KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Po co Rosji Gazociąg Południowy, jeśli odzyska Ukrainę, jako najbliższą strefę swoich wpływów i dogodny, bo najtańszy, kraj tranzytowy? A jednak Putin nie zamierza zrezygnować z tej inwestycji.
Był niedawno czas, gdy Kijów zdawał się skutecznie uniezależniać od Moskwy. Wówczas głównym powodem projektu South Stream było zapewnienie trasy tranzytu rosyjskiego gazu do Europy. A zapowiedź budowy tego gazociągu Kreml wykorzystywał, jako dodatkowy środek presji na władze w Kijowie. Presja okazała się skuteczna, zdawałoby się, że rezygnacja władz ukraińskich z podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE i zasadniczy zwrot ku Rosji powinny sprawić, że Gazociąg Południowy straci znaczenie. Tymczasem Kreml jakby tego nie dostrzegał, zamierza zbudować ten Gazociąg i dostarczać nim połowie Europy swój drogi gaz. Usiłuje wytargować w Brukseli rezygnację ze stosowania w tym przypadku przepisów trzeciego pakietu energetycznego.
Analitycy rynku energii od dawna zwracali uwagę, że istnieją o wiele tańsze alternatywy niż South Stream. Zwłaszcza tańszy i o wiele bardziej racjonalny jest projekt Gazociągu Transadriatyckiego (TAP). Za niebotyczne koszty rosyjskiego projektu ostatecznie będą płacić europejscy klienci Gazpromu przez całe dziesięciolecia. W sytuacji, kiedy dzięki amerykańskiej rewolucji łupkowej gaz na rynkach światowych jest coraz tańszy. Ekonomicznie inwestycja Gazpromu nie ma sensu.
Ostatecznie cele Gazociągu Południowego wyglądają są czysto polityczne. Rosja chce zapewnić sobie dominację i stałą obecność na całym Półwyspie Bałkańskim. Chce zrealizować bezpośredni i decydujący wpływ na kraje, przez które będzie przebiegać Gazociąg. Przede wszystkim na Serbię i Bułgarię, z zaznaczeniem, że szczególne znaczenie ma tu Serbia. Choć ostatnio coraz ważniejsze stają się Węgry. W konfrontacji z Brukselą, Orban znalazł liczące się wsparcie w Moskwie. I Moskwa to docenia. W ten sposób Kreml zdobywa lojalne wsparcie trzech państw w rozgrywkach z Unią Europejską.
Eksperci od początku krytycznie oceniający opłacalność tej wielkiej inwestycji, zwracają uwagę na jeszcze jeden – w istocie najważniejszy – cel Kremla: projekt South Stream to zapora wobec NATO. Ma ubezwłasnowolnić wszystkie te państwa na Bałkanach, które oprócz przynależności do UE chcą zostać członkami Paktu Północnoatlantyckiego, a nawet, jeśli już są nimi, jak Bułgaria, Węgry, Słowenia. Artem Ulunian, analityk z Moskwy podkreśla, bez ogródek, że „South Stream ma przypomnieć niektórym państwom, że politycznych ambicji przynależności do UE nie należy w żadnym wypadku łączyć z ambicjami militarnymi. Czyli z przynależnością do NATO”. Tu warto przypomnieć, że do projektu Gazociągu Południowego nie przystąpiły właśnie najważniejsze państwa dla Paktu Północnoatlantyckiego na Półwyspie Bałkańskim – Grecja i Rumunia.