Wojczal: Rosja nie porzuciła planów zajęcia Kijowa (ROZMOWA)

6 maja 2022, 07:25 Bezpieczeństwo

Do ostatecznego starcia ciągle nie doszło. To, co widzimy teraz, to okres przejściowy, który ma dać Rosji czas na przygotowania drugiej próby zajęcia Kijowa – mówi ekspert ds. geopolityki Krzysztof Wojczal w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Zniszczony czołg rosyjski na Ukrainie fot. Twitter.
Zniszczony czołg rosyjski na Ukrainie fot. Twitter.

BiznesAlert.pl: Jak ocenia Pan skutki trwającej już ponad dwa tygodnie drugiej fazy inwazji Rosji na Ukrainie? Czy byliśmy już świadkami tego ostatecznego starcia, o którym się dużo mówiło, czy to wciąż przygotowania do niego?

Krzysztof Wojczal: Według mnie cele strategiczne Rosji nie zmieniły się od początku inwazji i Rosja nadal dąży do zmiany władzy w Kijowie. Zajęcie jednego czy dwóch obwodów nie przełoży się realnie na korzyści polityczne dla Rosji. To osłabiłoby Ukrainę, ale w kontekście geopolitycznym nie miałoby znaczenia. Obecna sytuacja Rosji jest znacznie trudniejsza niż przed inwazją. Obecne sankcje są znacznie ostrzejsze i z każdym  tygodniem Rosjanie będą coraz bardziej tracić. Zajęcie wschodu Ukrainy nic nie załatwia. Na pewno nie będzie rozmów pokojowych na warunkach rosyjskich. To co teraz widzimy można nazwać pewnym etapem przejściowym. Teraz trwa przygotowanie do głównej operacji, która może oznaczać powrót do atak na kierunek Kijowski.

Wierzy Pan jednak w to, że Rosjanie będą mieli siły na przeprowadzenie takiej operacji? Ich straty już teraz są bardzo wysokie zarówno w ludziach jak i sprzęcie. 

W kwietniu trwała ukryta częściową mobilizacją rezerwistów, ponadto ściągany był z głębokich zapasów mobilizacyjnych sprzęt wojskowy i przewożony w kierunku Ukrainy. Nie jest on może najnowocześniejszy, ale Rosjanom chodzi teraz o osiągnięcie przewagi liczebnej, czego nie zrobili w pierwszych dniach wojny. Rosjanie zbagatelizowali siłę armii ukraińskiej, nie przygotowali odpowiednich sił, co doprowadziło do tego, że to Ukraina posiadała przewagę liczebną. To było wbrew jakiejkolwiek sztuce prowadzania działań wojennych i brutalnie zemściło się na Rosjanach. Teraz siły się przegrupowują, planują, analizują, i myślę, że może dojść do kolejnego dużego ataku. Zwłaszcza, że kierunków ataku jest sporo. To nie jest zdecydowanie ostatnie słowo, które Rosja może powiedzieć. Myślę, że celem głównym nadal jest Kijów.

Dużo mówi się ostatnio o pełnej mobilizacji wojsk rosyjskich i ogłoszeniu mobilizacji. Czy to się wydarzy?

Pełną mobilizację jeszcze miesiąc temu trudno byłoby sobie wyobrazić. Jednak patrząc na to, co ma miejsce teraz w Rosji, czyli wzrost poparcia dla prowadzenia wojny i samego Putina, na pewno nie da się tego wykluczyć – zwłaszcza, że założone cele, o których wspomniałem wcześniej, będą wymagały dużego zaangażowania sił i środków.

Mówi się też o możliwym użyciu taktycznej broni jądrowej. Czy to jest realne?

W mojej opinii nie ma takiego zagrożenia. Użycie takiej broni oznaczałoby całkowite zamknięcie drzwi do jakichkolwiek negocjacji z Zachodem. To by oznaczało zamknięcie wszelkich furtek, które mogłoby zostać wykorzystane do negocjacji. Ostatecznie, Rosji chodzi o postawienie na swoim. Robienie sobie wrogów w całym świecie nie jest celem samym w sobie.

Ale jeżeli doszłoby do czegoś takiego, to jak powinien zachować się Zachód?

Jeżeli zaistniałaby realna groźba ataku nuklearnego w Ukrainie, czy pełnej mobilizacji, to powinniśmy już teraz przygotować pewne kroki, które zakładałyby militarną interwencję w Ukrainie. Oczywiście, byłaby to ostateczność, ale w sensie retorycznym powinno się to pojawić. Chodzi o objęcie Ukraińców pewnego rodzaju kordonem sanitarnym NATO. Chodzi o wskazanie jasnych czerwonych linii. Takie twarde stanowisko jest konieczne, ponieważ inne argumenty do Rosjan nie przemawiają. My powinniśmy działać aktywnie i wziąć większą odpowiedzialność.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Perzyński: Biden pompuje miliardy w Ukrainę, ratując też samego siebie