Energetycy wysłali kilkadziesiąt uwag do projektu kluczowego rozporządzenia Ministerstwa Energii. – Nie da się podciągnąć sytuacji wszystkich firm pod jeden uniwersalny wzór – ostrzegają. Jednocześnie giełdowe spółki zawiązują rezerwy, które pogarszają ich wskaźniki finansowe – pisze Rafał Zasuń z portalu WysokieNapiecie.pl.
Jako pierwszy ostrzegł Tauron, którego sytuacja i tak nie jest łatwa. Katowicka spółka zawiązała rezerwę 214 mln zł, przede wszystkim na umowy dla gospodarstw domowych. Spółka poinformowała też o możliwości przekroczenia kluczowego dla wierzycieli wskaźnika dług/EBITDA. Dług może się okazać trzykrotnie większy od zysku powiększonego o amortyzację (EBITDA). To może utrudnić Tauronowi pozyskanie finansowania w przyszłości – wierzyciele mogą zacząć się bać, czy spółka będzie w stanie spłacić swe zobowiązania.
Poznańska Enea zawiązała mniejszą rezerwę – „tylko” 79 mln. PGE i Energa czekają z decyzjami, aż rozporządzenie stanie się aktem prawnym.
Przypomnijmy, że rozporządzenie zawiera wzór wg którego spółki obrotu sprzedające prąd bezpośrednio klientom mają odzyskać straty poniesione na sprzedaży wskutek zamrożenia cen prądu w grudniu 2018 r. Ustawa o subsydiowaniu cen miała chronić odbiorców przed podwyżkami o kilkadziesiąt proc. spowodowanymi wzrostem cen uprawnień do emisji CO2 oraz węgla, ale w praktyce stała się źródłem trudnego do opisania chaosu na rynku. O ile to jeszcze jest rynek…
Wzór teoretycznie ma pozwolić spółkom wyliczyć straty spowodowane koniecznością sprzedaży prądu klientom poniżej cen hurtowych. Państwo ma im zrekompensować te straty przy pomocy przychodów ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. W praktyce okazuje się to bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe. A wielopiętrowy i skomplikowany wzór jest mało przydatny.
Wszyscy pod jeden sznurek
Towarzystwo Obrotu Energią zrzeszające niemal wszystkie spółki handlujące prądem wysłało listę kilkudziesięciu uwag do projektu rozporządzenia. Najważniejsze zastrzeżenie, które powtarzają niemal wszyscy nasi rozmówcy to „brak zastosowania indywidualnego sposobu rozliczania rekompensat na podstawie faktycznie utraconych przychodów przez każdą ze spółek obrotu. Przyjęte rozwiązania nie uwzględniają zróżnicowanej sytuacji kontraktowej każdej ze spółek i mogą negatywnie wpływać na kontynuację działalności większości sprzedawców na rynku” – czytamy w stanowisku TOE.
Energetycy wytknęli Ministerstwu Energii „oczywisty błąd kalkulacyjny” we wzorze, który zmusza ich do podwójnego odliczenia obniżonej w grudniu 2018 r. akcyzy. Ale to stosunkowo łatwe do poprawienia. Dużo większe wątpliwości wzbudza tzw. współczynnik C.
Współczynnik ów to dowód kompletnego braku zaufania Ministerstwa Energii do podległych mu spółek. Resort uważa bowiem, że obliczając wysokość rekompensat należy uwzględniać także transakcje hurtowe zawierane pomiędzy elektrowniami a spółkami obrotu należącymi do tej samej grupy, które zawierane są poza giełdą energii. W ten sposób sugeruje, choć nie wprost, że możliwe są tam rozmaite „sztuczki”, które mają wpływ na cenę.
Notabene kiedy pół roku temu Urząd Regulacji Energetyki proponował aby przy okazji ustawy wprowadzającej obowiązek sprzedaży 100 proc. „hurtowego” prądu poprzez giełdę obowiązkowo rozwiązać takie umowy, to resort energii był przeciw. Teraz ministerstwo z niejakim zdziwieniem skonstatowało, że kontrakty wewnątrzgrupowe objęły w ub. r. aż 60 proc rynku.
Na jakie błędy energetycy zwracają jeszcze uwagę? Co na to Unia Europejska? Jakie skutki rozporządzenie będzie miało dla odbiorców prądu? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl