Onyszkiw: Ukraina odrzuci tranzyt gazu rosyjskiego do końca roku (ROZMOWA)

2 kwietnia 2024, 07:35 Atom

 – Po zakończeniu bieżącego kontraktu, tranzytu gazu rosyjskiego przez terytorium Ukrainy jak dotychczas nie będzie. Nie ma takiej woli politycznej ani Brukseli, ani Kijowa. Rosja uważa, że jej paliwo będzie potrzebne Europejczykom, ale tak się nie stanie – mówi Jurij Onyszkiw, analityk Refinitiv, brytyjsko-amerykańskiego dostawcy danych z rynków, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

fot. Naftogaz
fot. Naftogaz

  • Pracuję jako analityk London Stock Exchange Group i my niedawno opublikowaliśmy taki raport pokazujący właśnie temat tranzytu rosyjskiego gazu. Po zakończeniu bieżącego kontraktu naszym zdaniem tranzytu na zasadzie takiej umowy jak dotychczas nie będzie.
  • Ciekawym wydaje się pytanie o ilości potencjalnego tranzytu bez kontraktu. Teraz mówimy o 12-14 mld m.sześc. rocznie dla Słowacji, Austrii i Włoch. Włochy podobnie jak Polska leżą nad morzem, mają terminale LNG, mają inne rurociągi, np. z Azerbejdżanu i mogą dywersyfikować dostawy z różnych kierunków.
  • Po wszystkich sporach Naftogazu i Gazpromu oni przestali sprzedawać, my kupować. Kupowaliśmy więc gaz po cenach rynkowych z Europy, czy na spocie, czy w długoterminowych kontraktach.

BiznesAlert.pl: Czy z końcem 2024 roku naprawdę nie będzie już tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę?

Jurij Onyszkiw: Pracuję jako analityk London Stock Exchange Group i my niedawno opublikowaliśmy taki raport pokazujący właśnie temat tranzytu rosyjskiego gazu. Po zakończeniu bieżącego kontraktu naszym zdaniem tranzytu na zasadzie takiej umowy jak dotychczas nie będzie. Nie ma takiej woli politycznej. Ani Brukseli, ani Kijowa, choć Rosja bardzo chce przedłużenia tego tranzytu, bo ich zdaniem Europejczykom ich paliwo będzie potrzebne. Tak więc przedłużenia kontraktu między Ukrainą a Rosją nie będzie, ale może się zdarzyć tak, że techniczna możliwość tego tranzytu będzie pod warunkiem, że Rosja będzie sprzedawać ten gaz w punkcie wejścia na granicy Rosji z Ukrainą, a nie jak teraz na granicy Ukrainy z resztą Europy, gdzie Rosja sprzedaje paliwo czy do Słowacji, czy do Mołdawii. Rosja ma możliwość sprzedaży gazu „na wejściu” na przykład w Sudży, tuż przy obwodzie sumskim, na północy Ukrainy. Wtedy zainteresowane kraje europejskie mogą sobie zarezerwować ilości gazu, kupić go na granicy Rosji z Ukrainą i transportować dalej. GTS (operator gazociągów Ukrainy – przyp. red.) powiedział, że taka możliwość techniczna dla rezerwowania „na wejściu” będzie. To znaczy, że kontraktu nie będzie, ale możliwość prawna i techniczna dla tranzytu dla poszczególnych firm europejskich pozostanie. To tak, jak teraz na przykład Słowacja kupuje gaz w Holandii i przez inne kraje transportuje do siebie – nie ma z nimi kontraktu, tylko korzysta z interkonektorów rezerwując pojemności i wnosząc stosowne opłaty każdemu operatorowi w danym kraju.

A będzie zainteresowanie rosyjskim gazem w Europie? Niektórzy chyba nie mają wyjścia.

Prowadziłem kilka dni temu międzynarodowy webinar, gdzie spytałem uczestników, czy ich zdaniem od 2025 roku europejskie firmy będą rezerwować pojemności na tranzyt gazu przez Ukrainę i uczestnicy podzielili się dokładnie pół na pół. A to byli uczestnicy rynku, a nie jacyś laicy. I część z nich twierdzi, że ten tranzyt będzie trwał.

Ciekawe z jakich oni byli krajów…

Nie wiem tego, ale myślę, że północno–zachodnia Europa, może Niemcy, Francja, trochę Norwegia, może ktoś z Ukrainy, Słowacja i Austria. Te dwa ostatnie kraje są bardzo uzależnione od rosyjskiego gazu.

Polsce jakoś udaje się obyć bez rosyjskiego gazu, ale też węgla, a przecież jego import był naprawdę duży…

Tak, nawet trochę węgla kupowaliście z okupowanego Donbasu, pamiętam (nawiązanie do książki „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu” o imporcie antracytu z okupowanych terenów Ukrainy, gdzie Jurij był jednym z komentatorów – red.). A wracając do gazu, ciekawym wydaje się pytanie o ilości potencjalnego tranzytu bez kontraktu. Teraz mówimy o 12-14 mld m.sześc. rocznie dla Słowacji, Austrii i Włoch. Włochy podobnie jak Polska leżą nad morzem, mają terminale LNG, mają inne rurociągi, np. z Azerbejdżanu i mogą dywersyfikować dostawy z różnych kierunków. Włochy były niedawno bardzo zależne od rosyjskiego gazu, ale szybko przestawiły się na inne źródła tego paliwa. Oni się na to przygotowali i oni sobie bez rosyjskiego gazu poradzą zwłaszcza, że planują budowę kolejnych terminali. Sytuacja Słowacji i Austrii jest trudniejsza, bo nie mają dostępu do morza. Ale one z kolei mogą importować gaz przez kraje trzecie, jak Polska, Węgry czy Czechy i tak mogą np. kupić gaz z Danii. Austria zaś ma interkonektory z Włochami i Niemcami i też mogą sobie poradzić. Pytanie oczywiście, jaka będzie cena przejścia na inne źródła gazu, bo wiadomo, że paliwo z Gazpromu było tanie, podobnie jak transport przez Ukrainę. To są oczywiście pytania o rynek, ale też o politykę, gdy Bruksela mówi, że trzeba się uniezależniać od Rosji. Jest przecież program REPowerEU, który mówi o całkowitym uniezależnieniu się od rosyjskich paliw kopalnych w najbliższych latach. Ameryka z kolei nałożyła sankcje na Arctic LNG i on wciąż nie pracuje, choć miał ruszyć z początkiem 2024 roku, a europejskie firmy miały podpisane kontrakty z Novatekiem, ale się wycofały. Reasumując – niektórym europejskim krajom będzie od 2025 roku, trudniej. Ale trudniej nie oznacza niemożliwego. Częściowo alternatywą jest też Turkish Stream, bo tam jest wolna przepustowość, a tamtędy też płynie rosyjski gaz, są też interkonektory.

Skoro nie będzie kontraktu Ukraina-Rosja, to kto będzie miał pieniądze z tego tranzytu?

Gdy europejskie firmy będą się kontraktować „na wejściu” do Ukrainy, będą płacić operatorowi rosyjskiemu za wyjście z tamtego systemu, Ukrainie „na wejściu” i dalej takie opłaty będą wnosić na każdym etapie, każdemu operatorowi gazociągu, w każdym kraju. Rury to monopol. Nie ma alternatywy. Oczywiście może się też zdarzyć, że ukraińskie prawodawstwo w ogóle zabroni nawet takiego tranzytu, ale póki co ja się takiego scenariusza nie spodziewam i nic na to nie wskazuje.

Ukraina nie kupuje rosyjskiego gazu od 2014 roku. Macie swój, ale jak sobie radzicie?

Po wszystkich sporach Naftogazu i Gazpromu oni przestali sprzedawać, my kupować. Kupowaliśmy więc gaz po cenach rynkowych z Europy, czy na spocie, czy w długoterminowych kontraktach. Wtedy roczne zużycie wynosiło ok. 30 mld m. sześc., z czego 2/3 pokrywaliśmy swoim krajowym wydobyciem. Od czasu pełnoskalowej wojny zużycie gazu w Ukrainie spadło, czy to z powodu okupacji, czy to z powodu zamykania dużych przedsiębiorstw, jak chociażby hut w Mariupolu. Ten spadek to ok. 1/3 zużycia, w związku z tym praktycznie teraz Ukraina zabezpiecza swoje zapotrzebowanie krajowym wydobyciem, po deokupacji wznowiono wydobycie w niektórych miejscach, np. w obwodzie charkowskim. Czasem ma miejsce niewielki import, np. z Norwegii przez Polskę. Minioną zimę jednak wytrzymaliśmy na ukraińskim gazie, a importowaliśmy raczej energię elektryczną. I tę zimę w porównaniu do poprzedniej udało się przeżyć niemal bez wyłączeń.

Właśnie o to miałam zapytać, ponieważ sytuacja energetyczna była zgoła inna niż rok wcześniej, a przecież Rosja wcale nie zmniejszyła liczby ataków na infrastrukturę krytyczną, jak choćby dziś, gdy rozmawiamy (22 marca 2024 roku – przyp. red.), gdy wysłała 151 rakiet i dronów głównie na obiekty energetyczne. Co zadziałało? Lepsze przygotowanie Ukrainy do sytuacji kryzysowej?

