W Sejmie rozpoczęły się prace nad nowelizacją ustawy o cenach energii. Według prezesa Urzędu Regulacji Energetyki Macieja Bando ustawa „cofa Polskę o 30 lat i oznacza koniec rynku energii w Polsce”. Jego zdaniem ustawa może kosztować więcej, niż szacuje ministerstwo energii.
– To jest koniec słowa rynek. To jest koniec wysiłków branży energetycznej, polityków, aby urealnić świat w taki sposób, aby rynek funkcjonował w sposób naturalny, aby cena nie wzrosła w sposób spekulacyjny. Ingerencja polityczna ogromną część rynku, z którą dzisiaj mamy do czynienia, cofa nas o 20, a może i 30 lat. Nie widzę prostego rozwiązań na następne lata. Obawiam się, że próba odkręcenia tej sytuacji będzie skutkowała mnożnikiem negatywnych skutków, które dzisiaj mogłyby się zdarzyć – powiedział prezes URE.
– Ok. 90 proc. produkcji energii jest uzależnione od Ministerstwa Energii. To daleko posunięta koncentracja rynku, która rozpoczęła się w latach poprzednich i trwa nadal. Jeżeli z racji nadzoru właścicielskiego potrzebuje wsparcia URE, to służymy pomocą. Obniżenie akcyzy i opłaty przejściowej, która wzrosła z niewyjaśnionych przyczyn jest ruchem godnym pochwały i uzasadnionym. To wszystko, co jest ponad to, to destrukcyjne działanie dla rynku – dodał.
– Jak pokazuje historia, skutki regulacji szacowane przez ministerstwo energii są niedoszacowane mniej więcej o ok. 30 proc., czego przykładem jest ustawa o rynku mocy. Obawiam się, że kalkulacje prezentowane przez resort energii są obarczone też takim ryzykiem i de facto koszty wprowadzenia tej ustawy będą nie doszacowane – powiedział prezes URE.
– To, co działo się na Towarowej Giełdzie Energii, powinno zaskutkować wcześniej decyzjami, które zapadły dopiero w grudniu. Dlatego trzeba było podjąć ingerencję, aby sytuacja, którą obserwowaliśmy przez drugą połowę 2018 roku nie przeniosła się w nieuzasadniony sposób na 2019 rok. Stąd nasza ingerencja – odpowiedział mu wiceminister energii Tadeusz Skobel.
Piotr Stępiński