icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Bitwa o Lex Energa w Sejmie (RELACJA)

W Sejmie odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu Górnictwa i Energii. Tym razem posłowie, zaproszeni eksperci oraz goście dyskutowali nad przyjętymi w tym roku zmianami w prawie dotyczącym sektora energetyki odnawialnej.

Branża OZE o polityce energetycznej Polski

Włodzimierz Ehrenhalt, wiceprezes Stowarzyszenia Energetyki Odnawialnej, mówił o efektywnej współpracy źródeł rozproszonych. Jak podkreślił, Polska nie ma obecnie sprecyzowanego miksu energetycznego. – Mamy dyskusję, ale czas płynie. Źródła OZE cały czas się rozwijają. Na świecie w 2016 roku zainstalowano ponad 54 GW mocy z energetyki wiatrowej. W UE 86 proc. inwestycji w nowe moce to OZE, najwięcej to wiatr – wyliczał i dodał, że Niemcy rozwijają rocznie ok. 2000 MW. – To największy rynek w UE – powiedział. Zwrócił uwagę, że także Stany Zjednoczone rozwijają energetykę wiatrową pomimo polityki prezydenta Donalda Trumpa.

Dodał, że morska energetyka wiatrowa to przyszłość, jednak wciąż nie ma ona znaczącego udziału w polskim miksie. Jego zdaniem energetyka rozproszona jest ważna także ze względów bezpieczeństwa, bo może „ustrzec nas przed sytuacjami takimi jak w Serbii, gdzie w 1999 roku po ataku na jedną z elektrowni kraj praktycznie nie miał dostępu do energii elektrycznej”.

Jak dodał, w Polsce jeszcze długo miks w połowie będzie oparty na węglu. Powiedział także, że biomasa i biogaz mają duże znaczenie dla rozproszonej energetyki, ale w Polsce olbrzymie zasoby biomasy są marnotrawienie. Dodał, że w Polsce jest ok. 54 bloków o mocy 200 MW, które są modernizowane w taki sposób, by współudziały z energetyką odnawialną, a więc trudno przewidywalną. Dodał, że lepiej jest modernizować mniejsze instalacje niż budować duże bloki o mocy 1000 MW. Jego zdaniem to także dywersyfikacja stanu posiadania mocy wytwórczych. Dodał, że energetyka zawodowa musi zapewniać ciągłość dostaw energii. – Duże bloki muszą pracować, ale należy dodawać do tego OZE – stwierdził.

Powiedział także, że należy rozwijać energetykę gazową. – Nie po to budujemy gazociągi i terminal LNG, aby nie korzystać z dobrodziejstw niskiej ceny gazu. Surowiec będzie zaś w dłuższej perspektywie raczej tani. Jeśli USA uwolnią LNG to wówczas nie będzie problemu, aby kupować ten surowiec. Potrzebujemy więc kilku nowych źródeł opartych o gaz – powiedział ekspert.

Spór o Lex Energa

Lex Energa to nieoficjalna nazwa podpisanej w połowie sierpnia przez prezydenta nowelizacji ustawy o OZE. Najważniejsza zmiana to rezygnacja ze stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 zł/MWh i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE – zielonych certyfikatów (w praktyce wiatraki) oraz błękitnych certyfikatów (biogaz rolniczy). Opłata ma wynosić 125 proc. średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh. Lex Energa jest tak nazywana ponieważ to właśnie ta spółka najbardziej skorzysta na nowych regulacjach.

Tomasz Podgajniak, wiceprezes Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej ( PIGEOR) powiedział, że jest jeszcze w Polsce miejsce na budowę 5-10 tys. MW nowych mocy i połączenie ich z biogazowniami. Jego zdaniem energetyka konwencjonalna powinna bilansować system, a rynek nie powinien być już wtedy jednotowarowy, a raczej wielotowarowy, ze względu na powstałe w ten sposób nowe usługi.

