Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył we wtorek, że po uruchomieniu planowanego gazociągu Nord Stream 2, który ma dostarczać gaz do Niemiec po dnie Morza Bałtyckiego, Rosja może nadal utrzymać tranzyt surowca przez Ukrainę.
Pieskow podkreślił, że w tym duchu wypowiadał się prezydent Władimir Putin. „Mówił on o tym, że nie ma mowy o przerwaniu tranzytu przez Ukrainę wraz z wprowadzeniem Nord Stream 2 do eksploatacji” – powiedział przedstawiciel Kremla. Pieskow dodał, że „tranzyt będzie dalej możliwy, jednak wszystko zależy od strony ukraińskiej”.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała w zeszłym tygodniu, że konieczne jest zagwarantowanie, by Ukraina pozostała nadal ważnym krajem tranzytowym. „Możecie wychodzić z założenia, że mimo innej oceny Nord Stream 2 z całą siłą będziemy występować na rzecz Ukrainy jako państwa transportującego gaz” – zapewniła.
Pieskow, którego dziennikarze we wtorek pytali o słowa Merkel dotyczące gwarancji dla Ukrainy, podczas gdy Rosja mówi o możliwości utrzymania tranzytu, uchylił się od komentarza. Oświadczył, że nie do niego należy ocenianie, jaki status ma ta wypowiedź szefowej rządu Niemiec, jako że dla Rosji punktem odniesienia jest stanowisko wyrażone przez Putina.
Na początku października br. Putin zapewnił, że Nord Stream 2 będzie realizowany i że Rosja nie ma problemów z niezbędnymi do budowy zezwoleniami ani też z realizacją projektu „własnymi siłami”. Wcześniej prezydent Rosji jako warunek utrzymania tranzytu przez Ukrainę wymienił rozwiązanie przed sądem arbitrażowym w Sztokholmie sporu między rosyjskim Gazpromem i ukraińskim koncernem Naftohaz.
Zgodnie z obecnym planem Nord Stream 2 ma być gotowy pod koniec 2019 roku i wtedy też Rosja zamierza ograniczyć przesyłanie gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Budowie Nord Stream 2 sprzeciwiają się obok Ukrainy także Polska i kraje bałtyckie.
Partnerami rosyjskiego Gazpromu w tym projekcie jest pięć zachodnich firm energetycznych: austriacka OMV, niemieckie BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuska Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell.
Nord Stream 2 może utrudnić rozwój polskiego portu
Europejski Komitet Regionów ostrzegł w poniedziałek instytucje unijne, że budowa gazociągu Nord Stream 2 może utrudnić rozwój portu Szczecin-Świnoujście, wyrządzić szkody środowisku i przeszkodzić w osiągnięciu celów polityki energetycznej.
Stanowisko tej sprawie przyjęła w poniedziałek działająca w Komitecie grupa ds. Nord Stream 2, której przewodniczy marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz. Dokument trafi teraz do Komisji Europejskiej, Rady UE (rządy krajów UE) i Parlamentu Europejskiego jako oficjalne stanowisko unijnych samorządów.
W punkcie 4. konkluzji podkreślono, że gazociąg może utrudnić plany rozwoju portu Szczecin-Świnoujście, który jest „fundamentalnym składnikiem” gospodarki Pomorza Zachodniego i znaczącym pracodawcą w tym regionie.
„Istniejący gazociąg Nord Stream 1 spowodował trudności w technicznej rozbudowie portu. Budowa kolejnego rurociągu może (…) prowadzić do częściowej izolacji portu i nadać mu charakter peryferyjny” – czytamy w stanowisku KR.
W dokumencie podkreślono również, że Nord Stream 2 może stanowić przeszkodę dla osiągnięcia celów polityki energetycznej Unii Europejskiej, zakładającej dywersyfikację źródeł i szlaków dostaw gazu. „Projekt budzi poważne zaniepokojenie w odniesieniu do unii energetycznej, która obejmuje bezpieczeństwo energetyczne, solidarność i zaufanie, w pełni zintegrowany europejski rynek energii. Potencjalne koszty uzależnienia od jednego czy dominującego dostawcy gazu (…) zostałyby poniesione również przez społeczności lokalne” – oświadczono w dokumencie.
Ponadto zwrócono uwagę na potencjalnie szkody, które projekt wyrządzi środowisku naturalnemu. „Naukowcy zauważyli utrzymujące się pogorszenie zasobów dorsza w Morzu Bałtyckim w ostatnich latach. Może to być związane z budową podwodnego gazociągu Nord Stream 1. Dlatego rozbudowa istniejącej infrastruktury poprzez budowę Nord Stream 2 mogłaby zwiększyć ryzyko w tym zakresie” – przekonują unijni samorządowcy.
Ich zdaniem budowa kolejnego rurociągu pociąga też za sobą zagrożenie związane z zatopioną w Bałtyku bronią chemiczną. Dostępne badania wskazują, że na dnie akwenu spoczywa ponad 40 ton toksycznych substancji, zwłaszcza w okolicach głębi Gotlandzkiej i Bornholmskiej. Planowana trasa inwestycji przebiega blisko tych obszarów.
Komitet Regionów ostrzega, że układanie rur na dnie Morza Bałtyckiego może doprowadzić do przemieszczenia się osadów broni chemicznej w kierunku plaż w krajach nadbrzeżnych. „Prace budowlane mogą potencjalnie powodować (…) ruch toksycznych związków w procesach hydrologicznych. To z kolei stwarza zagrożenie zarówno dla środowiska, jak i dla ludzi” – zaznaczyli samorządowcy.
