RAPORT: Tylko biznes pohamuje spór USA-Chiny

14 kwietnia 2018, 07:30 Alert

Rośnie napięcie w relacjach między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Choć prezydent Donald Trump przekonuje, że nie między Waszyngtonem a Pekinem nie ma wojny handlowej, to obydwie strony stanęły na jej progu po tym, jak amerykańska administracja ujawniła szczegóły wprowadzenia 25 procentowego cła dla eksportowanych przez Chiny towarów, które według różnych szacunków mogą kosztować 50-60 mld dolarów. Na działania Waszyngtonu zareagował również Pekin. Kto wygra tę wojnę sił? Zwycięży ekonomia, czy polityczne ambicje?

Według Wall Street Journal stosunki Stanów Zjednoczonych z Chinami są najbardziej napięte od lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, gdy doszło do normalizacji relacji między tymi państwami. Jednocześnie nikt nie spodziewał się tak stanowczej odpowiedzi ze strony Pekinu. Wielu ekspertów sugerowało, że Chiny pójdą od razu na ustępstwa, gdyż brak równowagi w wymianie handlowej między obydwoma państwami miałby negatywne konsekwencje. Tymczasem Pekin zdecydował się uderzyć w amerykański eksport. Niemniej jednak przekonuje, że jest gotów do rozmów na ten temat.

Plany Stanów Zjednoczonych

Pod koniec marca prezydent Donald Trump podpisał rozporządzenie, na mocy którego nałożył nowe cła na importowane towary z Chin. Według niego ma to stanowić narzędzie ochrony przed  ,,ekonomiczną agresją” Pekinu. Jest to efekt toczonego postępowania. Wykazało ono, że wykradana Stanom Zjednoczonym przez Chiny własność intelektualna kosztuje amerykańską gospodarkę miliardy dolarów. Plan Waszyngtonu zakłada wprowadzenie 25 procentowego podatku na import szeroko rozumianych towarów z Chin, włącznie m.in. towarami konsumpcyjnymi (np. zmywarki, telewizory), z lekami i chemią, samochodami, motocyklami, sprzętem kolejowym. W sumie chodzi o ponad 1,3 tys. produktów.

Na razie cła nie dotkną kluczowych segmentów sprzedaży detalicznej jak ubrania, buty, telefony komórkowe. Wzrost cen na te produkty, wywołany podniesieniem ceł, mógłby negatywnie wpłynąć na amerykańskich konsumentów. Waszyngton koncentruje się na tych obszarach, na które stawia Pekin, co analitycy odczytują jako próbę powstrzymania Państwa Środka przed zdobyciem globalnego przywództwa w sektorze technologi. Przy czym amerykańskie spółki mają możliwość, aby do 22 maja wyrazić ewentualny sprzeciw wobec proponowanych rozwiązań. Publiczne wysłuchania w tej sprawie zostały zaplanowane na 15 maja.

Odpowiedź Chin

Na odpowiedź Pekinu nie trzeba było długo czekać. Tamtejsze Ministerstwo Handlu ogłosiło, że nałoży 25 procentowe cło na 106 amerykańskich towarów eksportowych. Nowe obciążenie miałoby objąć amerykańskie samochody i samoloty, chemię, wyroby tytoniowe, wołowinę a także produkty rolne. Według doniesień medialnych Chiny uzależniły wprowadzenie nowego cła od tego, kiedy na podobne działania zdecydują się Stany Zjednoczone.

Tak jak wspomniano wcześniej, odpowiedź Pekinu na kroki Waszyngtonu jest znacznie ostrzejsza od tej, której się spodziewano. Tym bardziej, gdy weźmie się pod uwagę ostatnią reakcję Chin na nałożone przez Stany Zjednoczone cła na import stali i aluminium. Odpowiednio 25 i 10 procent.

Kto zyska a kto straci?

Warto jednak podkreślić, że Stany Zjednoczone są jednym z największych partnerów handlowych Chin, które z kolei pozostają eksporterem netto. Wartość wszystkich towarów dostarczanych zza Oceanu do Państwa Środka stanowi 0,7 procent amerykańskiego PKB. Natomiast wartości chińskiego eksportu do USA stanowi 3 procent PKB Chin. Jednocześnie warto podkreślić, że Stany dostarczają nad Żółtą Rzekę towary o wysokiej wartości dodanej. Są to głównie technologie, samochody, urządzenia, silniki, ale również żywność. Z kolei Chińczycy dostarczają Amerykanom przede wszystkim towary konsumpcyjne oraz chemię.

Ponadto Stany Zjednoczone są dla Chin istotnym rynkiem zbytu. Natomiast Chiny są dla Stanów ważne jako nabywca amerykańskich obligacji (obecnie Pekin posiada papiery dłużne na kwotę 1,2 bln – przyp. red.). Co więcej Chiny mają istotne znaczenie dla największych amerykańskich korporacji. Na przykład 20 procent przychodów Apple jest generowane w Państwie Środka.

