Ruch Śląsk, czyli rudzka część kopalni Wujek trafił właśnie do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Choć nie fedrował od grudnia, to jego zamknięcie wpłynie na wielkość tegorocznego wydobycia. A to oznacza, że import węgla kamiennego do Polski z ubiegłorocznych 12 mln ton może jeszcze wzrosnąć – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka „Dziennika Gazety Prawnej”.
Spada produkcja węgla
Według wstępnych danych ubiegłoroczna produkcja węgla kamiennego w kraju zamknęła się między 65 a 66 mln ton. To oznacza 5-6 mln ton mniej wobec wydobycia z 2016 r. O ile Jastrzębska Spółka Węglowa i Bogdanka fedrowały zgodnie z planem, podobnie jak prywatna PG Silesia, a Węglokoks-Kraj wydobył nawet więcej niż zakładał plan, to z produkcją nie poradził sobie największy gracz na rynku, czyli Polska Grupa Górnicza. Spółka zapowiadała produkcję na poziomie 32 mln ton, według jej danych wyniosła ona 30,5 mln ton. Sęk w tym, że te 32 mln ton spółka zapowiadała w 2016 r. bez wliczania produkcji kopalń Katowickiego Holdingu Węglowego przejętych 1 kwietnia 2017 r. A 30,5 mln ton podaje już wraz z nimi. I to doliczając I kw. 2017 r., gdy te zakłady działały jeszcze pod szyldem KHW. Mniejsza jednak o większość i moją negatywną ocenę tworzenia atmosfery sukcesu wokół tego węglowego kolosa na glinianych nogach.
Zapotrzebowanie nie spadnie
Prawda jest taka, że w tym roku zapotrzebowanie na węgiel wcale nie będzie mniejsze niż w roku ubiegłym. Ja tylko nieśmiało przypomnę, że Enea uruchomiła już swój wielki blok 1075 MW w Kozienicach, a za chwilę ruszać mają dwa bloki po 900 MW PGE w Opolu i wreszcie 910 MW Taurona w Jaworznie. Oczywiście w międzyczasie będą zamykane starsze bloki węglowe i teoretycznie może wszystko się zbilansować, ale jest małe „ale”.
Zamknięcie Śląska oznacza jakiś 1 mln ton węgla mniej w skali roku. A 2018 r. jest ostatnim, gdy likwidacje kopalń możemy opłacać z pieniędzy publicznych (na razie nie wiadomo, czy Bruksela wydłuży ten termin). W listopadzie 2016 r. Polska dostała zgodę Komisji Europejskiej na 8 mld zł pomocy publicznej na zamykanie nierentownych kopalń. Rząd przesłał wtedy do KE listę zakładów, które miały z niej korzystać. Śląska akurat na niej nie było, ale były m.in. Krupiński i Jas-Mos, zamknięte w roku ubiegłym (co również miało znaczący wpływ na zmniejszoną wielkość wydobycia). Na liście tej nie było też kopalni Wieczorek, która jest stopniowo zamykana. Za to znalazły się na niej Sośnica i Rydułtowy, o których likwidacji jakoś nie słyszymy. Ba, PGG chwali się, że Sośnica odbiła się od dna i radzi sobie coraz lepiej.
Stanowisko Unii Europejskiej
Jednak zmiany w umowie Polska-UE są akurat możliwe. Trzeba się tylko zastanowić, jak je dalej przeprowadzać. Choć gdy rozmawiałam niedawno z prof. Jerzym Buzkiem, europosłem i byłym premierem to powiedział mi, że jeśli rząd pokaże klarowny plan stopniowego odchodzenia od węgla, to niewykluczone, że Bruksela pozwoli nam jeszcze dłużej dotować zamykanie kopalń z budżetu nie obciążając tym procesem spółek węglowych. Warto bowiem zwrócić uwagę, że likwidacja kopalni kosztuje kilkaset milionów złotych. Obejmuje bowiem świadczenia pracownicze (odprawy jednorazowe, urlopy górnicze, urlopy dla pracowników przeróbki mechanicznej węgla), ale też złożone procesy demontażu urządzeń na dole, zabezpieczania wyrobisk, czy wreszcie nawet przez długie lata odwadniania zamkniętego zakładu tak, by nie zagroził on pracy sąsiednich kopalń. Proszę sobie bowiem wyobrazić takie podziemne miasto z setkami, a czasem tysiącami wydrążonych pod ziemią korytarzy. Naruszony górotwór będzie stale pracował. Może dochodzić do podziemnych wstrząsów, które na powierzchni spowodują szkody górnicze. Za to też ktoś musi zapłacić A zamknięta kopalnia nie jest przecież niczyja. Nie jest więc tak, że któregoś pięknego dnia zamkniemy ją na klucz i powiesimy tabliczkę „nieczynne do odwołania”. To procesy, które trwają znacznie dłużej niż np. wybudowanie nowego zakładu.
Co na to rząd?
A skoro przy nowych kopalniach jesteśmy – rząd podkreśla, że ich powstanie jest niezbędne, by krajowy węgiel nadal był w grze. Na razie jednak ani prywatni inwestorzy nie zrobili kolejnego kroku do przodu, ani kontrolowani przez Skarb Państwa.
Dlatego z rosnącym importem węgla przynajmniej na razie przyjdzie się nam pogodzić. 12 mln ton w 2017 r. to trzeci największy wynik w historii górnictwa w Polsce. Polsce, która jest największym w UE i drugim co do wielkości w Europie (po Rosji) producentem węgla kamiennego.