Baca-Pogorzelska: Histeria nadpopytu czy Polskiej Grupy Górniczej?

2 października 2018, 13:30 Energetyka

Największa spółka węglowa w UE nie potrafi uderzyć się w pierś i powiedzieć, że nie wyrabia na zakrętach z wydobyciem, więc import węgla rośnie w zastraszającym tempie. Zamiast tego prezes Polskiej Grupy Górniczej, a jednocześnie szef Euracoalu zrzeszającego 25 producentów węgla mówi o „histerii nadpopytu” – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

„Histeria nadpopytu” – tak Tomasz Rogala, prezes naszego głównego producenta „czarnego złota” energetycznego podsumował kilka dni temu sytuację na rynku. Prawda jest bowiem taka, że w tym roku osiągniemy absolutny rekord importu węgla do Polski. Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka mówił o 17 mln ton, co pokrywałoby się z moimi prognozami od początku roku, o których pisałam w DGP. Tyle, że jak popatrzę na niemal 11 mln ton importu po 7 miesiącach roku zaczynam podbijać stawkę i myśleć nawet o 18-19 mln ton.

Miałam właśnie okazję zajrzeć do portu w Gdyni. Tam jest czarno. A na ul. Polskiej (nomen omen) prowadzącej na nadbrzeże można się nabawić pylicy, gdy wielkie łyżki ładują wagony PKP Cargo (chwilowo w przeciwieństwie do roku ubiegłego jeszcze ich nie brakuje). Węgiel z zagranicy dosłownie nas zalał. Wpływa morzem, wjeżdża koleją, a i w małym ruchu nawet ciężarówkami. I nie jest to sytuacja analogiczna do tej z roku 2011, gdy import węgla szalał, a u nas na przykopalnianych zwałach leżały zwały polskiego węgla, którego nikt nie chciał, bo był za drogi. Albo za kiepski. Albo w ogóle do niczego. Tak było. Dziś sytuacja jest inna. Ponieważ krajowa produkcja drastycznie spadła, a popyt wcale nie, to mamy wielką węglową dziurę. Mamy ją oczywiście z powodu konieczności zamykania nierentownych kopalń i braku nowych, ale mamy ją też z powodu kulawych inwestycji zwłaszcza w PGG.

Proszę spróbować się dowiedzieć, ile pieniędzy z ostatniego 1 mld zł dofinansowania w 2017 r. z kieszeni energetyki spółka wydała na inwestycje w przejmowanych wtedy kopalniach Katowickiego Holdingu Węglowego, które dziś ledwo zipią. Mi w spółce się dowiedzieć nie udało, ale powiem, że tylko nieduże kilkadziesiąt procent. Ale żeby nie było, że to tylko kłopoty PGG – jej są najbardziej widoczne, bo jest największa. Według mojej wiedzy spore kłopoty ma Tauron Wydobycie, który już teraz dojechał do ok. 100 mln zł straty, a na koniec roku zabraknie mu 1,8 mln ton węgla wobec założonego planu. Bogdanka zrobi tyle, ile zapowiada, zresztą raczej jak zwykle (tym bardziej irytuje fakt przycięcia jej wydobycia na nieco ponad 9 mln ton podczas gdy mogłaby fedrować 2 mln ton węgla więcej i zresztą takie były założenia jej rozbudowy o pole Stefanów). Kłopoty ma też Jastrzębska Spółka Węglowa po wypadku w kopalni Zofiówka, gdzie w maju zginęło 5 górników, ale tam stara się nadganiać Pniówek. Ale JSW produkuje przede wszystkim węgiel koksujący będący bazą do produkcji stali. A wcześniej wymienione firmy zaopatrują energetykę i ciepłownictwo. I tu mamy największy problem. Zresztą w imporcie też przeważającą większość stanowi właśnie surowiec energetyczny.

Wrócę więc do wypowiedzi o histerii prezesa Rogali – to znaczy jego wypowiedzi dotyczącej histerii nadpodaży. Stwierdził bowiem, że rosnące zapotrzebowanie nie ma żadnego pokrycia w realnym. Czyżby? Polecam wycieczkę do Gdyni. Albo do składów węglowych. W elektrowniach nie widzę czarnych gór przekraczających znacząco ustawowe zapasy na 30 dni. To niby co- hobbystycznie ktoś ten węgiel sprowadza, by zrobić na złość naszemu górnictwu i potem trzyma go w piwnicy?

Spójrzmy jednak na prognozy cen. Jeśli bowiem zapotrzebowanie jest nadmuchane i faktycznie nie ma pokrycia, to balon powinien pęknąć, a ceny spaść. Oczywiście, że w przypadku węgla koksującego ryzyko istnieje zwłaszcza w obliczu nałożenia 25 proc. cła na amerykański surowiec sprzedawany w Państwie Środka czy większy podatek na węgiel wysyłany do Turcji (niedawno zwróciła na to uwagę Agencja Rozwoju Przemysłu – jej katowicki oddział monitoruje rynek).

A co z surowcem energetycznym? Jeśli spojrzymy na ceny węgla w kontraktach na kolejne lata podawane przez Globalcoal, to na razie wielkiej paniki nie ma. W Europie do końca I kw. 2019 r. to wciąż poziom 100 dolarów za tonę. Średnia dla 2019 r. to 97,73 dolara, dla 2020 r. 91,5 dolara. Dopiero 2022 r. zakłada 87,2 dolara za tonę. A kolei w portach Richard’s Bay w RPA ceny powyżej 100 dolarów mają się utrzymać do końca przyszłego roku (2022 r. – 92,05 dolara). W New Castle w Australii 106,75 dolara widzimy na przyszły rok i 95,9 dolara na rok 2022.

Czy to efekt histerii nadpopytu? Nie wiem. Ale wiem, że dwa lata temu węgiel w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) kosztował nieco ponad 50 dolarów za tonę, a dziś niemal dwa razy więcej. Jaka to histeria? Nie wiem. Ale widząc w poniedziałek na RCL projekt zmiany ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego, który od razu wskakuje na Komitet Stały Rady Ministrów (chodzi o dostosowanie ustawy do decyzji Komisji Europejskiej, która w lutym wydłużyła pomoc publiczną dla górnictwa na likwidację kopalń do końca 2023 r. – wydamy na to 13 mld zł z budżetu) wiem, że o „histerię nadpodaży” w wykonaniu polskich producentów węgla kamiennego na razie nie musimy się martwić.