Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump rozważa odkupienie Grenlandii od Danii. Miałby być zainteresowany znajdującymi się tam złożami minerałów i surowców energetycznych. Tak przynajmniej sugerują amerykańskie media. Duńska wyspa mogłaby jednak posłużyć Amerykanom do włączenia się w walki nad kontrolę nad Arktyką. Mógłby to być krok wyprzedzający wobec planów Chin i Rosji. Wiele wskazuje na to, że zakup Grenlandii jest tak samo mało realny jak odkupienie obwodu kaliningradzkiego od Rosji przez Polskę – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.
W ubiegłym tygodniu The Wall Street Journal poinformował, że w trakcie różnych spotkań amerykański przywódca miał sondować swoich doradców co sądzą o możliwości kupienia Grenlandii i na ile jest to realny plan do zrealizowania. Zdania były podzielone. Jego zwolennicy mieli wskazywać na bogactwa naturalne wyspy i na położenie strategiczne. Co prawda amerykański przywódca posiada doświadczenie jako deweloper ale chce z po nie sięgnąć nie jako biznesmen ale jako prezydent Stanów Zjednoczonych i wbić amerykańską flagę po środku Grenlandii czyniąc ją kolejnum stanem Ameryki? Z pewnością byłaby to jego największa transakcja w jego życiu. Nie wiadomo czy Trump poważnie myśli o ekspansji terytorialnej Stanów Zjednoczonych czy był to jednak żart, którego nie odczytali jego współpracownicy. W tej ocenie różnią się także media amerykańskie.
Wątpliwości nie mają jednak władze Grenlandii, które w mediach społecznościowych jasno stwierdziły, że wyspa nie jest na sprzedaż, ale jest za to otwarta na współpracę. W osobnym oświadczeniu premier Grenlandii Kim Kielsen podtrzymał stanowisko resortu spraw zagranicznych podkreślając, że jest otwarty na współpracę z każdym państwem, również ze Stanami Zjednoczonymi. Zaznaczył, że pomysł zakupu Grenlandii świadczy o tym, że ,,umysł amerykańskiego prezydenta topnieje szybciej niż nasza pokrywa lodowa”.
#Greenland is rich in valuable resources such as minerals, the purest water and ice, fish stocks, seafood, renewable energy and is a new frontier for adventure tourism. We’re open for business, not for sale❄️????? learn more about Greenland on: https://t.co/WulOi3beIC
— Greenland MFA ?? (@GreenlandMFA) August 16, 2019
Do sprawy odnieśli się również politycy duńscy, którzy również nie żałowali gorzkich słów pod adresem amerykańskiego prezydenta. W miniony weekend obecna na Grenlandii duńska premier Mette Frederiksen stwierdziła jedynie, aby ,,Bóg uwolnił nas od tego maniaka”. Jej poprzednik Lars Lokke Rasmussen stwierdził na jednym z portali społecznościowych, że informacje o odkupieniu Grenlandii są niczym innym jak żartem z okazji Prima Aprilis. Znacznie ostrzej zareagował rzecznik populistycznej Duńskiej Partii Ludowej Soren Espersen. Jego zdaniem jeżeli Donald Trump rzeczywiście się zastanawia nad zakupem Grenlandii to ,,jest to ostateczny dowód na to, że oszalał, a myślenie o tym, że Dania sprzeda 50 tys. swoich obywateli jest śmieszna”. Wiele wskazuje na to, że nikt poważnie nie traktuje planów Trumpa. Okazją do zweryfikowania intencji amerykańskiego prezydenta będzie zapowiadana na początek września jego wizyta w Danii. Jednak według doniesień medialnych nic nie wskazuje aby temat Grenlandii pojawił się w trakcie rozmów.
Do trzech raz sztuka?
