– Gazprom po raz pierwszy od wielu lat znalazł się w sytuacji, gdy deklaracje o pewności dostaw i wiarygodności sprzedającego stają pod znakiem zapytania. Przez konflikt wywołany przez Rosję, kraje Unii zyskały świadomość, że muszą szybko szukać alternatywy dla rosyjskich surowców – pisze Iwona Trusewicz z Rzeczpospolitej.
– Rosjanie też zdają sobie sprawę, że tracą twarz. I nie mogą jak pięć lat temu, po prostu na dwa tygodnie przykręcić kurek. Teraz wyznaczają Ukrainie kolejne terminy, zapewniając nas jednocześnie, że klienci, którzy płacą, nie mają się co obawiać o brak dostaw – ocenia. – Jest dla mnie oczywiste, że Ukraina musi swoje długi spłacić i nie bardzo mnie obchodzi, że przez lata płaciła drogo za rosyjski gaz. Kontrakt pozostaje kontraktem, tak długo dopóki nie podpisze się nowego. Ale klienci płacący regularnie nie mogą tracić, przez to, że w tym samym bloku mieszka dłużnik, walczący z dostawcą.
– Dlatego kluczowe jest, na jak długo starczy Brukseli cierpliwości do obu stron tego konfliktu. I czy i jaką ma taktykę w wypadku jego zaostrzenia – przekonuje publicystka.
Źródło: Rzeczpospolita