KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Wydaje się, że ukraińscy oligarchowie od Rinata Achmetowa poczynając nie są zainteresowani żadną głębszą integracją. Ani z Unią, ani Rosją. Wierzą, że najkorzystniej zachować status quo.
Dalsze poszerzenie dobrych dotychczas relacji z Rosją to więcej niż ryzyko, to upiorna wizja ekspansji rosyjskiego kapitału wspieranego przez Kreml. To marginalizacja oligarchów, którzy nie wytrzymają konkurencji z silniejszymi magnatami rosyjskimi. Co może im przeciwstawić ukraiński kapitał? Na liście setki najbogatszych miesięcznika „Forbes” (2012 r.) jest tylko jeden Ukrainiec – Rinat Achmetow, oceniany na 16 – 18 mld dol. (wg. Moskwy nawet 20 mld dol.). A Rosjan jest tam tuzin, każdy wart po kilkanaście miliardów. Każdy popierany przez władze. Analitycy rynków na ogół są zgodni, że zdecydowana większość ukraińskich miliarderów nie chce ulegać Rosji. Gdy w sierpniu negocjacje z Brukselą w sprawie umowy stowarzyszeniowej były w decydującej fazie – Rosja zaostrzyła procedury wobec towarów z Ukrainy, a dziesiątki tysięcy wagonów stały na przejściach granicznych, czekając na zezwolenie z Moskwy. Wg Siergieja Głaziewa, bliskiego współpracownika Putina były to „działania testujące, na wypadek koniecznej zmiany reżimu celnego, gdyby Kijów zdecydował się na samobójczy krok podpisując umowę z Brukselą”. Miało to zaszkodzić m.in. Achmatowowi. Ale ten wyszedł z ciosem – z dnia na dzień wstrzymał eksport swoich wyrobów stalowych do Rosji, co spowodowało poważne trudności w przemyśle rosyjskim. I wymusił natychmiastowe złagodzenie presji. Kilka tygodni temu potentat znów zademonstrował swoją niezależność od rosyjskiego rynku łamiąc monopol Gazpromu, jako dostawcy gazu. Jego koncern energetyczny DTEK (największy na Ukrainie) zawarł kontrakt na dostawy gazu z polskim PGNiG. Ile na tym zyska dzięki rezygnacji z paskarskich cen Gazpromu to tajemnica handlowa, w listopadzie odebrał pierwszą dostawę 50 mln. m.sześc. gazu. Z drugiej strony Achmatow robi kokosowe interesy z Rosją.
Oligarchowie ukraińscy wciąż są związani są z rynkami rosyjskim, ponad 24,7 proc. eksportu z Ukrainy wartości 7,6 mld. dol. (w I połowie br.) jest przeznaczona na te rynki. Ale eksport do Rosji z roku na rok spada. Gdyby zaś została zawarta umowa stowarzyszeniowa z Brukselą otwierają się perspektywy eksportu na Zachód. Peter Poroszenko, ukraiński „król czekolady” uważa, że dzięki umowie, sprzedaż jego produktów na rynki UE zwiększyłby się z 10 proc. do 40 proc. Na duże zyski liczy Wiktor Pinczuk, jeden z najważniejszych nad Dnieprem zwolenników integracji Ukrainy z UE.
Jednak rynek rosyjski ma duże zalety, jest oligarchom dobrze znany. Rynki UE to niewiadoma, otwarcie na konkurencję, wymogi, którym trudno będzie sprostać. Do tego transparentność operacji rynkowych, co niekoniecznie jest obowiązujące w biznesie naddnieprzańskim. Ostatecznie więc ukraińscy oligarchowie nie palą się ani do popierania protestujących na Majdanie, ani pałujących ich milicjantów. Woleliby, żeby wszystko zostało po staremu. To przyziemni pragmatycy, najbardziej im odpowiada obecny podział wpływów między kilka biznesowych klanów. Między sobą nie konkurują, za to mają ogromny wpływ na politykę państwa.
Na Ukrainie oligarchowie nie drżą przed władzą Janukowycza, prezydent nie ma szans, aby podporządkować sobie oligarchów. Odwrotnie niż w Rosji, gdzie od początku prezydentury Władimir Putin okiełznał brutalnie prywatny biznes i podporządkował go polityce Kremla. Dlatego przewidujący oligarchowie podejrzliwie patrzą na oferty Moskwy dla Ukrainy – to jest pomoc dla budżetu państwa, nie dla nich. W tych ofertach są zachęty dla Janukowycza, aby wykreował własny, nowy, prezydencki klan w oparciu o pośredników w dystrybucji rosyjskiego gazu. Oligarchowie wahają się więc – ten i ów pokazuje się na Majdanie. Achmatow potępił użycie przemocy wobec demonstrującej opozycji. Prywatne telewizje wprawdzie na ogół nie popierają manifestacji, ale informują o nich dość rzetelnie. Ale to wszystko.
W 2008 r. zgodnie ze swoim najżywotniejszymi interesami ukraińscy oligarchowie skutecznie lobbowali za przystąpieniem Ukrainy do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Teraz w obawie o swoje żywotne interesy nie chcą związania Ukrainy – ani z Unią, ani z Rosją. Grają na zwłokę. A może raczej znaleźli się między Scyllą a Charybdą.