Inwestorzy nie lubią niepewności. Wiedzieliśmy to od dawna, ale ostatnie dni pokazały, jak bardzo może to wpłynąć na kondycję dużych spółek energetycznych. Wystarczyło kilka słów premiera Donalda Tuska, by akcje PGE gwałtownie potaniały, a inwestorzy zaczęli masowo analizować możliwe scenariusze.
Podczas konferencji prasowej premier zasugerował, że plany dotyczące wydzielenia aktywów węglowych do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) mogą nie zostać zrealizowane w dotychczasowym kształcie. Tusk stwierdził, że obecny rząd nie jest przekonany, czy projekt NABE „jest najlepszym rozwiązaniem z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego i ekonomicznego”.
Choć nie padły żadne twarde deklaracje, rynek zareagował natychmiastowo. Kurs akcji PGE – spółki, która miała być jednym z największych beneficjentów wydzielenia węglowych aktywów – spadł o ponad 6 procent. To największy dzienny spadek od ponad roku. Inwestorzy w jednej chwili zaczęli kwestionować cały plan transformacji energetycznej oparty o ten mechanizm.
Projekt NABE miał przenieść obciążenie aktywów węglowych z bilansów spółek notowanych na giełdzie (jak PGE, Tauron czy Enea) do kontrolowanej przez państwo agencji. W ten sposób firmy energetyczne mogłyby skupić się na transformacji i inwestycjach w odnawialne źródła energii, nie martwiąc się o generujące straty elektrownie węglowe. W obecnej sytuacji reformę zamrożono w niepewności.
Niepewność ta ma konkretną cenę. Spadek wartości PGE przełożył się na ubytek kilkuset milionów złotych kapitalizacji. Inwestorzy nie tylko sprzedają akcje, ale też zaczynają kalkulować, co oznaczałoby pozostawienie aktywów węglowych w bilansach spółek.
Tusk zapowiedział, że decyzja w sprawie NABE zostanie ogłoszona w ciągu najbliższych tygodni. Dla inwestorów i rynku kapitałowego to jednak zbyt odległa perspektywa.
Premier ma pomysł na Rafako
Premier Donald Tusk podczas swojej wizyty na Śląsku zapowiedział, że rząd podejmie działania na rzecz uratowania Rafako – spółki, która jeszcze kilka lat temu była filarem polskiego sektora energetycznego, a dziś stoi na skraju upadłości. Deklaracja szefa rządu brzmi obiecująco, ale nie brakuje głosów sceptycznych, które pytają: czy mamy do czynienia z realnym planem, czy jedynie z kolejną polityczną narracją?
– Jestem przekonany, że uda się znaleźć sposób na to, by utrzymać firmę, uratować miejsca pracy i zbudować też nową przyszłość Rafako – powiedział premier Tusk podczas konferencji prasowej w Rybniku, nie wskazując jednak konkretnych mechanizmów wsparcia.
Rafako to przedsiębiorstwo z ogromnym dorobkiem – znane m.in. z budowy bloków energetycznych, w tym tych w Opolu czy Jaworznie. Przez lata było symbolem polskiej inżynierii przemysłowej. Jednak zmieniający się rynek, opóźnienia w realizacjach, spory z kontrahentami i brak jasnej strategii rozwoju doprowadziły firmę na skraj bankructwa. Obecnie toczy się postępowanie sanacyjne, a pracownicy obawiają się o przyszłość swoich miejsc pracy.
Premier podczas wizyty wskazał na potencjalne zaangażowanie państwowych spółek i instytucji w ratowanie Rafako.
Taka deklaracja daje nadzieję, ale również rodzi pytania. Po pierwsze: dlaczego dopiero teraz? Problemy Rafako narastały od lat, a najgorszy okres firma przeżywała już w czasie poprzedniej kadencji rządu. Po drugie: jakie realne narzędzia zostaną wykorzystane, skoro obecnie ani PFR, ani BGK nie przedstawiły żadnego planu działania?
Wiele zależy też od samych wierzycieli i sytuacji wewnętrznej spółki. Nawet najlepsze intencje rządu mogą nie wystarczyć, jeśli nie zostanie wdrożona spójna strategia przemysłowa, która uwzględni zmieniający się rynek – zwłaszcza odchodzenie od węgla i transformację energetyczną.
Business Insider / Biznes Alert
Czeka nas wielki powrót Ursusa? Właściciel wierzy w nowy rozdział