Przypomniał on warunki, w jakich w połowie poprzedniej dekady powstawał w Polsce rynek certyfikatów. – Wówczas wszyscy posłowie zgodzili się na taki system, w tym także Prawo i Sprawiedliwość. Miał on uruchomić nowe inwestycje. Tak się jednak nie stało. Powstało wiele możliwości realizacji obowiązków wynikających z ustawy. Dopiero pod koniec poprzedniej dekady powstały nowe projekty wiatrowe. Taka inwestycja zaś trwa kilka lat. Dopiero ok. 2010 roku zaczęły przyspieszać inwestycje w wiatraki, a w efekcie powstało 5,8 GW nowych mocy w OZE. W 2016 przyrost był już bardzo niewielki – powiedział Podgajniak. Podkreślił, że w Polsce de facto nie ma rynku handlu certyfikatami.

Jak podkreślił, w systemie jest 23-29 TWh nadwyżki zielonych certyfikatów, które nie mogą być zagospodarowane przez zbyt niski obowiązek rozwoju OZE. Przypomniał, że przy cenie zielonych certyfikatów na poziomie 90 zł, PGE i Energa przejęły projekty wiatrowe od Hiszpanów i Duńczyków w Polsce. W ostatnim jednak czasie ceny spadły do ok. 35 zł. Wówczas rząd podwyższył obowiązek rozwoju OZE, jednak wzrost ceny był krótkotrwały. Jak powiedział Podgajniak, cena certyfikatów powinna kształtować się na poziomie ok. 200 zł, biorąc pod uwagę obecny koszt wytworzenia energii w Polsce.

Jak dodał, zgodnie ze zobowiązaniami wobec UE w Polsce ustawa o OZE miała wejść w życie w 2012 roku. Stało się to jednak trzy lata później, a jest ona ciągle nowelizowana, „co nie sprzyjało stabilności i przewidywalności dla inwestycji”. Dodał, że ostatnie zmiany w ustawie o OZE nie zmieniły sytuacji w sprawie cen certyfikatów. Według niego branża jest otwarta na rozmowy na temat systemu certyfikatów. Podgajaniak polemizował także z wypowiedziami ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, według którego koszty wytworzenia energii z OZE to ok. 350 zł, a z węgla ok. 170 zł. Nie zgodził się także z wypowiedzią ministra o cenie certyfikatów na poziomie ok. 300 zł. Zdaniem Podgajniaka takiej ceny nigdy nie było.

Andrzej Kazimierski, dyrektor wydziału energetyki odnawialnej w Ministerstwie Energii powiedział, że celem rządu jest, aby nie wzrosła cena energii. – Z punktu widzenia biznesu, im nowsza technologia tym jest ona efektywniejsza i tym mniej potrzebuje dopłat – powiedział. Podkreślił, że system certyfikatów jest źle pomyślany, a wiele krajów w UE stara się go nowelizować. – Część państw, w tym Hiszpania czy Czechy, zmieniały ten system, ale bez powodzenia. Zielone certyfikaty wymagają zmian, trzeba to zmieniać, ale szybko zmieniająca się technologia to utrudnia – powiedział przedstawiciel Ministerstwa Energii. Dodał, że rząd planuje podwyższenie w latach 2018-2019 obowiązku OZE. To dało efekt zwiększenia ceny certyfikatów. Jest to nieco więcej, niż wcześniej ustalona tzw. ścieżka dojścia. Chodzi także o przejście na system aukcyjny, ponieważ system certyfikatów nie był efektywny i nie limitował poziomu pomocy publicznej.

Kaźmierski powiedział, że w 2021 roku popyt i podaż na zielone certyfikaty zrównoważą się. Należy jednak w tym celu uruchomić aukcje migracyjne, które miały zacząć działać w tym roku, ale zostały przesunięte na kolejny. – Do tego czasu będziemy mieć narzędzie, ale wszystko będzie zależeć od decyzji polityków. Aukcje migracyjne pozwolą przejść z systemu certyfikatów do aukcji, co ustabilizuje rynek. Klient będzie wtedy też wiedział, ile płaci za zielone certyfikaty w rachunkach – powiedział przedstawiciel resortu energii.

