Jeśli dla kogoś szokiem były wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego w Polsce, niech sprawdzi co się teraz dzieje za Odrą – na naszych oczach słabną dwie wielkie partie CDU i SPD, zyskuje liberalna FDP i populistyczna AfD, ale największym wygranym bezsprzecznie są Zieloni. Mówi to dużo o nowych liniach podziałów politycznych i oczekiwaniach wyborców – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
28,9 procent dla CDU, 20,5 dla Zielonych, 15,8 dla SPD, 11 dla AfD, 5,5 dla Die Linke, 5,4 procent dla FDP. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w Niemczech nie obowiązuje próg wyborczy, więc w sumie dziewięć miejsc zostało rozdzielone pomiędzy mniejsze partie, jak Piraci, Partię Obrońców Zwierząt czy satyryczna Die Partei. Wynik ten jest kompromitujący dla najstarszej niemieckiej partii, SPD – tradycyjnie silna w północnych Niemczech i w Zagłębiu Ruhry, gdzie ustępuje miejsca chadekom. W największych miastach – Berlinie, Monachium, Hamburgu, Kolonii, Dortmundzie, Frankfurcie nad Menem, Lipsku czy Stuttgarcie zwyciężyli Zieloni. SPD przypadły pojedyncze okręgi w Zagłębiu Ruhry i na północy Niemiec, Alternatywa dla Niemiec tradycyjnie największe żniwo zebrała w landach byłej NRD. Podobnie jak w Polsce, frekwencja była rekordowo wysoka – 61,4 procent.
Głównymi tematami kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego w Niemczech był kryzys uchodźczy (szczególnie akcentowany przez AfD) oraz polityka klimatyczna. Przeprowadzenie transformacji energetycznej, tzw. Energiewende cieszy się poparciem ogromnej części społeczeństwa, jednak większość Niemców uważa, że postępuje ona za wolno – w szczególności uważają tak wyborcy do 30. roku życia, wśród których Zieloni cieszyli się największym poparciem (29 procent), pozostawiając w tyle inne partie – druga CDU zdobyła tu zaledwie 13 procent głosów.
54 procent niemieckich wyborców przekonanych jest, że w temacie polityki klimatycznej to partia Zielonych posiada największe kompetencje. Frankfurter Allgemeine Zeitung podaje w powyborczej analizie, że sympatyzujący z tą partią Niemcy cenią ją za to, że „najlepiej broni ich wartości” oraz „najlepiej dba o przyszłość następnych pokoleń”.
Doskonały wynik wyborczy Zielonych jest następstwem ich sukcesu w wyborach do Bundestagu w 2017 roku, gdzie zajęli trzecie miejsce, głównie kosztem SPD, o podobnym profilu światopoglądowym, ale w palących kwestiach energetyczno-klimatycznych skupionej na interesach związków zawodowych, między innymi górniczych. Jesienią 2017 roku z hukiem porzucone zostały rozmowy koalicyjne o tzw. Jamajce (czarno-zielono-żółtej, czyli CDU-Zielonych-FDP), a jednym z powodów był brak porozumienia co do tempa Energiewende. Co istotne z punktu widzenia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, Zieloni sprzeciwiają się budowie kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2.
Sukces Zielonych i wzrost poparcia dla skrajnie prawicowej AfD ustanowił też nową linię podziału na niemieckiej scenie politycznej – do niedawna próżno było tam szukać gorących sporów, polityczna debata była rzeczowa i czasami wręcz nudna. Teraz lider zaprzeczającej globalnemu ociepleniu i jednoznacznie opowiadającej się za węglem AfD Alexander Gauland określił nazwał Zielonych głównym wrogiem jego partii. – Jeśli Zieloni będą rządzić, zniszczą ten kraj – powiedział. Jeden z czołowych kandydatów tej partii w wyborach do europarlamentu Jörg Meuthen nazwał całą politykę klimatyczną „powszechną histerią” i „zastępczą religią”. Taka brutalizacja języka debaty publicznej jest od dawna niespotykanym zjawiskiem w Niemczech, gdzie dwie największe partie żyją od lat w politycznej symbiozie. W ostatnich latach Zieloni łapią wiatr w żagle i na pewno przyjmą rękawicę rzuconą przez AfD.
Jak wiemy, Alternatywa dla Niemiec największym poparciem cieszy się we wschodnich landach Niemiec, tam, gdzie znajduje się najwięcej kopalni węgla brunatnego, a co za tym idzie – wyborców obawiających się społecznych i gospodarczych skutków dekarbonizacji. To właśnie im dedykowane są postulaty przeczące globalnemu ociepleniu i faworyzujące energetykę opartą na węglu. Nie sposób znaleźć bardziej bulwersujących tez dla wyborcy Zielonych, niż właśnie te. I oto na własne oczy widzimy, że trzy dekady po zjednoczeniu Niemiec, wciąż nie udało się zasypać podziałów.