Sawicki: W którą stronę powieje wiatr? Rząd spiera się o wiatraki na morzu

0
27
Farma wiatrowa Hornsea. Fot. Wikimedia Commons
Farma wiatrowa Hornsea. Fot. Wikimedia Commons

Dyskusja o polskim sektorze energetyki odnawialnej (OZE) nie ucichła po małej noweli OZE, a na horyzoncie pojawił się kolejny spór w rządzie o kształt dużej nowelizacji. Kością niezgody są morskie farmy wiatrowe – pisze redaktor portalu BiznesAlert.pl Bartłomiej Sawicki.

Echa małej noweli OZE

Stronami sporu nie są uczestnicy rynku, ale członkowie Rady Ministrów. Zdaniem Ministerstwa Rozwoju, nowela ustawy o OZE nad którą trwają prace w Ministerstwie Energii, może zahamować rozwój morskiej energetyki wiatrowej, która uchodzi za kosztowną, ale jednocześnie stabilną w zakresie wytwarzania energii elektrycznej. Prezydent RP Andrzej Duda wciąż nie podjął decyzji w sprawie ewentualnego weta. Czas biegnie, a głowa państwa ma jeszcze zaledwie kilka dni na podpisanie, skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego lub zawetowanie ustawy.

Przypomnijmy, że zgodnie z poselską nowelą nie będzie już stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 zł/MWh. Zostanie ona powiązana z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE, a więc tzw. zielonych oraz błękitnych certyfikatów. Opłata ma wynosić 125 proc. średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh.

Zdaniem branży zapis ten doprowadzi do upadku prywatny sektor farm wiatrowych, a beneficjentami ustawy będą duże firmy energetyczne, które będą mogły realizować obowiązek OZE, ale już nie poprzez umowy bezpośrednie ze sprzedawcami zielonej energii, a np. poprzez płacenie znacznie obniżonej opłaty zastępczej. Szansą na rozwiązanie choć części problemów, które w dużej mierze wynikają z pośpiechu, braku konsultacji resortowych oraz branżowych mogła być ministerialna nowela dot. OZE, reformująca w szerszy sposób sektor zielonej energetyki. Szansę na sprawne procedowanie nad tą ustawą są jednak coraz mniejsze, bo w rządzie jest wiele rozbieżności w sprawie jej kształtu oraz źródeł, która powinna ona promować.

Duża nowela OZE, czyli powrót do przeszłości

W Ministerstwie Energii trwają prace nad tzw. dużą nowelą OZE, która ma przywrócić część zapisów sprzed nowelizacji z 2016 roku. Chodzi m.in. o powrót poprzedniego modelu opodatkowania wiatraków. Obowiązujący zapis, zgodnie z regulacjami Prawa budowlanego, traktuje całą instalację jako budowlę, łącznie z turbiną oraz łopatami, które stanowią ok. 85-90 proc. wydatków inwestycyjnych. Ministerstwo proponuje, aby definicją budowli, zgodnie z Prawem budowlanym, objąć na powrót jedynie elementy konstrukcyjne elektrowni (np. fundamenty i maszt), a więc jej najmniej kapitałochłonne komponenty.

Zmianom nie ulegnie zaś zapis dotyczący odległości stawiania wiatraka od zabudowań. Będzie to nadal dziesięciokrotność wysokości wraz ze wszystkimi elementami. Przepis ten zostanie jednak uelastyczniony. Jeśli mieszkańcy się na to zgodzą, będzie można postawić nowe budynki mieszkalne bliżej farm wiatrowych, mimo wspomnianego wyżej przepisu.

Ministerstwo Rozwoju broni wiatraków na morzu

Projekt podano ministerialnym konsultacjom. Znaczna część uwag zgłaszana przez resorty ma charakter redakcyjny, doprecyzowujący, nie zmieniający jednak kierunku i istoty zmian. Wyjątkiem na tle zgłoszonych do Ministerstwa Energii uwag jest jednak pismo Ministerstwa Rozwoju, które w jednoznaczny sposób krytykuje jej zapisy. Resort twierdzi, że uniemożliwi ona rozwój morskich farm wiatrowych.

Ministerstwo Rozwoju podkreśla, że art. 75 określający warunki przystąpienia poszczególnych wytwórców elektrowni elektrycznej do aukcji „stanowi istotną barierę inwestycyjną dla instalacji wykorzystujących energię wiatru na morzu. Tym samym może skutkować wstrzymaniem rozwoju sektora morskiej energetyki wiatrowej”. Opinię resortu rozwoju przedstawiła wiceminister Jadwiga Emilewicz.

Zdaniem resortu z zaproponowanych zmian wynika, że wytwórcy zielonej energii będą mogli przystąpić do aukcji na podstawie prawomocnego pozwolenia na budowę, a nie „na podstawie uzyskanej decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach i prawomocnego pozwolenia na wznoszenie i wykorzystywanie sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń w polskich obszarach morskich dla przedsięwzięć zlokalizowanych w wyłącznej strefie ekonomicznej, jak to jest obecnie. Z art. 75 usunięto zapisy dotyczące decyzji i pozwoleń, ustanowione specjalnie dla inwestycji obejmujących morskie farmy wiatrowe”.

W opinii resortu rozwoju hamowanie rozwoju tego sektora będzie polegało na niedopuszczeniu do aukcji inwestorów projektów posiadających w chwili obecnej prawomocne decyzje o środowiskowych uwarunkowaniach oraz wstrzymanie realizacji projektów, co będzie oznaczało utratę ważności wydanych i prawomocnych pozwoleń na wznoszenie morskich farm wiatrowych oraz zawartych umów przyłączeniowych.

Ponadto zdaniem Ministerstwa Rozwoju proponowane zmiany w prawie istotnie zwiększą ryzyko inwestycyjne związane z przygotowaniem projektów ze względu na konieczność poniesienia bardzo dużych kosztów badań geotechnicznych i projektowania morskich farm wiatrowych przed określeniem warunków finansowania inwestycji.

Resort przypomina, że uzyskanie prawomocnej decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach oznacza dla projektu potwierdzenie braku znaczących oddziaływań inwestycji na środowisko, społeczeństwo oraz innych użytkowników obszarów morskich. Jest zatem samo w sobie potwierdzeniem wykonalności projektu pod kątem uwarunkowań, które coraz częściej stanowią barierę realizacji inwestycji.

Resort argumentuje także, że uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach poprzedzone „jest długotrwałym i bardzo kosztownym etapem badań morskich i analiz, którego koszty sięgają kilkudziesięciu milionów złotych i który trwa ok. 3 lat”. Co za tym idzie „wymóg uzyskania pozwolenia budowlanego, bez ustalonego, przed najbardziej kosztownym i określającym ostateczne parametry etapem, poziomu ceny energii w aukcji, w stopniu nieproporcjonalnym do innych technologii OZE zwiększa ryzyko inwestycyjne i może zablokować rozwój morskich elektrowni wiatrowych w kraju”.

Zmiany a opinia branży

Branża OZE z nieśmiałym optymizmem mówi o mechanizmie aukcji, który ma się pojawić za sprawą tej nowelizacji. Chwali zapis dotyczący aukcji dla farm wiatrowych. Chodzi o podział koszyków, w ramach których moce mają być kupowane w danej technologii.

Obawy Ministerstwa Rozwoju są o tyle istotne, że – jak podkreśla branża – nawet przy złagodzeniu części przepisów dot. ustawy odległościowej rozwój lądowych farm wiatrowych nie nastąpi. Zapisy dotyczące tej ustawy nie dotyczą zaś morskich farm wiatrowych, o których coraz głośniej w kontekście miksu energetycznego Polski do 2030 roku. W tym kontekście przepisy dotyczące ograniczenia rozwoju morskich farm wiatrowych budzą wątpliwości.

Podczas konferencji pt.: „Morska energetyka wiatrowa kołem zamachowym polskiej gospodarki”  zorganizowanej pod koniec lutego br. Michał Michalski,członek zarządu firmy Polenergii – jednej z dwóch firm, które chce działać na morzu – powiedział, że firma rozważa wybór stosownej technologii. Zwrócił uwagę, że w polskim systemie wsparcia dla OZE, w systemie aukcyjnym, nie ma miejsca dla energii pochodzącej z wiatraków na morzu.

Poprawki i sugestie Ministerstwa Rozwoju mogą pomóc rozwiązać ten problem. Budowa farmy wiatrowej Polenergii może rozpocząć się w 2020 r., a zacząć działać w 2022 r. Jeśli tak się stanie, to w okresie 2019-2020 powinny być aukcje. Ustawa OZE nie jest wypełniona treścią – zaznaczył Michalski. Operator drugiego projektu na Bałtyku, PGE, uważa, że ich projekt może zacząć działać ok. 2025 roku.