Przywołali też raport niemieckiego Instytutu Thuenena, według którego pozostałości broni chemicznej powodują drastyczny wzrost zapadalności na raka wśród ryb żyjących w Morzu Bałtyckim.
Jak podkreślił rozmowie z PAP marszałek Geblewicz, ingerencja w dno morskie Morza Bałtyckiego jest niezwykle ryzykowna. „Zalegają tam pozostałości amunicji i broni chemicznej z czasów II wojny światowej. Ponadto – według licznych badań – podmorska infrastruktura o tak znaczącej kubaturze zakłóca naturalne ekosystemy, co wpływa negatywnie na populacje m.in. bałtyckich ryb; może to uderzyć w interesy lokalnych rybaków” – zaznaczył polityk.
„Komitet Regionów zajmował się już kwestiami legislacjami dotyczącymi zmian wewnętrznego rynku gazu w UE. Postulował, żeby kwestie budowy rurociągów, które zapewniają dostawy zewnętrzne gazu, objąć regulacjami unijnymi” – zauważył marszałek Geblewicz.
Komitet Regionów jest traktatowym organem doradczym instytucji europejskich reprezentującym unijne samorządy. Komisja Europejska, Rada UE i Parlament Europejski są zobowiązane do zasięgania jego opinii w procesie tworzenia prawa dotyczącego samorządów; nie jest ona jednak dla nich wiążąca.
Budowany od kilku miesięcy Nord Stream 2 jest wspólnym przedsięwzięciem rosyjskiego Gazpromu oraz pięciu zachodnich firm energetycznych – austriackiej OMV, niemieckich BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuskiej Engie i brytyjsko-holenderskiej Royal Dutch Shell. Gazociąg na ma prowadzić po dnie Morza Bałtyckiego z Rosji do Niemiec, uzupełniając działający już Nord Stream (Gazociąg Północny), oddany do użytku w latach 2011-2012.
W poniedziałek szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas ocenił, że wycofanie się Niemiec z budowy gazociągu Nord Stream 2 nie zatrzyma projektu, a jedynie zmniejszy możliwości lobbowania przez Berlin na rzecz tego, by część dostaw gazu przechodziła przez Ukrainę.
„SZ”: niewczesne obawy Niemiec w sprawie Nord Stream 2
Politycy w Niemczech dopiero teraz otwarcie przyznają, że gazociąg Nord Stream 2 nie jest projektem czysto komercyjnym, i wyrażają obawy co do jego politycznych konsekwencji, ale refleksja ta przychodzi zbyt późno – ocenia we wtorek „Sueddeutsche Zeitung”.
Niewykluczone, że prezydent Rosji Władimir Putin przejawia jakieś zainteresowanie niemiecką polityką i dlatego być może odnotował wypowiedź kandydata na szefa partii CDU Fiedricha Merza, kwestionującą słuszność budowy Nord Stream 2 po incydencie w regionie Cieśniny Kerczeńskiej; jeśli tak było, to „nietrudno sobie wyobrazić reakcję z jego strony – długi, serdeczny śmiech” – wskazuje.
Gazeta przypomina, że budowa gazociągu trwa już od dłuższego czasu, a próby włączenia w sprawę Komisji Europejskiej „rozbiły się m.in. o opór Niemiec”.
„Gdyby projekt ten miał popaść w rzeczywiste kłopoty, to nie z powodu nagłych obiekcji w Berlinie, lecz z powodu sankcji, jakimi Kongres USA grozi zachodnim inwestorom (zaangażowanym w budowę NS2 – PAP). Jeśli jednak pojedyncze koncerny miałyby się wycofać (z realizacji przedsięwzięcia) ze strachu przed karami, Rosja prawdopodobnie spróbuje samodzielnie zapewnić jego finansowanie” – podkreśla.
„SZ” wskazuje, że przed zagrożeniami związanymi z gazociągiem ostrzegały od dawna zarówno Ukraina – którą NS2 najpewniej pozbawi wpływów z tranzytu – jak i KE, jednak „na rządzie niemieckim przez stosunkowo długi czas nie robiło to większego wrażenia”, a kanclerz Niemiec Angela Merkel i kierownictwo CDU świadomie krytykowały” krytyczne głosy nawet z szeregów własnej partii.
„Dopiero od kilku miesięcy Merkel w ogóle przyznaje, że w przypadku nowego połączenia gazowego chodzi o projekt nie tylko gospodarczy, ale też polityczny. Od Rosji domaga się teraz obietnic, że utrzymany zostanie tranzyt przez Ukrainę. Tego typu obietnice mają jeden zasadniczy cel: uspokoić niemieckie sumienie” – ocenia dziennik.
Problem polega na tym, że „rządzonej przez Putina Rosji nie obchodzi ani prawo międzynarodowe, ani własne obietnice”. „W tej sytuacji zwodzenie Ukrainy rosyjskimi obietnicami czy umownymi zobowiązaniami graniczy z szyderstwem. Putina interesuje tylko ukończenie gazociągu, reszta to czcza gadanina” – zaznacza gazeta.
W jej ocenie „niewiele wskazuje na to, że osłabnie rosyjska presja na Ukrainę”. „Putin będzie nadal wykorzystywał każdą słabość sąsiada, w czym Nord Stream 2 mu pomoże. W Niemczech dopiero teraz trwa głośne zastanawianie się nad tą kwestią. Za późno” – konkluduje „Sueddeutsche Zeitung”.
Polska Agencja Prasowa