Stachura: Rosja straszy Zaporożem, ale atom w Polsce będzie bezpieczny

10 marca 2023, 07:30 Atom

– Ktoś, kto obawia się energetyki jądrowej w Polsce, może mieć obawy o usytuowanie jej na Pomorzu. Jednakże przypadek Zaporoża pokazuje, że nawet w najtrudniejszych warunkach elektrownie jądrowe nie stają się celem bezpośrednim działań zbrojnych – pisze Jędrzej Stachura, redaktor BiznesAlert.pl.

Zaporoska Elektrownia Jądrowa fot. Wikimedia

Rosja straszy Zaporożem

Inwazja Rosji na Ukrainę to nie tylko działania wojenne, ale również liczne ataki na krajową infrastrukturę krytyczną. Od pierwszych dni agresji rakiety latają nad Zaporoską Elektrownią Jądrową, największą tego typu jednostką w Europie. Stoi ona nad Zbiornikiem Kachowskim i posiada sześć reaktorów typu WWER-1000 o mocy 950 MW każdy. Nieopodal znajduje się miasto Energodar, które liczy ponad 50 tysięcy mieszkańców, a na jego terenie mieszczą się jeszcze m.in. port rzeczny oraz Zaporoska Elektrownia Cieplna.

Już w pierwszym tygodniu po wejściu na Ukrainę Rosjanie rozpoczęli próbę przejęcia kontroli nad Zaporożem. Trzeciego marca wjechali do Energodaru z pomocą konwoju składającego się z około stu jednostek ciężkiego sprzętu, by następnego dnia ostrzelać elektrownię jądrową, przejąć nad nią kontrolę i oświadczyć personelowi, że od teraz jest ona własnością Rosatomu. W kolejnych godzinach Rosjanie zajęli się wysadzaniem niewybuchów na terenie elektrowni, co odbiło się szerokim echem na całym świecie, a szczególnie na Zachodzie.

Od tego momentu losem Zaporoża zainteresowała się Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA), organ nadzorczy Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ), pracująca na rzecz bezpiecznego i pokojowego wykorzystania energii jądrowej. – Nie możemy sobie pozwolić na wadliwą komunikację z elektrownią w obszarach istotnych dla bezpieczeństwa. Wiemy o istniejących zarzutach, że jest tam przechowywana ostra amunicja i że elektrownia jest celem ataków – mówił wówczas szef MAEA Rafael Grossi. Kolejne miesiące to czas apelów ze strony Ukrainy i MAEA. Pierwsza prosi o zwrot, druga chce utworzenia bezpiecznej strefy wokół Zaporoża. Co ciekawe, pierwsze wzmianki o strefie pojawiły się już w lecie 2022 roku, ale do dziś nie udało się jej wprowadzić. Infrastruktura elektrowni była kilkukrotnie odłączana od sieci, a Ukraińcy utrzymują, że zagrożenie katastrofą jądrową w dalszym ciągu jest realne.

24 lutego minął  rok od rozpoczęcia inwazji, a Rosjanie dalej okupują teren elektrowni, stworzyli tam bazę wojskową, w której planują kolejne ataki. Przedstawiciele MAEA wciąż ostrzegają przed dalszą eskalacją konfliktu w rejonie elektrowni, co może wpłynąć znacznie na kwestie bezpieczeństwa jądrowego. Niepokoją ich pojazdy i sprzęt wojskowy wewnątrz budynków, apelują do Rosjan o ich usunięcie, aby nie zakłócać normalnego funkcjonowania systemu. Wprowadzenie bezpiecznej strefy wokół Zaporoża oznaczałoby, że zarówno siły rosyjskie, jak i ukraińskie, zobowiążą się do nieangażowania się w żadną działalność wojskową w tym rejonie. Rosjanie musieliby wycofać żołnierzy i sprzęt z terenu zakładu, a Ukraińcy nie mogliby się do niego zbliżać. – Elektrownia nie może być celem ani platformą operacji wojskowych. Osiągnięcie porozumienia w sprawie zdemilitaryzowanego obwodu powinno być priorytetem – podkreśla MAEA. Ósmego marca 2023 roku już po raz szósty doszło do ataku na infrastrukturę przesyłającą energię do Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. Razem z pozostałymi elektrowniami tego typu na Ukrainie została wygaszona w celu ochrony przed zagrożeniami związanymi z działaniami zbrojnymi w pobliżu. Ukraiński Energoatom podał, że została przestawiona na zasilanie awaryjne i szybko ruszyły naprawy, aby tak jak w przeszłości przywrócić zasilanie zewnętrzne temu obiektowi.

Atom może być bezpieczny

Historia energetyki jądrowej to 60 lat wytwarzania energii elektrycznej z atomu. Elektrownie jądrowe, mimo protestów i głosów ostrzegawczych płynących z ust ich przeciwników, mogą być bezpiecznym źródeł energii. Na świecie działa ponad czterysta reaktorów w 32 krajach, a wiele lat eksploatacji to właściwie trzy poważne awarie, czyli te w USA (Three Mile Island, 1979 rok), Czarnobyl (Ukraina, 1986 rok) i Fukushima (Japonia, 2011 rok). Każdy z wymienionych wypadków posłużył do analizy i poprawy technologii stawiania elektrowni. Powyższe elektrownie i ich los to przykłady, które nauczyły świat, jak skuteczniej dbać o bezpieczeństwo atomu w przyszłości.