Obecnie w Polsce realizowane są dwa projekty wiatrowych farm morskich o łącznej mocy 2,2 GW. Chodzi o projekty PGE Energia Odnawialna i Polenergia Bałtyk II i Polenergia Bałtyk III, w przypadku którego w lipcu ub. roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku (RDOŚ) wydała pierwszą decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach zabudowy.

Zdaniem PGE morska energetyka wiatrowa jest nieprzewidywalna, a przed spółką jeszcze czasochłonne badania środowiskowe. Tymczasem prace nad obecną nowelą OZE mogą poprawić przewidywalność biznesu spółki, bo na chwilę obecną – jak można usłyszeć od decydentów PGE j- est on nieprzewidywalny, ale perspektywiczny. PGE nie jest także zainteresowana przejęciem innych projektów ani wpuszczeniem innych podmiotów do własnego.

Chętnych na polskie projekty na Bałtyku nie brakuje. Wśród potencjalnych inwestorów mówi się o duńskim DONG Energy czy norweskim Statoilu. Także z punktu widzenia możliwości inwestycji zagranicznych w morską energetykę wiatrową, która może okazać się dla Polski wydajna, konieczne wydaje się dojście do porozumienia między ministerstwami. Tutaj jednak warto także wsłuchać się w głos branży podczas konsultacji społecznych, których nie było podczas malej noweli OZE. Największą barierą byłby długotrwały spór międzyresortowy, który nie służyłby ani sektorowi OZE, ani pracom nad polskim miksem energetycznym.

Uwagi Ministerstwa Rozwoju ws. OZE

W tym samym czasie Ministerstwo Rozwoju zgłosiło uwagi do o projektu rozporządzenia ME w sprawie obowiązku OZE na 2018 rok. Zgodnie z proponowanym projektem, obowiązek dotyczący zakupu zielonych certyfikatów ma wzrosnąć do 17,5 proc. z 15,4 proc. w 2017 roku. Obowiązek nabycia świadectw pochodzenia energii z biogazu, a więc certyfikatów błękitnych, ma zostać zmniejszony do 0,5 proc. z 0,6 proc. w 2017 roku. Całkowity obowiązek OZE na 2018 r. ma wynieść 18 proc.  W ustawie o OZE jest zapisane, że popyt na certyfikaty powinien wynosić nie mniej niż 19, 35 proc. energii finalnej. Minister energii korzysta jednak z możliwości obniżenia tego poziomu na drodze rozporządzenia.

Tymczasem jak przypomina wiceminister rozwoju Witold Słowik, „udział ilościowy sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z OZE powinien wynosić 20 proc.” . Wiceminister w przedstawionej opinii podkreśla, że Ocena Skutków Regulacji nie wskazuje, jakie realne korzyści (oszczędności) przyniesie to odbiorcom energii elektrycznej, którzy finalnie poniosą koszty związane z koniecznością zakupu i przedstawienia do umorzenia świadectw.

Resort rozwoju podkreśla, że w wyniku nadpodaży zielonych certyfikatów branża straciła już ok. 3 mld zł. Branża zaś zaciągając kredyty bazowała na prognozach sprzed kilku lat, które zakładały wzrost wartości świadectw i na ich podstawie zaciągała kredyty.

Resort rozwoju wnioskuje o uzupełnienie Oceny Skutków Regulacji poprzez wyliczenia kosztów dokonanych zmian, wskazanie korzyści dla odbiorców energii, związanych z niższym niż wskazuje ustawa o OZE poziomem ilości świadectw pochodzenia energii z OZE koniecznym do umorzenia w 2018 r. oraz wskazanie kosztów, które poniesie sektor wytwórców OZE. Resort prosi również o podanie informacji dotyczącej szacunków resortu ws. podwyżki dla przeciętnego gospodarstwa domowego w 2018 r. w stosunku do 2017 r. O merytoryczne wzbogacenie rozporządzenia prosi także Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.

Działania resortu rozwoju mogą opóźnić prace nad nowelą OZE, ale i wesprzeć głosy, których zabrakło choćby podczas procesu legislacji tzw. małej noweli OZE. Spór o kształt rynku OZE jest kolejną odsłoną sporów w rządzie o kształt energetyki oraz o to, kto i w jaki sposób ma nią kierować. Obecny spór toczy się na linii ministerstw zlokalizowanych na ulicy Wspólnej i Placu Trzech Krzyży, jednak niejednokrotnie do tej rozgrywki wkracza także resort z ulicy Wawelskiej, a więc Ministerstwo Środowiska.