Coraz częściej klienci, którzy skorzystali z prawa zmiany sprzedawcy energii elektrycznej i podpisali umowy z sprzedawcami alternatywnymi trafiają pod skrzydła tzw. sprzedawców rezerwowych – odnotowuje „Rzeczpospolita”.
Jak czytamy w dzienniku, w tym roku w Polsce do sprzedawców rezerwowych trafiło już 30 tys. punktów poboru energii, podczas gdy w całym 2017 roku odnotowano 2 tys. takich sytuacji.
Jak tłumaczy Michał Suska z firmy Energomix, najczęściej jest to konsekwencja braku w pełni zabezpieczonych portfeli zakupowych sprzedawców alternatywnych na pokrycie umów z klientami. W efekcie proponują oni klientom podwyżki lub przekazują wykonanie umów sprzedawcom rezerwowym.
Z relacji „Rz” wynika, że sprzedawcy rezerwowi musieli przejąć między innymi klientów w Gdyni, Olsztynie, Radomiu i Toruniu od spółek Barton Energia, Corrente, EcoErgia, GOEE. Jak pisze dziennik, wśród firm, które muszą kupować energię od sprzedawców rezerwowych są głównie podmioty z grup zakupowych. „Rzeczpospolita” zwraca jednocześnie uwagę, że konsekwencją takiej sytuacji jest to, że chcące zaoszczędzić na kosztach energii podmioty, trafiając pod skrzydła sprzedawcy rezerwowego zapłacą więcej.
– Stawki i w sprzedaży rezerwowej zawsze są wyższe od cennika podstawowego, bo sprzedawca musi zabezpieczyć dostawy energii ad hoc kupując ją na rynku po bieżącej cenie, nie mając pewności, ile takie dostawy potrwają – wyjaśnia cytowany przez dziennik rzecznik PGE Obrót Mariusz Majewski.
„Rz” zwraca przy tym uwagę, że Urząd Regulacji Energetyki nie zatwierdza cen stosowanych przez spółki w ramach sprzedaży rezerwowej z wyjątkiem sytuacji gdy sprzedawca ma zawartą z operatorem sieci umowę kompleksową dotyczącą świadczenia usług na rzecz gospodarstw domowych. Wówczas maksymalna stawka nie może być wtedy wyższa niż 2,5-krotność ceny na rynku konkurencyjnym.
Rzeczpospolita/CIRE.PL