Sytuacja w Syrii jest niezwykle skomplikowana. Od wielu lat toczy się tam krwawa wojna. Co jakiś czas dochodzi do użycia broni chemicznej. Giną tysiące ludzi, jeszcze więcej odnosi rany. Jakie są przyczyny i możliwości zakończenia tego tragicznego konfliktu, wyjaśnia doktor Wojciech Szewko, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
BiznesAlert.pl: Panie doktorze, w Syrii weszło niedawno w życie porozumienie o czterech strefach bezpieczeństwa, podpisane w Astanie, stolicy Kazachstanu. Co ono oznacza dla Syrii?
Wojciech Szewko: Porozumienie oznacza, że w kilku rejonach (Idlib/zachodnie Aleppo, Daraa, wschodni Damaszek, północna Hama) przez pewien czas dojdzie do zawieszenia broni. Jest przy tym mało prawdopodobne, żeby utrzymało się trwale – podobnie zresztą jak wcześniejsze. Ze względu na to, że podstawowe ugrupowania rebelianckie związane programowo lub historycznie z al Kaidą i niereprezentowane w Astanie, odrzucają nawet sam fakt prowadzenia rozmów, porozumienie ma podobną wartość jak poprzednie.
Jakie interesy mają tam Rosja i Stany Zjednoczone?
Interes Rosji jest znany. Chce ponownie odgrywać kluczową rolę w kilku państwach regionu, odbudować swoje wpływy z czasów dawnego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jej ambicje nie ograniczają się zresztą do Syrii. W ujęciu bardziej taktycznym, krótkoterminowym – doprowadzić pilnie do takiego rozstrzygnięcia politycznego, które będzie gwarantowało trwałą obecność polityczną, wojskową i gospodarczą Rosji w Syrii.
Jaka jest rola bliższych i dalszych sąsiadów Syrii, mających regionalne ambicje: Turcji i Iranu?
Państwa te rywalizują z sobą politycznie i militarnie, sponsorując, szkoląc, zaopatrując w broń i ludzi walczące strony. Turcja jest jednak tylko jednym z graczy, a do owego chwilowego porozumienia z Iranem zmusza ją sytuacja geopolityczna. Nieuchronność utworzenia jednego lub dwóch państw kurdyjskich (w północnym Iraku i w północnej Syrii) oraz przychylna tym dążeniom polityka USA powoduje, że Turcja potrzebuje pilnie antykurdyjskich sojuszników. Dla Iranu (i jego sojuszników) niepodległy Kurdystan jest równie dużym zagrożeniem, jak dla Turcji.
Tymczasem w rozmowach, jakie odbyły się kilka dni temu, brały udział Rosja, Iran i Turcja. Stany Zjednoczone były tylko obserwatorem. O czym to świadczy?
To celowy zabieg tych państw, które zapoczątkowały proces negocjacji w Astanie. Ma on udowadniać, że USA są czynnikiem destabilizującym region (podobnie jak Katar i Arabia Saudyjska), natomiast stronami konstruktywnie poszukującymi pokoju są właśnie inicjatorzy rozmów w Astanie. Tak zresztą było to wprost prezentowane.
Tak czy inaczej, na razie trudno mówić o sukcesie. Czy porozumienie ma szanse powodzenia, czy jest kolejnym dowodem bezradności wszystkich stron uczestniczących w konflikcie?
Żeby do porozumienia doszło, musiałyby w nim brać udział wszystkie strony konfliktu, a nie tylko część. Poza tym pozostali uczestnicy tej wojny – Katar i Arabia Saudyjska – chcą wojnę prowadzić dopóty, dopóki jej nie wygrają. Nawet wyłamanie się (taktyczne) Turcji na razie nie osłabiło sponsorowanych przez te państwa grup zbrojnych. Konflikt może więc dalej trwać nawet 2-3 lata. Również dla Izraela większość scenariuszy zakończenia tej wojny może być strategicznie bardzo niekorzystne.
Dokument skrytykowała od razu opozycja, co z pewnością nie wróży dobrze na przyszłość.
Opozycja krytykuje to porozumienie z kilku przyczyn. Jedną z nich jest fakt, że jego gwarantem jest Iran. Sam fakt formalizacji roli Iranu w syryjskim rozstrzygnięciu pokojowym jest nie do zaakceptowania ani dla Saudyjczyków ani dla Kataru, a to podstawowi sponsorzy opozycji. Przypomnijmy też, że opozycja – niezależnie od aktualnej propozycji „deeskalacji” – jako warunek sine qua non chce nie tylko obalenia Assada, ale też ustanowienia państwa wyznaniowego w Syrii, kategorycznie odrzucając pomysły zapisu o świeckości państwa w projekcie konstytucji.
Z tego punktu widzenia trudno dziwić się Stanom Zjednoczonym, że dały sobie spokój ze wspieraniem wojskowym i politycznym rebeliantów (przynajmniej na północy i zachodzie kraju), stawiając tam na świeckich i demokratycznych (choć w symbolice – marksistowskich, maoistowskich) Kurdów.
Rozmawiał Mieczysław T. Starkowski