bardzo żywa jest dyskusja o tym, żeby jak powiedział Hollande – „wyjście ze stanu wyjątkowego nie osłabiło nas”.

Bardzo ciekawym wątkiem w debacie jest pytanie zadane przez jednego z sędziów i profesorów prawa: jeśli tylko stan wyjątkowy (czyli zawieszenia części praw) ma nam zapewniać „stan bezpieczeństwa” to znaczy, że rządy prawa są tym samym „stanem braku bezpieczeństwa”.

O Belgijskim systemie antyterrorystycznym napisano już bardzo wiele. Można odnieść wrażenie, że komedia francuska znana z wykpiwania żandarmów i policjantów inspiracje czerpie właśnie z systemu belgijskiego.

Miejsce pobytu Salaha Abdeslama z dużym prawdopodobieństwem znane było dwa tygodnie po zamachach w Paryżu, nikt nie przesłuchał go po aresztowaniu, a w ciągu 4 kolejnych dni (aż do zamachu w Brukseli) rozmawiał z policją tylko przez godzinę. Pozwolono, żeby jego adwokat opowiadał o szczegółach śledztwa w TV, a na dodatek w tym kontekście ujawniono informację o prawdziwej tożsamości Soufiane Kayala – co prawdopodobnie bezpośrednio sprowokowało ataki w Brukseli.

Prawie codziennie dowiadujemy się o kolejnych absurdach, pomyłkach, których prawdopodobnie nie popełnia policjant łapiąc włamywacza, a które popełniane były i są w największym od czasów 11 września 2001 r. śledztwie antyterrorystycznym w Europie.

Belgia posiada swoje „specjalne” prawo antyterrorystyczne, uchwalone w 2003 r., które po wielu perypetiach weszło w życie w grudniu 2005 r. Prawo to zwiększało uprawnienia do podsłuchiwania i śledzenia elektronicznego, tworzyło specjalne centrum wymiany informacji między agencjami pod wspólnym zarządem ministra sprawiedliwości i spraw wewnętrznych (OCAM) zajmujące się również ewaluacją i analizami zagrożeń.

Siedziba OCAM znajduje się aż 3 km od miejsca gdzie przez prawie 4 miesiące ukrywał się Salah Abdeslam.

16.01.2016 r. czyli na ponad 2 miesiące przed zamachami w Brukseli rząd, przeświadczony o nieuchronności zamachów przyjął zestaw założeń do nowego planu antyterrorystycznego (i odpowiednich aktów legislacyjnych).

Wśród nich znalazły się:

  • rozszerzenie definicji działalności terrorystycznej na wyjazdy zagraniczne w celach terrorystycznych
  • rozszerzenie listy środków nadzwyczajnych związanych z inwigilacją na organizowanie, rekrutowanie i finansowanie działalności terrorystycznej,
  • rozszerzenie listy możliwości odbierania obywatelstwa
  • optymalizacja wymiany informacji
  • uprawnienie do wzywania armii do realizacji celów rozpoznania i inwigilacji.

Premier Belgii prezentując ten plan pogratulował policji i wojsku, których działania zapobiegły „nieuchronnemu atakowi” oraz oświadczył, że nowe środki zapewnią zwiększenie bezpieczeństwa państwa.

Jak bardzo surrealistyczne zdają się być takie deklaracje w obliczu wydarzeń kolejnych miesięcy jak i  ujawnionych faktów dotyczących późniejszych zamachów.

W listopadzie 2015 r. policja w Mechelen dostała informację o radykalnym bratanku Abdeslama – Abid Aberkanie. W raporcie policyjnym z 7 grudnia 2015 r. wprost napisano, że ojciec Aberkana, Djamil Mohamed może mieć kontakt z Salahem Abdeslamem. Było to już po zamachach w Paryżu i wówczas, gdy poziom alertu antyterrorystycznego w Brukseli został podniesiony do poziomu 4. Nie przesłano jednak raportu z Mechelen do jednostki antyterrorystycznej w Brukseli pomimo tego, że sprawa dotyczyła najbardziej poszukiwanego terrorysty Europy.

18 marca 2016 r. właśnie w mieszkaniu Djamila Mohammeda, Abdeslam został postrzelony i aresztowany.

Ibrahim Bakraoui, zamachowiec z lotniska Zaventem w Brukseli został zwolniony warunkowo z więzienia w październiku 2014 r., w którym odsiadywał wyrok za otwarcie ognia do policjanta z broni maszynowej. Łamiąc warunki zwolnienia warunkowego (czyli będąc poszukiwany) wyjechał bez przeszkód do Turcji. W Turcji, w Giazantep, 11 czerwca 2015 r.,  został zatrzymany jako podejrzany o próbę podjęcia działalności terrorystycznej, a 14 lipca wydalony do Holandii.

Holandia jednak nie poszukiwała go i ponieważ nie podano powodów jego deportacji, został zwolniony i swobodnie z Holandii pojechał do Belgii. Podczas wystąpienia przed parlamentem szef MSW Holandii Van der Steur przyznał, że FBI umieściło 25 września 2015 r. braci Bakraoui na liście osób podejrzewanych o terroryzm – powinni więc zostać zatrzymani.

Policja ustaliła, że to właśnie Bakraoui wynajmował mieszkanie w Forest, w którym ukrywał się Salah Abdeslam, zanim zbiegł z niego do drugiego lokalu – właśnie tego w którym go postrzelono i zatrzymano.

Bogatsi o doświadczenia Francji i Belgii, również w Polsce czeka nas wkrótce żywa dyskusja na temat ustawy antyterrorystycznej.

Ustawa ta, (według zaprezentowanych założeń) daje policji prawo do natychmiastowego wydalania cudzoziemców stanowiących zagrożenie, daje prawo do zamknięcia granic, zatrzymywania podejrzanych o terroryzm nawet na 14 dni oraz całodobowe prowadzenie rewizji. Założenia te nie wywołały jednak takich emocji jak się spodziewano.  Z punktu widzenia praw i wolności obywatelskich dużo bardziej kontrowersyjna i emocjonująca politycznie była zmiana ustawy o policji, zwana też w mediach „ustawą o podsłuchach”, która jak można było odnieść wrażenie, nie dawała prawa do swobodnego podsłuchiwania obywateli jedynie ochotniczej straży pożarnej oraz sanepidowi.

Czy istnieje jakakolwiek relacja między zwiększaniem naszego bezpieczeństwa, a takimi ustawami – nie udało się dowieść. Doświadczenia europejskie wskazują, że to nie brak uprawnień do inwigilacji, a raczej typowe i codzienne absurdy systemów państw europejskich oraz groteskowe luki w systemie współpracy państw UE, wykorzystywane bezwzględnie przez ekstremistów, stanowiły i stanowią największe zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli.

Filière Zerkani a potem Sharia4Belgium mogło wysłać ok 1000 osób na wojnę do Syrii i Iraku bo nie istniały przepisy, które bezwzględnie by to penalizowały. Metro w Brukseli działało godzinę po zamachu na lotnisku – bo nie przekazano informacji, żeby je zatrzymać. Imigrant Ali Salah, który próbował dokonać ataku na posterunek policji w Paryżu w styczniu 2016 r., mógł posługiwać się 5 tożsamościami, które uzyskał w różnych krajach UE – ponieważ nie ma wspólnej europejskiej bazy danych dokumentów i odcisków palców.

Miejmy nadzieję, że skuteczności naszego systemu i koordynacji działania i wymiany informacji organów państwa, nigdy nie będziemy musieli konfrontować z rzeczywistością.