Wilczyński: Polityczne recepty na uzdrowienie górnictwa: sole trzeźwiące zamiast zabiegu chirurgicznego

24 lipca 2015, 08:05 Energetyka

KOMENTARZ

Zabytkowa kopalnia węgla kamiennego.

Dr Michał Wilczyński

Ekspert ds. paliw i energii, były główny geolog kraju, autor publikacji “Węgiel brunatny paliwem bez przyszłości” (2012) i “Zmierzch węgla kamiennego w Polsce” (2013).

Górnictwo węgla kamiennego w Polsce to sektor w którym trudno o zaskoczenia. Zarówno koalicja rządząca, jak i zmierzająca po władzę opozycja mówią o nim jednym głosem. Szkoda, że opinie te są oparte na fałszywych przesłankach.

To, że rządząca koalicja nie ma pomysłu na politykę energetyczną Polski, i związku z tym zwleka chociażby z wydaniem kluczowych dokumentów strategicznych, to już wiemy. To, że sektor górnictwa węgla kamiennego jest w głębokiej zapaści a programy rządowe podsuwają „sole trzeźwiące” zamiast zabiegu chirurgicznego, który by postawił na nogi choćby część kopalń, to też już wiemy. Wie o tym także opozycja, która, jeśli wierzyć sondażom, przejmie władzę jesienią tego roku, i już zwraca uwagę na to, że obecny rząd pozostawia jej „minę” w postaci braku pieniędzy na wynagrodzenia w górnictwie węgla kamiennego. Choć jednak nie można odmówić przedstawicielom PiS dobrej diagnozy sektora to już identyfikacja przyczyn tego stanu rzeczy jest błędna, tak jak była błędna w przypadku obecnej koalicji rządzącej.

Politycy opozycji twierdzą że „polska energetyka jest oparta na węglu, węgiel to krew polskiej gospodarki. Zasoby węgla dają Polsce surowcową niezależność dla potrzeb energetyki”. Tak, w latach obecnych w zużyciu nośników energii pierwotnej węgiel stanowi 56 %. Ale o tym czy tak będzie zawsze zadecyduje ekonomia wydobycia uwarunkowana budową geologiczną rozpoznanych złóż. Czy polski węgiel wydobywany z głębokości 800 – 1100 m, i wzrastającego wraz z głębokością zagrożenia metanowego, tąpaniami, i temperatury ponad 400 C , będzie w stanie konkurować kosztowo z odkrywkowymi kopalniami Australii, Republiki Południowej Afryki, lub płytkimi złożami USA? Dzisiaj koszt wydobycia 1 tony węgla na Górnym Śląsku przekracza 100 dolarów, podczas gdy tona węgla australijskiego lub amerykańskiego w Rotterdamie kosztuje 60 dolarów. Niestety głoszący tezy o fundamentalnej roli węgla w polskiej gospodarce nie powinni sugerować się liczbami ilustrującymi zasoby geologiczne. Są to wielkości złudne, nie uwzględniające kosztów wydobycia i ograniczonych możliwości zwiększenia efektywności wydobycia w skomplikowanych warunkach geologicznych Górnośląskiego Zagłębia Węglowego. To m.in. one powodują, że za 15 – 20 lat większość niezbędnego dla energetyki węgla będziemy importować. Niestety trudno też się zgodzić ze sformułowaniem, że górnictwo to „krew gospodarki” skoro według niezależnych ocen wkład tego do PKB od 2005 do 2013 roku wynosił średnio zero procent, podczas gdy w tym samym czasie wzrost wartości dodanej kreowanej przez przetwórstwo przemysłowe przekroczył 80 % (źródło: Bukowski M., et al. „Polski węgiel: Quo vadis? Perspektywy rozwoju górnictwa węgla kamiennego w Polsce”, WISE Warszawa 2015).

W wypowiedziach polityków różnych opcji politycznych pojawiają się także zaklęcia mówiące o tym, że„zasoby węgla dają Polsce surowcową niezależność dla potrzeb energetyki, węgiel to bezpieczeństwo energetyczne Polski”. Te hasła nie zmienią faktu, że dla zrównoważenia bilansu energetycznego musimy importować 40 % potrzebnych paliw. W tym jest ponad 90 % ropy naftowej i ponad 60 % gazu. Jakoś polityków nie martwi ta sytuacja. I słusznie, bo ważne jest gdzie kupujemy i za ile. Bezpieczeństwo tworzy przede wszystkim dywersyfikacja dostaw, import po rozsądnej cenie, a także współpraca z kontrahentami z regionów stabilnych politycznie.