Jak wyjaśnił, zastrzeżenia Komisji Europejskiej dotyczą ustawy z 2015 roku. Zastrzeżenie dotyczyły systemu aukcji. Skomentował także tzw. Lex Energa. Powiedział, że zmniejszenie opłaty zastępczej było planowane już w 2016 roku. – Zmiana ta nie działa na rzecz jednego odbiorcy, ale także dla końcowych odbiorców. To zmiana ceny energii o kilka złotych rocznie – powiedział Kazimierski.

Katarzyna Szwed-Lipińska, przedstawicielka Urzędu Regulacji Energetyki powiedziała, że ostatnia nowelizacja cen energii nie miała de facto na celu zmniejszenia ich, zaś prezes URE pilnuje, aby ta cena nie obciążała odbiorców. – Katarzyna Szwed-Lipińska powiedziała, że „absolutnie nie jest prawdą,  jakoby prezes URE uwzględniał  w taryfach wartości z kontraktów  pozasesyjnych i w ten sposób obciążał odbiorcę końcowego nadmiernym poziomem ceny energii elektrycznej”.  – Do taryf zawsze były brane pod uwagę transakcje sesyjne, a zatem ceny o wiele niższe. W związku z tym pozwolę sobie nie zgodzić się ze stanowiskiem przedstawiciela Ministerstwa Energii, aby ostatnia nowelizacja OZE miała na celu rzeczywiste obniżenie ceny energii elektrycznej dla odbiorcy końcowego – powiedziała przedstawicielka URE.

Podkreśliła potrzebę zmian ws. aukcji oraz wsparcia dla OZE. Jak powiedziała, aukcji jest obecnie za mało, aby wspierały branżę. – Przejście z jednego systemu do drugiego pomoże zmniejszyć nadwyżkę zielonych certyfikatów, ale aukcje muszą stać się faktem – powiedziała.

W Sejmie odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu Górnictwa i Energii. Tym razem posłowie, zaproszeni eksperci oraz goście dyskutowali nad przyjętymi w tym roku zmianami w prawie dotyczącym sektora energetyki odnawialnej.

Branża OZE o polityce energetycznej Polski

Włodzimierz Ehrenhalt, wiceprezes Stowarzyszenia Energetyki Odnawialnej, mówił o efektywnej współpracy źródeł rozproszonych. Jak podkreślił, Polska nie ma obecnie sprecyzowanego miksu energetycznego. – Mamy dyskusję, ale czas płynie. Źródła OZE cały czas się rozwijają. Na świecie w 2016 roku zainstalowano ponad 54 GW mocy z energetyki wiatrowej. W UE 86 proc. inwestycji w nowe moce to OZE, najwięcej to wiatr – wyliczał i dodał, że Niemcy rozwijają rocznie ok. 2000 MW. – To największy rynek w UE – powiedział. Zwrócił uwagę, że także Stany Zjednoczone rozwijają energetykę wiatrową pomimo polityki prezydenta Donalda Trumpa.

Dodał, że morska energetyka wiatrowa to przyszłość, jednak wciąż nie ma ona znaczącego udziału w polskim miksie. Jego zdaniem energetyka rozproszona jest ważna także ze względów bezpieczeństwa, bo może „ustrzec nas przed sytuacjami takimi jak w Serbii, gdzie w 1999 roku po ataku na jedną z elektrowni kraj praktycznie nie miał dostępu do energii elektrycznej”.