Organem, który określa procedury bezpieczeństwa i bada najdrobniejsze incydenty, jest właśnie wyżej wymieniona MAEA. Każdy kraj, który eksploatuje elektrownie jądrowe, otrzymuje nadzór i musi współpracować z agencją. Elektrownie jądrowe muszą być projektowane tak, aby były bezpieczne w przypadku jakiejkolwiek awarii czy uszkodzenia, a starsze jednostki poddaje się modernizacji, aby służyły jeszcze przez lata.

Światowe Stowarzyszenie Energii Atomowej (WNA) wskazuje, że najważniejszym aspektem zarządzania elektrowniami jądrowymi musi być bezpieczeństwo pracowników. Pomaga w tym ciągły rozwój technologii sterowników i łączności, dzięki czemu wiele operacji na rdzeniu reaktora można prowadzić zdalnie. Czujniki umożliwiają monitoring poziomu promieniowania, co pozwala regulować czas pracy w taki sposób, aby pracownik elektrowni nie był narażony na zbyt dużą dawkę.

Prawo na straży bezpieczeństwa

Dzisiaj jednak największym problemem Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej nie jest promieniowanie, a rakiety przelatujące nad jej dachem. 19 lutego Rosjanie wystrzelili cztery pociski manewrujące Kalibr z Morza Czarnego, z których dwa przeleciały nad Zaporoską Elektrownią Jądrową. Pozostałe dwa zostały zestrzelone przez obronę powietrzną Ukrainy. Co by było, gdyby jedna z nich uderzyła np. w pokrywę reaktora? Elektrownie jądrowe to jedne z najbardziej wytrzymałych konstrukcji, jakie buduje się na świecie. Standardy stosowane przez budowniczych z USA, Korei Południowej czy Francji, wymagają, aby pokrywa reaktora wytrzymywała np. trzęsienie ziemi, zderzenie z samolotem pasażerskim czy – po wnioskach wyciągniętych na bazie Fukushimy – falę tsunami. MAEA nieustannie monitoruje aktywność wojsk wokół Zaporoża, ale na ten moment zaznacza, że elektrownia jest bezpieczna. Rosjanie muszą bowiem przestrzegać zapisów międzynarodowego prawa humanitarnego (szkoda, że robią to właściwie tylko w przypadku atomu), które szczegółowo określają sposób ochrony elektrowni jądrowych w przypadku konfliktu. Najogólniej mówiąc, zobowiązują one strony konfliktu do uniknięcia sytuacji, w której elektrownie stają się polem bitwy lub zostają przypadkowo uszkodzone w wyniku prowadzonych walk.

Prawo mówi również, że wszystkie państwa mają prawo do pokojowego wykorzystania energii jądrowej, w tym do produkcji energii elektrycznej. Elektrownie są obiektami cywilnymi i jako takie są chronione przed bezpośrednim atakiem oraz represjami. – Biorąc pod uwagę ryzyko uwolnienia promieniowania i wynikające z tego poważne skutki wobec ludności cywilnej, strony muszą zachować szczególną ostrożność podczas prowadzenia wojsk, manewrów i innych działań wojskowych w pobliżu takich obiektów – czytamy w zapisach prawa humanitarnego.

Polska elektrownia jądrowa też ma być bezpieczna

Ktoś, kto obawia się energetyki jądrowej w Polsce, może mieć obawy o usytuowanie jej na Pomorzu. Jednakże przypadek Zaporoża pokazuje, że nawet w najtrudniejszych warunkach elektrownie jądrowe nie stają się celem bezpośrednim działań zbrojnych. Warto także przypomnieć o systemach bezpieczeństwa zastosowanych w polskim projekcie. Technologia AP1000 od Westinghouse jest promowana przez tę firmę jako jedyna na świecie z najbardziej zaawansowanym, pasywnym systemem bezpieczeństwa. To proste, ale skuteczne rozwiązanie, które w uproszczeniu polega na zwolnieniu zapasów wody spływających dzięki sile grawitacji na reaktor w razie zagrożenia przegrzaniem i usuwa problem. Westinghouse informuje, że przetestował działanie systemów bezpieczeństwa na wypadek odcięcia zewnętrznych, ale i wewnętrznych systemów zasilania. Elektrownia Zaporoże odłączona 8 marca od zasilania zewnętrznego po raz szósty z historii pozostała na zasilaniu generatorami prądu. AP1000 jest w stanie utrzymać bezpieczeństwo bez zasilania, właśnie dzięki „spłuczce” opracowanej do pracy pasywnej. Systemy pasywne mogą pracować trzy doby bez jakiegokolwiek zasilania, doprowadzając do wyłączenia reaktora. Ponadto, reaktor jest oddzielony szeregiem barier fizycznych od otoczenia. Obudowa bezpieczeństwa składa się z dwóch warstw: wewnętrznej ze stali i zewnętrznej z betonu. Ma chronić przed emisją promieniowania oraz uderzeniami fizycznymi z zewnątrz. Według producenta oznacza to, że reaktor nie doprowadzi do zanieczyszczenia radioaktywnego nawet w razie odłączenia od prądu ani nie groźny jest mu atak terrorystyczny przed którym chroni powłoka betonowa. Wszystkie systemy wewnątrz obiektu zakładają tak zwaną redundancję, czyli są projektowane na zapas tak, aby nadprogramowa infrastruktura zastąpiła ewentualnie uszkodzoną. Polska elektrownia jądrowa, jak każda, będzie otoczona strefą bezpieczeństwa na lądzie oraz morzu. Będzie także chroniona przez odpowiednie służby, w tym własną jednostkę strażacką. Wszystko po to, aby zapewnić maksymalne bezpieczeństwo, jak w przypadku każdej infrastruktury krytycznej w Unii Europejskiej czy NATO.

Radomski: Polska wycofała się z marszu do pułapki gazowej (ANALIZA)