Niewykluczone, że między krajami trwa próba sił i trzeba poczekać na rozstrzygnięcia kolejnych rund sporów. Po większości wypowiedzi Trumpa amerykańska giełda odnotowuje spadki. Póki spółki w USA nie zostaną poważnie dotknięte napięciami w relacjach z Chinami, nie będą naciskać na zmianę polityki Donalda Trumpa. Warto jednak pamiętać, że w trakcie kampanii wyborczej pod hasłem Make America a Great Again wielokrotnie wspominał o zmniejszeniu deficytu w wymianie handlowej. Jeżeli teraz nie uda się mu uzyskać żadnych istotnych ustępstw ze strony Chin, może stracić w opinii najbardziej zagorzałego elektoratu.

Jednocześnie nie należy zapominać, że naciski odczuwa również chiński rząd.  Zdaniem amerykańskiego socjologa Richarda Lachmana, jeżeli w efekcie wprowadzenia potencjalnie nowych stawek celnych wzrosną ceny żywności lub jej dostawy zostaną ograniczone, może to spowodować niezadowolenie ze strony obywateli Chin. Ponadto Amerykanie eksportują pod Mur Chiński prestiżowe dobra konsumpcyjne, takie jak np. iPhone. Podobnie jak w przypadku żywności, wzrost cen tej marki lub zaprzestanie dostaw również wywoła gniew tamtejszych  konsumentów. W każdym razie Chiny eksportują znacznie więcej towarów do USA, niż USA do Chin, a zatem stracą więcej, jeśli obydwie strony będą prowadzić wojnę celną.

Pojawiają się głosy analityków, że to napięcie może mieć poważny wpływ na aktywa o dużym stopniu ryzyka, w tym m.in. na ropę i metale. Światowa gospodarka się rozwija, co powinno pozytywnie wpłynąć na aktywa surowcowe, ale inwestorzy mogą być zaniepokojeni właśnie ze względu na napięcie na linii Waszyngton-Pekin.

W kontekście energetycznym warto przypomnieć, że w styczniu administracja Trumpa nałożyła cła na import baterii fotowoltaicznych do USA. Później cłami objęto wspomniany wcześniej import stali i aluminium. Amerykańskie firmy wydobywające uran walczą o podobne rozwiązanie, ponieważ amerykańskie elektrownie jądrowe coraz częściej sprowadzają ten surowiec z zagranicy.

Jeśli im się uda, amerykańskie elektrownie atomowe, być może, będą musiały poradzić sobie z wyższymi kosztami importowanego uranu, który teraz zaspokaja 90 procent ich potrzeb.

Odwilż?

Niemniej jednak, w jednej z ostatnich wypowiedzi, prezydent Chin Xi Jinping ogłosił gotowość do obniżenia ceł na importowane samochody, a także podniesienia poziomu ochrony własności intelektualnej. – Otwarte przez Chiny drzwi nie będą zamknięte. Co więcej będą one otwierane coraz szerzej – powiedział w trakcie forum gospodarczego w Boao.

Prawdopodobnie wypowiedź chińskiego lidera ma na celu złagodzenie tonu w napiętych relacjach handlowych między obydwoma państwami. Zdaniem ekspertów słowa Xi Jinpinga mogą stworzyć dobry grunt do rozpoczęcia dialogu między USA, Chinami oraz Międzynarodową Organizacją Handlu (WTO). W podobnym tonie wypowiedział się również chiński wiceminister finansów Zhu Guangyao, który stwierdził, że Pekin nie chce wojny handlowej i nie zamierza się też spieszyć z wprowadzeniem nowych obciążeń. – Zostawiamy pole do negocjacji – mówił.

Jednym z zarzutów strony amerykańskiej względem Chin jest oskarżenie o kradzież własności intelektualnej. W tym kontekście należy przypomnieć, że w jednym z wpisów na Twitterze Donald Trump stwierdził, że na tej kradzieży amerykańska gospodarka traci łącznie 300 mld dolarów.

Zgodnie z obowiązującym w Chinach prawem zagraniczne spółki, które chcą działać na tamtejszym rynku w sektorach takich jak energetyka, telekomunikacja, motoryzacja powinny wchodzić w joint venture z lokalnymi podmiotami. Taka praktyka często prowadziła do wycieku technologii. Wcześniej wiele państw, w tym Stany Zjednoczone, wielokrotnie oskarżało Pekin o brudną grę i zmuszanie zagranicznych spółek do przekazania własności intelektualnej. Za każdym razem Chiny zaprzeczały tym informacjom.