To nie pierwszy raz w historii gdy Amerykanie próbowali odkupić wyspę od Duńczyków. Taka koncepcja pojawiła się już w latach sześćdziesiątych XIX wieku, za prezydentury Andrewa Johnsona. W 1867 roku departament stanu zasugerował, że zakup strategicznie ulokowanej Grenlandii wraz z jej bogactwami naturalnymi byłoby bardzo dobrym posunięciem. Do 1946 roku Waszyngton nie poczynił żadnych oficjalnych działań w tym kierunku. Wtedy prezydent Harry Truman oferował Duńczykom 100 mln dolarów za to terytorium.
Jaką kwotę byłby w stanie zaoferować Donald Trump? O ile można oszacować wartość ziemi czy zasobów, ale w jaki sposób określić wartość mieszkańców i ich przynależności do Danii? W przeszłości zdarzało się jednak, że państwa zwiększały swoją powierzchnię, nie w wyniku wojen, ale poprzez kupno terenów. W 1917 roku Amerykanom udało się odkupić od Danii Indie Zachodnie za 25 mln dolarów, które następnie zmieniły nazwę na Wyspy Dziewicze. Ponad 100 lat wcześniej, bo w 1803 roku, Stany Zjednoczone odkupiły Luizjanę od Francji. Za ok. 2,1 mln km kwadratowych zapłacili 15 mln dolarów. W 1867 roku Amerykanie odkupili Alaskę od Rosji za 7,2 mln dolarów, co wówczas określano jako ,,szaleństwo Sewarda (od nazwiska ówczesnego sekretarza stanu – przyp. red.)”. Krytycy tej transakcji przekonywali, że wydano ogromną sumę pieniędzy za odległy i trudno dostępny region o wątpliwej wartości. Potem jednak inwestycja zwróciła się w zyskach z wydobycia surowców.
Czy teraz będziemy mieli do czynienia z ,,szaleństwem Trumpa”? Umowa o autonomii Grenlandii z 2009 roku jasno wskazuje, że o takich kwestiach decydują sami mieszkańcy Wyspy, więc Dania nie może jej sprzedać nawet gdyby wpłynęła taka oferta. Uwagę na to zwracała duńska premier podczas ostatniej wizyty na Grenlandii. Wyspa ma kluczowe znaczenie dla Kopenhagi, ale warto podkreślić, że stanowi również integralną część duńskiej historii oraz postrzegania jej jako narodu odkrywców i żeglarzy, na co uwagę zwraca New York Times.
Dlaczego USA chcą kupić Grenlandię?
Warto jednak się zastanowić dlaczego Amerykanie chcą kupić wyspę o powierzchni 2,166 mln km kwadratowych, która w ponad 80 procentach jest skuta lodem? Pokrywa lodowa topniejąca w wyniku globalnego ocieplenia odsłania dostęp do skrywanych dotychczas zasobów naturalnych, np. ropy, gazu czy rudy żelaza. Według U.S Geogological Survey morskie zasobów ropy i gazu Grenlandii mogą wynosić ok. 50 mld baryłek ekwiwalenty ropy naftowej. Oprócz bogactwa wyspa jest także wydatkiem dla duńskiego budżetu. Obecnie wyspa opiera się w dużej mierze na subsydiach, co stanowi 60 procent jej budżetu. Rocznie kosztuje to duński budżet ok. 740 mln dolarów. Czy rzeczywiście Amerykanie chcą ponosić tak duże koszty? Chyba, że wcale nie chodzi o zasoby naturalne Grenlandii.
