– Nikki Haley, która walczy wraz z Donaldem Trumpem o republikańską nominację w tegorocznych wyborach prezydenckich, przyciąga uwagę europejskiej opinii publicznej. Dzieje się tak za sprawą jej poglądów na temat polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Kandydatka, w kontrze do swojego jedynego rywala, bardzo wyraźnie akcentuje potrzebę wspierania Ukrainy w walce z Rosją, jednak nie różni się jednak od niego w kwestii podejścia do energetyki – pisze Tomasz Winiarski, współpracownik BiznesAlert.pl.
Trump póki co jest liderem
W trakcie republikańskich prawyborów w stanie Iowa, które oficjalnie rozpoczęły sezon prawyborczy po drugiej stronie Atlantyku, bez większego zaskoczenia i zgodnie z przewidywaniami zwyciężył Donald Trump.
Kontrowersyjny miliarder i były prezydent zdobył 51 procent głosów w Iowie i zostawił w pokonanym polu kolejno Rona DeSantisa i Nikki Haley. Ukończenie wyścigu w Iowie na trzecim miejscu (uzyskała nieco ponad 19 procent) przez byłą gubernator Karoliny Południowej traktować można w kategorii niespodzianki, szczególnie na tle zauważalnych wzrostów poparcia w sondażach. W ogólnokrajowym badaniu wykonanym tuż przed Iowa Caucus, kandydatka mogła cieszyć się poparciem 12 procent konserwatywnych wyborców, zajmując w nim drugie miejsce.
– Kiedy spojrzeć na to, jak dobrze sobie radzimy w New Hampshire, Karolinie Południowej i poza nią, mogę śmiało powiedzieć, że dzisiejszy wieczór w stanie Iowa pokazał, że prawybory Partii Republikańskiej stały się walką dwóch kandydatów – powiedziała Haley po ogłoszeniu wyników Iowa Caucus.
W trakcie swojej kampanii wyborczej ta polityk hinduskiego pochodzenia próbuje dosyć wyraźnie odróżnić się od niekwestionowanego lidera sondaży prawyborczych, Donalda Trumpa.
Haley wspiera Ukrainę
Dla europejskiego, niezbyt zorientowanego w realiach amerykańskiego życia publicznego odbiorcy ta różnica będzie przebiegać w podejściu do polityki zagranicznej. Jeśli chodzi o wybory prezydenckie po drugiej stronie Atlantyku, Europejczycy zwracają sporą uwagę na to, co poszczególni kandydaci mówią o swoim podejściu do polityki zagranicznej. Ich stanowisko w tej sprawie determinuje późniejsze sympatie i antypatie mieszkańców naszego kontynentu.
Spoglądając na program wyborczy Trumpa i przysłuchując się jego wypowiedziom łatwo można odnieść wrażenie, że w sprawie konfliktu na Ukrainie zajmuje on izolacjonistyczne stanowisko. Domaga się jak najszybszego zakończenia wojny i podpisania porozumień pokojowych przez Kijów i Moskwę w celu „zapobiegnięcia wybuchu III wojnie światowej”.
Nikki Haley twierdzi, że utrzymanie amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy jest kluczowe dla interesów bezpieczeństwa USA i Europy, powołując się na negatywne konsekwencje będące następstwem ewentualnej porażki Kijowa. – Jeśli wygra Rosja, wygrają Chiny. Jeśli Hamas wygra, wygra Iran. A jeśli zło odniesie sukces, naraża nas wszystkich na ryzyko. Siła Ameryki nie wywołuje wojen. Ona im zapobiega – powtarza często na swoich wiecach wyborczych.
Prezentuje ona więc poglądy atlantystyczne, bliskie idei neokonserwatyzmu, który jeszcze nie tak dawno temu stanowił jeden z filarów ideologicznych Partii Republikańskiej, obu prezydentów Bushów, a wcześniej także Ronalda Reagana. Dzisiaj, wśród amerykańskiej prawicy utracił on na znaczeniu na rzecz nacjonalizmu oraz izolacjonizmu, które głosi Donald Trump i jego zwolennicy.
Wspólne „tak” dla niezależności energetycznej
Różnice między Haley a Trumpem zacierają się, gdy mowa o energetyce. Oboje chcą zwiększać niezależność energetyczną Ameryki oraz uchylać szkodliwe ich zdaniem przepisy wprowadzone w tym zakresie przez administrację Joe Bidena.
W czerwcu minionego roku Haley wyliczała, że subwencje (udzielane np. na zakup samochodu elektrycznego) przyznawane na mocy odnoszącej się w sporej części do walki ze zmianami klimatu ustawy Inflation Reduction Act (IRA) będą kosztować amerykański budżet 1,2 bln dolarów. Oświadczyła też, że regulacje energetyczne Bidena uderzą w przemysł wydobywczy ropy i gazu. Jej działania byłyby skierowane także wobec Rosji i Iranu i polegałyby m.in. na ograniczeniu możliwości importu surowców energetycznych przez te kraje.
Haley co do zasady uznaje zmiany klimatu, nie twierdzi, że są one „bzdurą”, jak czyni jej prawyborczy przeciwnik. Lubi zaś podkreślać, jak przypominał w styczniu portal Inside Climate News, swój wkład w wycofanie się Stanów Zjednoczonych z porozumienia paryskiego (międzynarodowa umowa klimatyczna zakładająca walkę z globalnym ociepleniem uchwalona w 2015 roku – red). Działo się to w 2017 roku, gdy Haley pełniła urząd ambasadora USA przy ONZ.
Charakterystykę zaangażowania kandydatki Republikanów w sprawy ochrony środowiska oddaje wypowiedź Johna Tynana, szefa Conservation Voters of South Carolina, organizacji pozarządowej zajmującej się sprawami klimatycznymi. – Najlepszym sposobem opisania osiągnięć gubernator Haley w zakresie ochrony środowiska w Karolinie Południowej jest stwierdzenie, że nie walczyła szczególnie o jego sprawy, nie była jemu agresywnie przeciwna, ale po prostu to wszystko ignorowała. To po prostu nie było dla niej priorytetem – podkreśla Tytan.
Małe szanse na nominację
Poglądy, które w polityce zagranicznej reprezentuje Haley są zgodne z dążeniami i zapatrywaniami Europy, dlatego jej kandydatura spotyka się w naszym regionie z większą aprobatą wobec kandydatury Trumpa. Rzeczywistość amerykańskiego życia publicznego wskazuje jednak, że Haley na zwycięstwo w prezydenckich prawyborach ma bardzo małe szanse. Amerykanie wybierając swoich prezydentów kierują się przede wszystkim interesem własnego kraju, który może, lecz nie zawsze musi, pozostawać w zgodzie z interesem Europy.
Winiarski: USA negocjują kolejne wsparcie Ukrainy mimo problemów na własnym podwórku