Reakcja rynków

Nie mniej jednak na napięcia w relacjach handlowych Chin i Stanów Zjednoczonych rynek zareagował spadkiem. Ponadto groźba wojny handlowej wpłynęła na eksport chińskich produktów. Według danych za marzec tempo wzrostu chińskiego eksportu nieoczekiwanie spadło. W porównaniu z marcem 2017 roku, eksport spadł o 2,7 procent, podczas gdy analitycy spodziewali się, że wzrośnie o 10 procent. Warto jednak odnotować, że łącznie w pierwszym kwartale tego roku eksport wzrósł o 14,1 procent. Zdaniem ekonomistów, zagrożenia w handlu mogą mieć przełożenie na aktywność eksporterów. W porównaniu z pierwszym kwartałem 2017 roku na koniec marca 2018 roku chiński eksport do Stanów Zjednoczonych wzrósł o 14,8 procent, podczas gdy import o 8,9 procent. To spowodowało, że nadwyżka w wymianie handlowej wzrosła o 19,4 procent do 58,25 mld dolarów. – Wzrost eksportu wyhamuje ze względu na aprecjację juana i rosnące  napięcia handlowe. Przy czym solidny wzrost prognoz w ujęciu globalnym może zapewnić pewien bufor – uważa cytowany przez agencję Reuters ekonomista Lisheng Wan.

Według Waszyngtonu 375 mld dolarów nadwyżki Chin w wymianie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi jest niedopuszczalne, toteż zażądał od Pekinu natychmiastowej redukcji o 100 miliardów dolarów. Zdaniem Chin to żądanie jest nie do zrealizowania. To również jedna z przyczyn planów wprowadzenia przez Donalda Trumpa nowych ceł.

LNG pomoże?

Jednym ze sposobów na zmniejszenie wspomnianej nadwyżki mogłoby być zwiększenie przez Chiny zakupów amerykańskiego LNG. W niedawnej rozmowie z Bloombergiem taką możliwość rozważał Sekretarz Handlu Wilbur Ross. – Chiny muszą importować coraz więcej LNG i z ich punktu widzenia logiczny byłby zakup naszego surowca, o ile wynika to z innego powodu niż dywersyfikacja źródeł dostaw – mówił.

W lutym Cheniere Energy stała się pierwszą amerykańską spółką, która podpisała długoterminową umowę na dostawę LNG do Chin. Państwo Środka zobowiązało się do odbioru paliwa do 2043 roku. Za pośrednictwem spółek zależnych, Chiny zobowiązały się do zawarcia dwóch umów sprzedaży i zakupu LNG do 2043 roku.

Z kolei, jak wynika z danych US Energy Information Administration, w 2017 roku Chiny były trzecim co do wielkości, po Korei Południowej i Meksyku, rynkiem zbytu dla amerykańskiego LNG (15 proc. eksportowanego przez USA wolumenu). W tym kontekście należy odnotować, że Chiny są jednym z największych konsumentów gazu na świecie. Przy czym udział paliwa w miksie energetycznym Państwa Środka wynosi obecnie 6 procent. Celem Pekinu jest, aby do 2020 roku wzrósł on do 8,3–10 procent. Zwiększenie udziału gazu w chińskiej energetyce o 1 procent oznacza wzrost dostaw na ten rynek o kilkadziesiąt miliardów metrów sześciennych rocznie. Takiego wolumenu Chińczycy nie będą w stanie zapewnić poprzez zwiększenie wydobycia własnego. Konieczny będzie import np. z Rosji.

Zgodnie ze wskaźnikami zawartymi w planie rozwoju sektora gazowego w Chinach na koniec dwunastego planu pięcioletniego, czyli do końca 2020 roku, całkowity wolumen dostaw gazu na chiński rynek (wydobycie własne i import) może wzrosnąć do 360 mld m sześc. rocznie, moc elektrowni gazowych ma wynosić 110 GW (udział w łącznej generacji energii – 5 procent), długość sieci przesyłu gazu ma mieć 104 tys. km, a robocza pojemność podziemnych magazynów powinna wzrosnąć do 14,8 mld m sześc.

Zwycięży polityka?

Wydaje się, że w świetle narastających napięć w relacjach handlowych między Stanami Zjednoczonymi a Chinami strony czeka gra nerwów. Prawdopodobnie jednym z głównych czynników, które mogą wpłynąć na osłabienie konfliktu jest polityka. Jeżeli w odpowiednim tempie Chiny przekonają nieprzekonanych, że wojna handlowa dotknie amerykańskie firmy, to wówczas będą mogły naciskać na Trumpa a także na Republikanów, z nominacji których startował w wyścigu o Biały Dom, aby jednak zmienił dotychczasową politykę. Donald Trump słynie z kontrowersyjnych pomysłów, z których często zdarza się mu wycofywać. Bez wsparcia Kongresu trudno mu jednak będzie wcielać swoje pomysły. Ten może potencjalnie stracić, gdyż niewykluczone jest to, że w przypadku, gdy wojna handlowa dotknie amerykański biznes, ten może odciąć bądź ograniczyć finansowanie partii politycznych. To z kolei może mieć odzwierciedlenie w poparciu dla gospodarza Gabinetu Owalnego. Wówczas na tym mechanizmie zależności mogą potencjalnie zyskać Chińczycy. Zobaczymy jednak, czy w maju, po głębszej analizie, Trump wycofa się z pomysłu wojny celnej z Państwem Środka. Niewykluczone, że gorące plany amerykańskiego prezydenta ostudzi chłodna polityczno-ekonomiczna kalkulacja.