Na mocy traktatu obronnego z Danią z 1951 roku Stany Zjednoczone posiadają na północy Grenlandii bazę lotniczą Thule, która cieszy się znaczną autonomię. Znajduje się tam system radarów oraz system radiolokacyjny, który jest częścią systemu wczesnego ostrzegania przez rakietami balistycznymi dalekiego zasięgu. Warto spojrzeć na położenie samej Grenlandii, a więc północną część Atlantyku przy granicy z Oceanem Arktycznym. Jakakolwiek wzmożona obecność Amerykanów w tej części świata wiązałyby się z reakcją ze stroną Rosji, która nie ukrywa swoich ambicji związanych z Arktyką. W ciągu ostatnich kilu lat Kreml przeznaczył miliardy dolarów na modernizacją baz wojskowych wzdłuż północnej linii brzegowej Arktyki. Rosjanie zainstalowali tam radary, systemy ochrony przeciwrakietowej przy jednoczesnej modernizacji portów. W ten sposób chcą przejąć kontrolę nad tym obszarem, którego znaczenie będzie rosło. Głównie za sprawą zmian klimatycznych, które powodują, że Arktyka zaczyna być coraz bardziej dostępna dla żeglugi. Obecnie trwa walka o kontrolę nad tym obszarem, w którą włączają się nie tylko Amerykanie czy Rosjanie, ale również Chińczycy. – Agresywne działania Rosji i Chin w Arktyce to moment, w którym Amerykanie staną się narodem arktycznym. Wkraczamy w nowy erę strategicznego zaangażowania w Arktyce – mówił amerykański sekretarz stanu Mark Pompeo podczas majowej wizycie w Finlandii.
Walka o panowanie nad Arktyką
W 2018 roku przy istotnym wkładzie dyplomacji Waszyngtonu Duńczycy zablokowali udział Chińczyków w budowie trzech lotnisk na Grenlandii. Ostatecznie zdecydowali, że inwestycje zostaną zrealizowane z duńskiego budżetu. Jak zauważa Financial Times, ten ruch miał utrzymać Chiny z dala od Grenlandii. Nie zahamował jednak ambicji Pekinu. W międzyczasie opublikował pierwszą białą księgę na temat Arktyki w której wskazał, że zainteresowanie Państwa Środka tym obszarem nie będzie już tylko badawcze, ale również handlowe. Otwierający się nowy szlak handlowy mógłby być szansą na ekspansję gospodarczą Chin i realizację dostaw do Europy krótszą trasą. Nie jest wykluczone, że kiedyś Nowy Jedwabny Szlak będzie przebiegał również przez Morze Arktyczne. Rząd Grenlandii był zainteresowany kontaktami biznesowymi z chińskimi podmiotami,np. w energetyce. W październiku ubiegłego roku wiceminister energii Grenlandii Jorn Skov Nielsen dopuszczał możliwość, że w ciągu roku wyspa otworzy przedstawicielstwo w Pekinie. Agencja Reuters informowała wtedy, że w 2021 roku wyspa ogłosi rundę licencyjną na wydobycie ropy i gazu na lądzie. Udziałem w nim miałyby być zainteresowane koncerny chińskie CNPC i CNOOC.
Ostrzeżenie Trumpa
Mając na względzie doniesienia amerykańskich mediów o planach Trumpa wobec Grenlandii można próbować tłumaczyć je nie jako rzeczywistą ofertę lecz pewnego rodzaju krok wyprzedzający bądź ostrzegawczy względem innych państw zainteresowanych tym obszarem. Amerykański prezydent przyzwyczaił już świat do niecodziennego sprawowania urzędu i prezentowania się w roli biznesmena, a nie polityka i być może ma zakusy na duńską wyspę. Jednak realizacja tego pomysłu jest tak samo realna jak zakup obwodu kaliningradzkiego przez Polskę. Dzięki niemu nie byłby potrzebny przekop Mierzi Wiślanej, a nasz kraj mógłby szybciej zbudować elektrownię jądrową dzięki znajdującemu się tam zamrożonemu projektowi Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej. Jest to jednak scenariusz abstrakcyjny, ponieważ reakcja Rosji na polską propozycję byłaby do przewidzenia. Niemniej jednak papierkiem lakmusowym amerykańskich intencji wobec Grenlandii będzie wspomniana wcześniej wrześniowa wizyta w Danii. Propozycja zakupu wyspy jest mało prawdopodobna, ale prezydent Trump już nieraz zaskakiwał opinię publiczną.