Jakóbik: Zielony konserwatyzm czy podział łupów w nowym rządzie?

4 listopada 2019, 07:31 Atom

Ministerstwo energii i klimatu może posłużyć do polityki zielonego konserwatyzmu przez nowy rząd pod warunkiem, że nie będzie jedynie narzędziem podziału łupów między frakcjami partii władzy – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Tablica resortu energii. Fot. Ministerstwo Energii.
Tablica resortu energii. Fot. Ministerstwo Energii.

Zielony konserwatyzm już działa

Jakub Wiech z Energetyka24.com słusznie apeluje do tworzącego się rządu o zielony konserwatyzm. – Jeśli polska (ale nie tylko) konserwatywna prawica nie wyjdzie z tej ślepej klimatycznej uliczki, do której weszła, to z perspektywy czasu zostanie uznana na tym polu za przerwę w historii. Globalne ocieplenie i podążające wraz z nim zmiany klimatu nie cofną się bowiem w obliczu artykułów oskarżających je o lewackość – pisze Wiech. Odnosi się w ten sposób do debaty ośrodków analitycznych, w której Klub Jagielloński i Nowa Konfederacja opowiedziały się za takim podejściem do polityki energetyczno-klimatycznej, wzorowanym na idei Rogera Scrutona przywołanej m.in. przez Bartosza Brzyskiego z Klubu Jagiellońskiego. Od razu trzeba zastrzec, że nie jest to spojrzenie bliskie Zielonym z Austrii czy Niemiec.

– Prawica może w imię Scrutonowskiego „zielonego konserwatyzmu” dbać o zachowanie tego, co dziś umiera (jak wysychająca przez niedobór wody Puszcza Białowieska), a jednocześnie skupiać uwagę na modernizacji – chociażby poprzez nowoczesną polityką energetyczną opartą o atompisze Brzyski. W podobnym tonie wypowiada się Wojciech Płachetka z Nowej Konfederacji, komentator BiznesAlert.pl. – Skuteczne wdrożenie nowoczesnych rozwiązań proekologicznych w naszym kraju mogłoby skutkować rozwojem nowych gałęzi przemysłu w sferach nowoczesnych technologii, stwarzających istotne przewagi konkurencyjne naszego kraju. Wdrożenie energetyki rozproszonej w postaci funkcjonujących klastrów energetycznych pozwoliłoby na rozwój takich gałęzi przemysłu jak energetyka geotermalna, biomasowa i wodna, w których posiadamy naturalne przewagi konkurencyjne z uwagi na warunki geofizyczne Polski. Skuteczne wdrożenie technologii elektromobilności w transporcie oraz systemów fotowoltaicznych w budownictwie mieszkaniowym pewnie nie sprawiłoby, że nagle powstałby globalny polski koncern, produkujący panele słoneczne lub samochody elektryczne, lecz być może polskie przedsiębiorstwa stałyby się światowymi liderem w takich innowacyjnych dziedzinach gospodarki, jak formy akumulacji energii elektrycznej, wykorzystanie technologii blockchain w zarządzaniu miastem, czy wdrażanie systemów autonomicznego kierowania ruchem – pisze Płachetka, nie wspominając nic o atomie.

Polityka energetyczno-klimatyczna Unii Europejskiej na poziomie instytucji unijnych będzie się zaostrzać wraz z polityką Nowego Zielonego Ładu, którą ma realizować komisarz Frans Timmermans. Jednakże gra polityczna może w coraz większym stopniu odbywać się pomiędzy państwami członkowskimi, które są coraz mniej chętne przekazywaniu kompetencji na poziom unijny. Dowodem mogą być pierwsze taktyczne sojusze Polski i Niemiec, na przykład w sprawie dofinansowania inwestycji sektora gazowego. Z tego względu można uznać za błędne założenie, że ambicje polityki klimatycznej muszą być coraz większe, a Polska nie będzie miała wyjścia i je zrealizuje na swoim odcinku. Polska zrealizuje tyle, ile będzie chciała, a Komisja Europejska ustąpi jej, jak w sprawie rynku mocy czy ustawy o cenach energii, bo jest coraz słabsza i generalnie ustępuje krajom członkowskim.