Jak dodał, w Polsce jeszcze długo miks w połowie będzie oparty na węglu. Powiedział także, że biomasa i biogaz mają duże znaczenie dla rozproszonej energetyki, ale w Polsce olbrzymie zasoby biomasy są marnotrawienie. Dodał, że w Polsce jest ok. 54 bloków o mocy 200 MW, które są modernizowane w taki sposób, by współudziały z energetyką odnawialną, a więc trudno przewidywalną. Dodał, że lepiej jest modernizować mniejsze instalacje niż budować duże bloki o mocy 1000 MW. Jego zdaniem to także dywersyfikacja stanu posiadania mocy wytwórczych. Dodał, że energetyka zawodowa musi zapewniać ciągłość dostaw energii. – Duże bloki muszą pracować, ale należy dodawać do tego OZE – stwierdził.

Powiedział także, że należy rozwijać energetykę gazową. – Nie po to budujemy gazociągi i terminal LNG, aby nie korzystać z dobrodziejstw niskiej ceny gazu. Surowiec będzie zaś w dłuższej perspektywie raczej tani. Jeśli USA uwolnią LNG to wówczas nie będzie problemu, aby kupować ten surowiec. Potrzebujemy więc kilku nowych źródeł opartych o gaz – powiedział ekspert.

Spór o Lex Energa

Lex Energa to nieoficjalna nazwa podpisanej w połowie sierpnia przez prezydenta nowelizacji ustawy o OZE. Najważniejsza zmiana to rezygnacja ze stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 zł/MWh i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE – zielonych certyfikatów (w praktyce wiatraki) oraz błękitnych certyfikatów (biogaz rolniczy). Opłata ma wynosić 125 proc. średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh. Lex Energa jest tak nazywana ponieważ to właśnie ta spółka najbardziej skorzysta na nowych regulacjach.

Tomasz Podgajniak, wiceprezes Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej ( PIGEOR) powiedział, że jest jeszcze w Polsce miejsce na budowę 5-10 tys. MW nowych mocy i połączenie ich z biogazowniami. Jego zdaniem energetyka konwencjonalna powinna bilansować system, a rynek nie powinien być już wtedy jednotowarowy, a raczej wielotowarowy, ze względu na powstałe w ten sposób nowe usługi.

Przypomniał on warunki, w jakich w połowie poprzedniej dekady powstawał w Polsce rynek certyfikatów. – Wówczas wszyscy posłowie zgodzili się na taki system, w tym także Prawo i Sprawiedliwość. Miał on uruchomić nowe inwestycje. Tak się jednak nie stało. Powstało wiele możliwości realizacji obowiązków wynikających z ustawy. Dopiero pod koniec poprzedniej dekady powstały nowe projekty wiatrowe. Taka inwestycja zaś trwa kilka lat. Dopiero ok. 2010 roku zaczęły przyspieszać inwestycje w wiatraki, a w efekcie powstało 5,8 GW nowych mocy w OZE. W 2016 przyrost był już bardzo niewielki – powiedział Podgajniak. Podkreślił, że w Polsce de facto nie ma rynku handlu certyfikatami.

Jak podkreślił, w systemie jest 23-29 TWh nadwyżki zielonych certyfikatów, które nie mogą być zagospodarowane przez zbyt niski obowiązek rozwoju OZE. Przypomniał, że przy cenie zielonych certyfikatów na poziomie 90 zł, PGE i Energa przejęły projekty wiatrowe od Hiszpanów i Duńczyków w Polsce. W ostatnim jednak czasie ceny spadły do ok. 35 zł. Wówczas rząd podwyższył obowiązek rozwoju OZE, jednak wzrost ceny był krótkotrwały. Jak powiedział Podgajniak, cena certyfikatów powinna kształtować się na poziomie ok. 200 zł, biorąc pod uwagę obecny koszt wytworzenia energii w Polsce.

Jak dodał, zgodnie ze zobowiązaniami wobec UE w Polsce ustawa o OZE miała wejść w życie w 2012 roku. Stało się to jednak trzy lata później, a jest ona ciągle nowelizowana, „co nie sprzyjało stabilności i przewidywalności dla inwestycji”. Dodał, że ostatnie zmiany w ustawie o OZE nie zmieniły sytuacji w sprawie cen certyfikatów. Według niego branża jest otwarta na rozmowy na temat systemu certyfikatów. Podgajaniak polemizował także z wypowiedziami ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, według którego koszty wytworzenia energii z OZE to ok. 350 zł, a z węgla ok. 170 zł. Nie zgodził się także z wypowiedzią ministra o cenie certyfikatów na poziomie ok. 300 zł. Zdaniem Podgajniaka takiej ceny nigdy nie było.

