Będzie układ z Putinem, jakaś forma resetu z Rosją? To chyba główne pytanie, jakie pada przy okazji formalnego objęcia urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa. Seria gestów, kurtuazyjnych wypowiedzi i tweedów, rozmaite spotkania i telefony bliskich współpracowników nowojorskiego miliardera, a także pojawienie się na pokładzie administracji Trumpa nestora amerykańskiej dyplomacji Henry’ego Kissingera wskazują, że taki reset jest bardzo prawdopodobny. Nie będzie to nic nowego, gdyż od resetu zaczynał też ustępujący prezydent Barack Obama. Pamiętamy słynny przycisk z błędnie przetłumaczonym na język rosyjski słowem reset. Okazało się to złym omenem, gdyż z resetu nic nie wyszło, a na koniec kadencji Obamy stosunki amerykańsko-rosyjskie sięgnęły dna – pisze Piotr Wołejko, współpracownik BiznesAlert.pl.
Obecność Kissingera w otoczeniu Trumpa jest sygnałem tego, iż wróciły czasy wielkich układów między globalnymi potęgami. To zła wiadomość dla Polski i wszystkich średnich i mniejszych państw, których interesy nie będą brane pod uwagę. Warto przypomnieć, że gdy w 1971 roku zachodniopakistańskie wojsko oraz radykalnie islamistyczne bojówki dokonywały ludobójstwa na Bengalczykach, Kissinger i ówczesny prezydent Nixon przymykali na to oko mając na uwadze „wyższy cel”. Celem tym było dokonanie otwarcia na Chiny i zaszachowania w ten sposób Związku Radzieckiego w zimnowojennej rywalizacji. Pakistan pośredniczył w nawiązaniu relacji z Chinami i w związku z tym Ameryka ignorowała śmierć setek tysięcy osób, masowe gwałty na bengalskich kobietach oraz ucieczkę milionów osób ze swoich domów.
Należy spodziewać się, że Kissinger wyczuwa w Trumpie drugiego Nixona, czyli polityka skupionego na relacjach z głównymi przywódcami, dla którego „koszty towarzyszące” związane z realizacją wielkich projektów nie będą stanowiły żadnego problemu. Takim kosztem towarzyszącym najpewniej będzie Ukraina, być może także Syria, a inne obszary podlegają negocjacjom. Podejście to może spotkać się z oporem ze strony departamentów stanu i obrony, zarówno ich nowych szefów – odpowiednio Rexa Tillersona i gen. Jamesa Mattisa – jak i pracowników niższego szczebla. Nawet jeśli nie będą oni w stanie powstrzymać Trumpa i Kissingera, to mogą podążyć ścieżką wytyczoną przez Archera Blooda, konsula generalnego we Wschodnim Pakistanie w 1971 r. Wystosował on słynny telegram, w którym opisał trwające ludobójstwo i skrytykował swoich przełożonych za akceptowanie tego stanu rzeczy, potępiając ich moralną małość. Trump i Kissinger nie darzą biurokracji sympatią, co może sprzyjać tego rodzaju tarciom – co w dobie mediów społecznościowych może doprowadzić do nieustannego festiwalu skandali, co będzie destabilizowało administrację Trumpa i stawiało w trudnej sytuacji jego (często wątpliwej lojalności) sojuszników na Kapitolu.
W kwestii resetu pojawia się oczywiste pytanie – co Rosjanie mogą dać Trumpowi. Raczej niewiele, zważywszy na realną ocenę potencjału Rosji – jednak dla nich samo podejście nowego prezydenta, który traktuje Rosję jako globalne mocarstwo, z którego zdaniem trzeba się liczyć, jest kluczowe. Wątpliwe, by Rosjanie dali Trumpowi to, na czym zależy mu najbardziej (na co wskazuje obecność Kissingera), czyli wejście na kurs kolizyjny z Chinami. Trump może taktycznie flirtować z Tajwanem, grozić wojną handlową etc., ale to Rosja ma liczącą wiele tysięcy kilometrów granicę z Chinami, a także całkiem dobre relacje z Pekinem. Jeśli w Chinach nie nastąpi poważne załamanie gospodarcze, które podkopałoby legitymację Partii Komunistycznej, to dla Rosji zdecydowanie lepiej jest trzymać z Chinami, niż brać stronę tak niepewnego i chimerycznego polityka jak Trump.
Ostatnie wypowiedzi Trumpa dot. NATO, kolejnych secesji z Unii Europejskiej oraz krytyka polityki migracyjnej kanclerz Merkel tylko wzmogły niechęć do niego po europejskiej stronie Atlantyku. Panuje tu jednak nadzieja, iż gabinet Trumpa, w szczególności sekretarz obrony gen. Mattis, będzie robił swoje niezależnie od wypowiedzi i tweedów prezydenta. Może to skutkować poważnymi sporami wewnątrz administracji, a na końcu doprowadzić do głośnych odejść z administracji. Nie wiadomo też, jaki wpływ na bieżące funkcjonowanie kluczowych departamentów stanu i obrony będzie miał doradca ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Flynn. Problematyczne może być chociażby to, że gen. Mattis jest wyższy stopniem od gen. Flynna – tutaj wchodzimy jednak na grunt zbliżony do zimnowojennej kremlinologii.
Realia świata w XXI w. są jednak takie, że nawet najbardziej ambitne i daleko idące plany bywają poważnie korygowane przez bieżące wydarzenia. Prezydentura USA to niemal nieustanne pasmo zarządzania kryzysowego (zarówno na polu wewnętrznym, jak i poza granicami kraju) i reagowania na to, co już nastąpiło. Obecność Kissingera powinna pozwolić na stworzenie i realizację jakiejś szerszej i dalej idącej wizji. Czy Henry ponownie zaskoczy świat, tak jak przy otwarciu na Chiny? Od tego może zależeć sukces dyplomacji amerykańskiej za rządów Donalda Trumpa.