W zeszłym tygodniu podpalono elementy sieci przesyłającej prąd w stolicy Bawarii. Głównym celem ataku był położony niedaleko zakład zbrojeniowy Rohde & Schwarz. Sprawcy najprawdopodobniej nie wiedzieli, że firma dysponuje dodatkowymi zabezpieczeniami na wypadek awarii prądu i jest w stanie funkcjonować bez kontaktu z siecią zewnętrzną. Ucierpiała także część 1,5-milionowego Monachium, gdzie w wyniku ataku zabrakło prądu dla prawie 20 tys. gospodarstw domowych.
Zniszczone stacje transformatorowe
Wiele sklepów spożywczych i supermarketów dotkniętych awarią musiało pozbyć się ton mrożonek i innych produktów. Uszkodzone zostały również sygnalizacje świetlne, tramwaje i urządzenia dostawcy usług telekomunikacyjnych, firmy Vodafone, przez co padły również połączenia internetowe. Zniszczonych zostało 50 linii podłączonych 150 stacji transformatorowych.
Do ataku przyznali się lewicowi ekstremiści, którzy motywują swoje działania nie tylko wrogością do niemieckich struktur państwowych i wojskowych, ale także sprzeciwem co do instalacji sieci 5G. Przytaczają także powody ekologiczne swoich działań. Monachijski dostawca energii Münchener Stadtwerke jest bowiem właścicielem elektrowni węglowych i atomowych.
Aleksandra Fedorska
Fedorska: Gdzie powstanie europejska dolina krzemowa? Niemcy już są w grze