KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert
Polityka klimatyczna Unii Europejskiej sprowokowała zjawisko carbon leakage. Polityka unijna w sektorze łupkowym może z kolei wywołać analogiczne zjawisko, które nazwę roboczo shale leakage.
Komisja środowiska Parlamentu Europejskiego (ENVI) przyjęła wczoraj regulacje dla sektora łupkowego narzucające obowiązek przeprowadzenia pełnej oceny oddziaływania na środowisko przy każdej inwestycji tego rodzaju na każdym jej etapie. Zdaniem polskich posłów do PE regulacje przełożą się na wyższy koszt i dłuższy czas realizacji łupkowych przedsięwzięć. W ten sposób ENVI uderza w rozwój tzw. łupkowej rewolucji w Europie. Nowe obostrzenia mogą dodatkowo go utrudnić.
Zjawisko carbon leakage można w skrócie opisać jako ucieczkę ciężkiego przemysłu z Europy spowodowaną przerostem regulacji utrudniającym działanie przedsiębiorców. Polityka klimatyczna prowadzona w celu redukcji emisji powoduje jedynie, że przenosi się ona poza Europę, a ta wyzbywa się swojego przemysłu.
Podobne zjawisko może mieć miejsce także w sektorze gazu łupkowego. Rewolucja łupkowa nie powtórzy się w Europie na skalę podobną do znanej ze Stanów Zjednoczonych. Mamy inną geologię i nie rozwinęliśmy jeszcze niezbędnej infrastruktury. Widać to szczególnie w Polsce, gdzie do tej pory przeprowadzono niespełna 50 odwiertów poszukiwawczych. Dopiero dwa razy tyle pozwoli ustalić chociaż cząstkowo, ile gazu łupkowego znajduje się pod powierzchnią naszego kraju.
Te problemy są potęgowane przez bariery administracyjne, zwyczajne „dziadostwo” i, co najważniejsze, przerost regulacji. Komisja ENVI dorzuciła tu wczoraj swój kamyczek do ogródka. Poszukiwanie gazu łupkowego na terenie Unii Europejskiej staje się tym samym jeszcze mniej atrakcyjną inwestycją. Dla inwestorów to nie jest tak duży problem. Ci zrewidują swój portfel inwestycyjny i wyjadą na Ukrainę, do Azji. To duży problem dla Europy, która zostanie sama z potencjalnie dużymi zasobami węglowodorów w łupkach, których bez kapitału i sprzętu największych firm energetycznych nigdy nie wydobędzie. Możemy oczywiście pozostać wiecznym importerem zależnym od dostawców na czele z jednym, opierającym na energetyce swą politykę zagraniczną. Jeżeli Bruksela chce takiego scenariusza – punkt dla niej.