Wróblewski: Amerykański sektor łupkowy nadal będzie zmorą Rosji (ROZMOWA)

25 marca 2020, 07:31 Energetyka

Sektor naftowy w USA był od samego początku wspierany przez amerykański rząd różnymi metodami. Nie chodziło tylko o kwestie finansowe. Chodziło o kwestie bezpieczeństwa i samowystarczalności – mówi amerykanista i politolog Artur Wróblewski z Uczelni Łazarskiego w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Jaki wpływ mają obecne ceny ropy na amerykański przemysł wydobywczy?

Artur Wróblewski: Bez wątpienia tak niskie ceny surowca na światowych rynkach jak obecnie przekładają się niekorzystnie również na kondycje firm amerykańskich. Wiele danych pokazuje, że ten sektor gospodarki jest zadłużony co powoduje trudności w czasie, kiedy ceny na rynku są niestabilne.  Obecne szacunki mówią, że tzw. break-even point, czyli granica opłacalności wydobycia ropy łupkowej w Stanach Zjednoczonych oscyluje w granicy 40-50 dolarów za baryłkę. Każda kwota otrzymana za baryłkę poniżej tej wartości oznacza straty. W związku z tym, że amerykański przemysł wydobywczy w całości oparty jest na firmach prywatnych, nie mogą one liczyć tak jak ich konkurenci w Rosji czy Arabii Saudyjskiej na bezpośrednie subwencje ze strony państwa. W takim razie cała branża musi radzić sobie sama i szukać pomocy w kredytach udzielanych przez banki komercyjne.

Czy sektor łupkowy w Stanach czeka zapaść?

Z pewnością nie. Owszem, trudne warunki na rynkach ropy mogą utrzymywać się długo. Goldman Sachs zasugerował w ostatniej prognozie, że cena ropy w okolicy 30 dolarów za baryłkę może utrzymywać się nawet do początku października. Wówczas oczywiście wpłynie negatywnie na dalsze inwestycje, rozwój nowych pól naftowych etc. Może nie zostać zrealizowane wydobycie założone na ten rok. Już jednak widać działania, które zamierza podjąć rząd federalny USA oraz FED (Bank Rezerwy Federalnej) służące docelowo amerykańskiej gospodarce w związku z pandemią koronawirusa, jednak skorzysta z nich również przemysł łupkowy dotknięty niskimi cenami ropy. FED uruchomił „superbazooki”, czyli obniżył maksymalnie stopy procentowe prawie do zera plus rozpoczął wykup papierów wartościowych z rynku, czyli obligacji rządowych oraz papierów dłużnych, będących zabezpieczeniem kredytów hipotecznych. To działanie doprowadzi do zwiększenia ilości pieniędzy w gospodarce, ułatwi również podjęcie decyzji kredytowych przez banki. Dodatkowa administracja prezydenta Donalda Trumpa zapowiedziała pakiet pomocowy dla gospodarki w wysokości 1,2 bln. dolarów. To również ogromny zastrzyk finansowy, z którego będą mogły poprzez pomoc banków skorzystać również firmy z sektora naftowego. Warto podkreślić, że sektor łupkowy był już obciążony długami i tylko od dobrej woli banków zależeć będzie pomoc, a ta na pewno nadejdzie.

Dlaczego państwo zapewni sektorowi łupkowemu w USA taką pomoc? Wspomniał Pan wcześniej, że to firmy prywatne.

Sektor łupkowy w Stanach Zjednoczonych pomimo tego, że należy do właścicieli prywatnych, stanowi o niezależności Stanów Zjednoczonych od zewnętrznych dostawców surowców energetycznych. To strategiczna gałąź gospodarki, która złamała monopol Meksyku, Wenezueli czy Arabii Saudyjskiej, a także innych dostawców z Bliskiego Wschodu, którzy przykręcili kurek podczas kryzysu naftowego w 1973 roku. Dla Amerykanów, utrzymanie tego sektora to interes strategiczny świadczący o sile amerykańskiego państwa i suwerenności gospodarczej kraju. Dlatego też administracja prezydenta ani obecna, ani przyszła nie pozwoli na upadek tego sektora. Właśnie dlatego Departament Energii ogłosił decyzję kilka dni temu o uzupełnieniu rezerw strategicznych ropy w Zatoce Meksykańskiej (Strategic Petroleum Reserve – SPR) poprzez skup ok. 30 milionów baryłek surowca w pierwszej fazie od małych i średnich producentów. Według różnych źródeł magazyny mogą pomieścić jeszcze 92 miliony baryłek. Warto również odnotować, że urzędnicy Białego Domu spotkali się z lobbystami sektora paliwowego na początku marca. To jasny sygnał, że Biały Dom będzie osłaniał ten sektor gospodarki zbudowany z takim mozołem.

Kowal: USA mogą użyć Trójmorza do ograniczenia wpływów Rosji

Jaki ma udział sektor naftowy w tworzeniu amerykańskiego budżetu? Czy jego trudna sytuacja wpływa na finanse USA?