Przygotowanie to niewątpliwie jedno. Pod koniec poprzedniej zimy Ukraina zaczęła otrzymywać solidne systemy obrony przeciwlotniczej z Europy i Stanów Zjednoczonych, mam tu na myśli m.in. Patrioty czy NASAMS. I to dało wyraźne efekty. Wcześniej nasza obrona przeciwlotnicza nie była w stanie bronić wszystkiego. A tej zimy po prostu było lepiej. Oczywiście, nie ma pełnej obrony, bo gdy rozmawiamy Charków, Zaporoże czy Dniepr są bez prądu, bo tam nie ma tak silnej OPL jak w Kijowie, ale myślę, że wiele obiektów infrastruktury krytycznej jest skutecznie chronionych przez OPL. Jest jeszcze jeden aspekt tej „lepszej zimy” w tym roku – zwiększyliśmy nasze możliwości importu energii z Europy, z której systemem energetycznym jesteśmy już połączeni praktycznie od pierwszych dni pełnoskalowej wojny, bo wcześniej byliśmy związani tylko z Rosją i Białorusią. Przecież na samym początku agresji, zaraz po podłączeniu do systemu europejskiego my jeszcze eksportowaliśmy prąd. W październiku 2022 roku musieliśmy przestać, bo zaczął się ostrzał naszej energetyki i musieliśmy zabezpieczyć dostawy wewnętrzne. Ale teraz znieśliśmy zakaz eksportu energii elektrycznej pod warunkiem nadwyżek. A z możliwości importowych korzystaliśmy tej zimy zamiast np. zwiększać zakupy węgla z zagranicy. Dlatego system udało się zbilansować. I jestem pewien, że piątkowe awarie również szybko zostaną usunięte, bo wszystkie służby nad tym pracują.

Muszę zadać moje ulubione pytanie, czyli Widełka–Chmielnicka. Dla kogo dziś ważniejsze jest to połączenie, które niemal 20 lat nie funkcjonowało?

Wydaje mi się, że dla obu stron jest ono równie ważne, bo daje możliwość bilansowania rynku energii. Ten interkonektor można porównać do prostej drogi dla samochodu. Po prostu jedziesz, a nie krążysz naokoło. A dla Polski to możliwość importu tańszej energii niż np. z Niemiec. Dlatego była to inwestycja korzystna dla obu stron.

Skoro Chmielnicka, to elektrownia jądrowa. Czy możemy powiedzieć, że dziś, w kontekście pełnoskalowej wojny, energetyka jądrowa jest bezpieczna? Pamiętam, gdy na początku, jakoś w kwietniu 2022 roku, byłam na wywiadzie u prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i powiedział on wtedy, że na rocznicę Czarnobyla Rosjanie wystrzelili rakiety na wszystkie ukraińskie atomówki, na szczęście wszystkie udało się zestrzelić…

Dziś Rosja pokazuje, że nigdzie w Ukrainie nie ma pełnego bezpieczeństwa. Największe niebezpieczeństwo to oczywiście okupowany Enerhodar i Zaporoska Elektrownia Jądrowa, ale inne terytoria nie są bezpieczne choćby dlatego, że nie ma pełnego zabezpieczenia OPL. Oczywiście nikt nie wie, gdzie OPL stoi i niech tak zostanie, ale należy przypuszczać, że chroni obiekty infrastruktury krytycznej. Ale 100 procent bezpieczeństwa nie ma w Ukrainie nigdzie i nie dotyczy to jedynie elektrowni jądrowych. Oczywiście, że są miejsca bardziej bezpieczne i bardziej niebezpieczne, ale 100 proc. gwarancji nie ma u nas nigdzie.

Czy to, co stało się w piątek to zemsta Rosji za dronowanie ich rafinerii?

Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo nie wiem, ile trwa przygotowanie takiego zmasowanego ataku. Jeśli kilka dni, możliwe, że tak. Ale oni po prostu nienawidzą niepodległej Ukrainy i myślę, że równie dobrze mogliby wysłać 151 swoich rakiet i dronów jednego dnia zupełnie bez konkretnego powodu, bo oni po prostu chcą zniszczyć Ukrainę i nie trzeba im nawet żadnego pretekstu.

Rozmawiała Karolina Baca-Pogorzelska

Rosja wraca do terroryzmu energetycznego na Ukrainie po udanym dronopadzie