I jeszcze jedno ważne sformułowanie, które padło w ostatnich tygodniach: „w perspektywie 30 – 40 lat węgiel pozostanie w Polsce dominującym surowcem energetycznym. Nasi partnerzy w UE muszą zrozumieć. Polska nie jest tak bogatym krajem, a Polacy nie są tak bogatym narodem jak Niemcy, którzy finansują energetykę odnawialną”. W tej wypowiedzi są dwa istotne problemy. Pierwszy to sprawa, kogo i na ile stać dany kraj by dotować wytwarzanie energii. Nie wierzę, że politycy w naszym kraju nie wiedzą ile wynoszą dotacje do wydobycia i wytwarzania energii z węgla. Otóż skumulowane dotacje i subwencje dla sektora górnictwa węglowego w latach 1990 – 2012 wyniosły blisko 140 mld zł. Z kolei dotacje do energetyki węglowej przykładowo w latach 2005 – 2012 wynosiły średniorocznie 6 mld zł. Z czego 2/3 płacił odbiorca energii elektrycznej a 1/3 pokrywały środki publiczne. W tym samym czasie (2005 -2012) wsparcie dla OZE wyniosło 19 mld zł a po odjęciu wsparcia dla tzw. współspalania w kwocie 7,4 mld zł (w rzeczywistości dotowano elektrownie węglowe), całkowite dotacje do OZE wyniosło 11,6 mld zł (źródło: Bukowski M., et al., „Ukryty rachunek za węgiel. Analiza wsparcia gospodarczego dla elektroenergetyki węglowej oraz górnictwa w Polsce”, WISE Warszawa 2014). Zestawienie tych wielkości zastanawia skąd biorą się tego rodzaju opinie polityków? Apeluję do polityków o szacunek dla suwerena! Drugim problemem są obowiązujące nas decyzje Rady UE i dyrektywy UE, tj. pierwsze założenia polityki klimatyczno-energetycznej, czyli tzw. Energetyczna Mapa Drogowa 2020 zaakceptowana jeszcze przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w marcu 2007 roku, konkluzje Rady UE w sprawie Unii Energetycznej z marca 2015 roku, czy decyzja 787 Rady Unii Europejskiej z 2010 roku o zakazie udzielania pomocy publicznej górnictwu węgla kamiennego za wyjątkiem likwidacji kopalń. Jakby tego było mało w ramach dbania o zdrowie obywateli UE Polska zobowiązała się do przestrzegania kluczowych dla czystości powietrza dyrektyw CAFE i IED.

Nasi reprezentanci nie zgadzają się z procedurami i decyzjami, które „które faktycznie doprowadzają do tego, że polityka energetyczna jest podporządkowana polityce klimatycznej czy ochronie środowiska. Niestety fakty są nieubłagane „W UE Polska zajmuje przedostatnie miejsce pod względem czystości powietrza. Głównym czynnikiem powodującym ten stan jest spalanie węgla. W ocenie Najwyższej Izby Kontroli organy władzy publicznej działają nieskutecznie w sferze ochrony powietrza, nie zapewniając dostatecznej ochrony ludzi i środowiska naturalnego przed negatywnymi skutkami jego zanieczyszczenia. W kontrolowanym okresie w dalszym ciągu nie były dotrzymywane normy jakości powietrza, przyjęte w ustawodawstwie Unii Europejskiej. W Polsce umiera z tego powodu (zanieczyszczenia powietrza) około 45 tys. osób rocznie” (źródło: Raport NIK, Ochrona powietrza przed zanieczyszczeniami, grudzień 2014)

Co zatem jest lub powinno być priorytetem demokratycznego Państwa; zdrowie narodu czy polityka energetyczna ? „Co w większym stopniu decyduje o priorytetach politycznych polskiego rządu: czy wpływy grup interesów (w tym sektora wydobywczego i energetyki węglowej), czy raczej mity i lęki, którymi wciąż przesiąknięte jest myślenie o energii w Polsce (cyt za: K.Blusz, T.H.Inderberg, P.Zerka, Obywatele zasobni w zasoby…, 2015.). Odpowiedź wydaje się jasna, oby dla wszystkich.