Stany Zjednoczone nie są tak zwanym petrostate. Czyli państwem, które czerpie dochody głównie ze sprzedaży ropy. Ma zróżnicowaną gospodarkę w dużej części opartą na przemyśle wysokich technologii.  Przemysł wydobywczy nominalnie tworzy jedynie kilka-kilkanaście procent amerykańskiego budżetu. Warto pamiętać, że jeszcze ponad 15 lat temu przemysł łupkowy był w fazie rozwoju. Stany Zjednoczone były importerem ropy naftowej. Dzisiaj są w pełni samowystarczalne surowcowo. Kongres zniósł w 2015 roku embargo na eksport ropy po 40 latach zakazu. USA stały się w ostatnim czasie eksporterem netto ropy. Według Energy Information Administration USA wyeksportowały we wrześniu 2019 roku o 89 tysięcy baryłek ropy i produktów przetworzonych dziennie więcej, niż ich importowały po raz pierwszy od lat 40-tych XX wieku. Sektor łupkowy zamienił deficyt w nadwyżkę na rynku ropy. Warto przypomnieć, że amerykański eksport ropy zwiększył się pięciokrotnie w ciągu ostatnich trzech lat, import spadł o 30 procent, a prognozy wydobycia w 2020 roku przewidywały ponad 13 milionów baryłek dziennie.

Wydaje się, że kryzys cen ropy jest problemem głównie Rosji i Arabii Saudyjskiej. Rosja bilansuje swój budżet przy cenie 42,4 dolarach za baryłkę. Ma rezerwy walutowe zgromadzone w tłustych latach w tzw. Funduszu Bogactwa Narodowego szacowane na ok. 150 mld dolarów, które może wykorzystać do bilansowania swojego budżetu przez około sześć do nawet dziesięciu lat przy cenie 25 dolarów za baryłkę – według ministerstwa finansów. Teraz jednak doszedł problem koronawirusa i nie ma pewności czy on nie zaburzy tych planów. Arabia Saudyjska jest w jeszcze gorszej sytuacji, gdyż według szacunków jej budżet bilansuje się przy cenie ok. 83 dolarów. Saudowie z kolei zapewniają, że są w stanie przetrwać przy cenie nawet 10 dolarów za baryłkę. Ale to na pewno nie jest dla nich break-even point budżetowy, a jedynie koszt samego wydobycia. Oznacza to, że będą zmuszeni ciąć wydatki i szukać oszczędności jeszcze szybciej, niż USA czy Rosja. Warto przypomnieć, że taka wojna cenowa skończyła się już raz katastrofą Związku Sowieckiego w 1986 roku, kiedy ceny też gwałtownie spadły.

Analitycy również wieszczyli upadek amerykańskiej rewolucji łupkowej także podczas ostatniej wojny cenowej z 2015 roku. Wówczas cena graniczna wynosiła 80-100 dolarów za baryłkę. Jak zmienił się przemysł wydobywczy w USA od tego czasu?

Teraz rzeczywiście mamy niższe ceny niż podczas ostatniego kryzysu na rynku ropy w latach 2014-2016 oraz kryzysu finansowego (lata 2008-2009). Pięć lat od czasu ostatniego kryzysu na rynku jest w przemyśle łupkowym niczym epoka. Ci, którzy wieszczyli upadek amerykańskiego sektora łupkowego przy cenie poniżej 80 dolarów w latach 2014-2016 teraz mówią, że firmy łupkowe upadną przy cenie poniżej 40-50 dolarów za baryłkę. Jest to dowód na skok technologiczny osiągnięty przez przedsiębiorstwa amerykańskie. Wzrosła technologiczna efektywność wydobycia i znacznie zwiększono jego skalę. I to będzie się dziać nadal. Trzeba zaznaczyć, że rewolucja łupkowa była wspierana przez rząd amerykański w czasie jej rozwoju poprzez ulgi podatkowe, regulacje ułatwiające poszukiwania i wydobycie, udzielanie koncesji. Ten przemysł od samego początku był obarczony ryzykiem nieopłacalności, ale chodziło jedynie o finanse, ale także bezpieczeństwo państwa. I o tym musimy pamiętać, a my szczególnie, jako państwo szukające alternatyw i dywersyfikacji źródeł dostaw surowców.

Dlatego nie można tu mówić o określonej granicy opłacalności wydobycia. Ten przemysł nie zginie, bo będzie wspierany przez rząd, podobnie jak przemysł obronny w USA, choć nie wszystko jest dochodowe. Granica opłacalności wydobycia również będzie systematycznie spadać. Już teraz mówimy o kwocie około 30 dolarów i jest ona bardzo realna, chociaż trzeba przyznać, że firmy łupkowe są w szoku, bo planowały aktywność gospodarczą w tym roku przy cenie 55-65 dolarów za baryłkę. Stąd wzięły się apele o cięcie kosztów i optymalizację wydatków, które mogą dać jeszcze więcej efektywności produkcji w sektorze łupkowym. Nie spełnią się zatem sny przeciwników amerykańskich łupków. W dłuższej perspektywie ich dzisiejsze wojny cenowe będą jeszcze bardziej bolesne, dla nich samych przede wszystkim.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Jakóbik: Powrót wojny cenowej. Ropa zamiast czołgów na Białorusi?