Andrzej Kazimierski, dyrektor wydziału energetyki odnawialnej w Ministerstwie Energii powiedział, że celem rządu jest, aby nie wzrosła cena energii. – Z punktu widzenia biznesu, im nowsza technologia tym jest ona efektywniejsza i tym mniej potrzebuje dopłat – powiedział. Podkreślił, że system certyfikatów jest źle pomyślany, a wiele krajów w UE stara się go nowelizować. – Część państw, w tym Hiszpania czy Czechy, zmieniały ten system, ale bez powodzenia. Zielone certyfikaty wymagają zmian, trzeba to zmieniać, ale szybko zmieniająca się technologia to utrudnia – powiedział przedstawiciel Ministerstwa Energii. Dodał, że rząd planuje podwyższenie w latach 2018-2019 obowiązku OZE. To dało efekt zwiększenia ceny certyfikatów. Jest to nieco więcej, niż wcześniej ustalona tzw. ścieżka dojścia. Chodzi także o przejście na system aukcyjny, ponieważ system certyfikatów nie był efektywny i nie limitował poziomu pomocy publicznej.

Kaźmierski powiedział, że w 2021 roku popyt i podaż na zielone certyfikaty zrównoważą się. Należy jednak w tym celu uruchomić aukcje migracyjne, które miały zacząć działać w tym roku, ale zostały przesunięte na kolejny. – Do tego czasu będziemy mieć narzędzie, ale wszystko będzie zależeć od decyzji polityków. Aukcje migracyjne pozwolą przejść z systemu certyfikatów do aukcji, co ustabilizuje rynek. Klient będzie wtedy też wiedział, ile płaci za zielone certyfikaty w rachunkach – powiedział przedstawiciel resortu energii.

Jak wyjaśnił, zastrzeżenia Komisji Europejskiej dotyczą ustawy z 2015 roku. Zastrzeżenie dotyczyły systemu aukcji. Skomentował także tzw. Lex Energa. Powiedział, że zmniejszenie opłaty zastępczej było planowane już w 2016 roku. – Zmiana ta nie działa na rzecz jednego odbiorcy, ale także dla końcowych odbiorców. To zmiana ceny energii o kilka złotych rocznie – powiedział Kazimierski.

Katarzyna Szwed-Lipińska, przedstawicielka Urzędu Regulacji Energetyki powiedziała, że ostatnia nowelizacja cen energii nie miała de facto na celu zmniejszenia ich, zaś prezes URE pilnuje, aby ta cena nie obciążała odbiorców. – Katarzyna Szwed-Lipińska powiedziała, że „absolutnie nie jest prawdą,  jakoby prezes URE uwzględniał  w taryfach wartości z kontraktów  pozasesyjnych i w ten sposób obciążał odbiorcę końcowego nadmiernym poziomem ceny energii elektrycznej”.  – Do taryf zawsze były brane pod uwagę transakcje sesyjne, a zatem ceny o wiele niższe. W związku z tym pozwolę sobie nie zgodzić się ze stanowiskiem przedstawiciela Ministerstwa Energii, aby ostatnia nowelizacja OZE miała na celu rzeczywiste obniżenie ceny energii elektrycznej dla odbiorcy końcowego – powiedziała przedstawicielka URE.

Podkreśliła potrzebę zmian ws. aukcji oraz wsparcia dla OZE. Jak powiedziała, aukcji jest obecnie za mało, aby wspierały branżę. – Przejście z jednego systemu do drugiego pomoże zmniejszyć nadwyżkę zielonych certyfikatów, ale aukcje muszą stać się faktem – powiedziała.

Najnowsze artykuły