Nie oznacza to jednak, że zielony konserwatyzm rozumiany jaką rozważna realizacja polityki klimatycznej, nie jest uzasadniony bo nikt nas do niego nie zmusi. On powinien być realizowany ze względów aksjologicznych oraz ekonomicznych. Po pierwsze, Polityka klimatyczna to nie lewactwo, o czym pisałem przed szczytem klimatycznym COP24 w Katowicach w 2018 roku. Chadecja ma encyklikę Laudato Si, która może być uzasadnieniem aksjologicznym ochrony klimatu nie gorszym od argumentów wysuwanych prze z lewicę. Poza tym niezmiennie obowiązuje konsensus naukowy o wpływie człowieka na zmiany klimatu, więc warto posłuchać naukowców. Po drugie, transformacja energetyczna jest procesem technologicznym, który zmieni energetykę na całym świecie. Stanie się to szybciej lub później i warto dołączyć się do tego procesu na własnych warunkach, zamiast czekać aż zmiany zostaną narzucone z zewnątrz. Do rozstrzygnięcia pozostaje spór o narzędzia widoczny także w ekipie rządzącej. Czy do realizacji idei zielonego konserwatyzmu powinien posłużyć atom?

W tym kontekście wydaje się istotna dyskusja o przyszłości ministerstwa energii w Polsce, od której może zależeć kurs polskiej polityki energetyczno-klimatycznej. W ciągu ostatnich czterech lat zdołało ono urodzić projekt strategii energetycznej, czyli Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku, który wydaje się być zgodny z ideą zielonego konserwatyzmu zarysowaną przez autorów cytowanych wyżej. Rząd zamierza istotnie ograniczyć emisję CO2 przy wykorzystaniu energetyki jądrowej i stawia na Odnawialne Źródła Energii: fotowoltaikę oraz morskie farmy wiatrowe. Nadal jednak nie jest to oficjalna polityka rządowa, a jej przyjęcie przesunie się na czas po sformowaniu nowego rządu przez spory między frakcjami. W międzyczasie zielony konserwatyzm wydaje się być dewizą coraz większej części polityków partii rządzącej, którzy głośno popierają aktywną politykę klimatyczną oraz transformację energetyczną. Niezależnie od personaliów, obecna ekipa w większym lub mniejszym stopniu deklaruje poparcie idei zielonego konserwatyzmu. Gorzej jest z realizacją, a ta będzie zależeć od polityki wewnątrzpartyjnej.

Reforma czy podział łupów

Kształt zielonego konserwatyzmu będzie zależał od rozkładu sił frakcji partii rządzącej w nowym rozdaniu. Trwają spekulacje, czy uda się dokończyć reformę polegająca na stworzeniu ministerstwa energii, czy też zostanie ona przerwana. Pierwotny pomysł zakładał superresort z kompetencjami w zakresie polityki energetyczno-klimatycznej. Ostatecznie, wskutek walki politycznej, powstało ministerstwo energii bez części kompetencji, które pozostały w resorcie środowiska. Obecnie wraca idea powołania resortu energii i klimatu. Jeżeli nie chodzi w niej jedynie o podział łupów politycznych między frakcjami partii rządzącej, może być narzędziem skuteczniejszego wdrażania zielonego konserwatyzmu. Alternatywa to cofnięcie reformy, dekompozycja resortu energii i pozostawienie mu funkcji regulacyjnych, po przekazaniu reszty uprawnień do resortu skarbu. Wówczas z wielkiej reformy zapowiadanej jeszcze w 2014 roku, którą popierałem, zostanie jedynie usprawiedliwienie dla takiego, a nie innego podziału stanowisk między grupy interesów wewnątrz partii rządzącej i nie będzie sensu rozmowy o reformatorskim znaczeniu zmian w resortach.

Pierwszym sprawdzianem zielonego konserwatyzmu rządu będzie ostateczne przyjęcie strategii energetycznej i jej ewentualne modyfikacje w celu dalszego wsparcia rozwoju Odnawialnych Źródeł Energii. Czy dzięki powołaniu resortu energii i klimatu po prawie pięciu latach Polska będzie miała oficjalny plan dla energetyki, który ochroni klimat?

Jakóbik: Polityka klimatyczna to nie lewactwo