Komisja Europejska zgodziła się aby polski rząd wprowadził rynek mocy, czyli dodatkowe płatności dla elektrowni potrzebnych w systemie. Nasza energetyka zyskała dodatkowe kilkanaście lat na transformację. Czy będzie umiała je wykorzystać? – pyta Rafał Zasuń z portalu WysokieNapiecie.pl.
Decyzja Komisji Europejskiej była spodziewana od dwóch miesięcy. Kluczowe elementy polskiego rynku mocy zostały w toku bardzo długich negocjacji uzgodnione już wcześniej.
Przypomnijmy, że rynek jest w wielu krajach odpowiedzią na strukturalny deficyt potrzebnej mocy w systemie energetycznym. Ceny prądu na rynku są za niskie aby uzasadnić inwestycje w nowe elektrownie. Oczywiście za kilka lat gdy prądu zacznie brakować, ceny mogą wzrosnąć, ale brak elektryczności oznacza dla gospodarki wielomiliardowe straty. Za rynek mocy płacą odbiorcy – w Polsce budżet mechanizmu wyniesie ok. 4 mld zł rocznie, co oznacza, że gospodarstwo domowe zapłaci według prognoz Ministerstwa Energii ok. 8-10 zł miesięcznie.
Komisja Europejska zgodziła się z polskim rządem, że istnieje oczywiste i policzalne niebezpieczeństwo deficytu potrzebnej mocy. „Polskie władze wykazały, że bez interwencji państwa tendencja ta mogłaby w najbliższej przyszłości stwarzać ryzyko przerw w dostawach energii”- napisała KE w komunikacie. Rynek mocy jest jednak formą pomocy publicznej, którą Bruksela musi zatwierdzić. Unijni urzędnicy zatwierdzili więc zaproponowany mechanizm aukcji na potrzebną moc. W negocjacjach Komisja wymusiła na Warszawie spore ustępstwa, m.in. szerszy dostęp dla elektrowni zagranicznych oraz likwidację tzw. koszyków cenowych, dzięki którym polski rząd mógł sterować aukcjami. Teraz cena w aukcjach będzie jedna dla wszystkich.
W swoim komunikacie Komisja poinformowała, że Polska zgodziła się jeszcze na inne zmiany w rynku energii. Chodzi m.in. o „zwiększenie limitów cenowych, przegląd przepisów dotyczących rezerw i energii bilansującej, a także wprowadzenie administracyjnego mechanizmu ustalania cen, by wzmocnić sygnały cenowe w okresach niedoboru”.
Jak dowiedziało się WysokieNapiecie.pl pod tym niezbyt jasnym zdaniem kryją się m.in. likwidacja obecnie istniejących mechanizmów wspierania elektrowni-zimnej rezerwy i operacyjnej rezerwy mocy. Potrzebne będzie także zniesienie limitu na rynku bilansującym (obecnie 1500 zł za MWh) a także nowe zasady umożliwiające Polskim Sieciom Elektroenergetycznym regulację cen na rynku hurtowym- wyższe ceny w sytuacji braku energii.
Polska dostała więc zielone światło aby zorganizować pierwszą aukcję na rynku mocy jesienią 2018 r. Ale nie wszystko jest jeszcze jasne dla inwestorów. Trwają negocjacje nad energetycznym pakietem zimowym. W nowym unijnym rozporządzeniu w sprawie rynku energii, które zacznie obowiązywać po 2020 r. znajdą się zapisy ograniczające wsparcie dla elektrowni emitujących najwięcej CO2 czyli w praktyce będzie to dotyczyć węgla. Chodzi o słynne 550 gramów na KWh. Polsce udało się sprawić, aby propozycja państw UE, (tzw. ogólne stanowisko) zapewniało przedłużenie możliwości wsparcia aż do 2035, ale w toku tzw. trilogu przepisy te mogą zostać zaostrzone. Komisja Europejska ostrzegła w komunikacie, że „zatwierdzenie przez Komisję mechanizmów zdolności wytwórczych zgodnie z unijnymi zasadami pomocy państwa pozostaje bez uszczerbku dla konieczności zapewnienia ich zgodności z przyszłym prawodawstwem sektorowym UE z chwilą jego wejścia w życie”.
Zatwierdzenie rynku mocy z zadowoleniem przyjął Polski Komitet Energii Elektrycznej.
Polska wygrywa kilkanaście lat wspierania elektrowni węglowych. Co rząd powinien z tym teraz zrobić? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl