– Nasz drugi strategiczny surowiec doczekał się rządowego programu do 2030 r. Po jego analizie jest jednak wiele znaków zapytania – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Scenariusze dla paliwa, z którego otrzymujemy dzisiaj ok. jedną trzecią energii elektrycznej są zasadniczo trzy. Pierwszy to zupełnie nierozwojowy zakładający brak nowych odkrywek i schyłek wydobycia tego najbardziej emisyjnego surowca przyczyniającego się też – przez sposób eksploatacji – do znaczącej degradacji środowiska. W rej perspektywie już za kilkanaście lat udział węgla brunatnego w naszym miksie paliwowym znacząco zacząłby spadać. Bo w ogóle spadać będzie powoli już. Zwłaszcza, że z końcem tego roku ZE PAK zamknie kopalnię Adamów i elektrownię Adamów. Rząd zapewnia jednak, że scenariusza nierozwojowego dla węgla brunatnego pod uwagę nie bierze, a nowe odkrywki będą powstawały. Gdzie? To dobre pytanie.
W ubiegłym tygodniu w Sejmie wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapewnił, że nie będzie problemów z polami Ościsłowo i Złoczew i decyzja o ich powstaniu to w zasadzie formalność.
W pierwszym przypadku inwestor pewnie się cieszy. W drugim – nie jestem przekonana. Czemu?
Ościsłowo to planowana odkrywka kopalni Konin (ZE PAK), decyzyjnie opóźniona już przynajmniej o rok. Chodziło m.in. o decyzje środowiskowe. A ta odkrywka zapewni byt kopalni, a co za tym idzie blokom energetycznym Pątnów, kolejne 15 lat pracy. Myślę więc, że ZE PAK Zygmunta Solorza-Żaka jest zadowolony z deklaracji pana ministra.
Złoczew jednak to zupełnie inna bajka. To pole oddalone od należącej do PGE elektrowni Bełchatów o kilkadziesiąt kilometrów. Nie ma więc technicznej możliwości, by transportować tam surowiec taśmociągiem, jak to ma miejsce w przypadku paliwa z działających dzisiaj odkrywek Bełchatów i Szczerców. A bełchatowska odkrywka lada moment zakończy swój żywot pozostając na razie wielką dziurą w ziemi. Sam Szczerców dla przyszłości elektrowni to za mało. Jednak oddalony Złoczew to dla PGE wyzwanie. Trzeba by bowiem wybudować linię kolejową i kupić podgrzewane wagony (węgiel brunatny ma dużą zawartość wody, więc w zimie to niezbędne). A to podroży koszty paliwa.
Można więc – i o tym mówi strategia – wybudować nowe bloki energetyczne przy nowej odkrywce. Jednak inwestycja w nową odkrywkę, a więc de facto nową kopalnię wraz z budową 3000 MW mocy (bo o takich wielkościach mówimy) to koszt ok. 20-25 mld zł. A strategia mówi w scenariuszu optymistycznym o drugiej analogicznej możliwej inwestycji – w Gubinie. Nieoficjalnie jednak gdyby PGE miała wybierać postawiłaby pewnie na Gubin. Tam bowiem jest więcej lepszego węgla brunatnego (o lepszej kaloryczności). Tyle, że w Gubinie NIE kopalni mówią okoliczni mieszkańcy.
A za Złoczewem optuje m.in. minister obrony narodowej Antoni Macierewicz (to po prostu jego okręg wyborczy). Nie ma też takich protestów lokalnej społeczności jak w przypadku Gubina. Tyle tylko, że budowa i Gubina, i Złoczewa to w perspektywie 2030 r. dla PGE wydatek około 50 mld zł. Tyle samo kosztuje postawienie 3000 MW zeroemisyjnej elektrowni atomowej.
O innych planach strategii wspominać już nie będę szczegółowo, bo np. plan budowy kopalni i elektrowni na złożu Legnica wydaje mi się na dzisiaj zupełnie nierealny. Zastanawiam się jednak, skąd PGE miałaby wziąć pieniądze na tak wielkie inwestycje. Zwłaszcza, gdy do dzisiaj nie wiemy, czy budowana będzie jednak elektrownia jądrowa. Ale jeśli by była, to jak rozumiem PGE też byłaby w to zaangażowana. Biorąc pod uwagę, jakie odpisy na aktywach węgla brunatnego jakiś czas temu zrobiła spółka jestem też mało przekonana co do tego, że miałaby ona udźwignąć projekt Złoczew oraz Gubin. Gdy dodamy do tego coraz ostrzejszą politykę klimatyczną Unii Europejskiej – rozumiem z tego jeszcze mniej. Ale konia z rzędem temu, kto dziś przewidzi, jak w 2030 r. naprawdę będzie wyglądała nasza struktura wytwarzania energii…