Obserwując debatę o odejściu Niemiec od węgla trudno oprzeć się wrażeniu, że pierwotne ustalenia tzw. komisji węglowej, które rodziły się w wielkich bólach, mają coraz słabsze przełożenie na rzeczywistość. Jak w starym dowcipie, komisja węglowa ustaliła, że Niemcy odejdą od węgla do 2038 roku, i jest to prawda, „ale…” – pisze Michał Perzyński, dziennikarz BiznesAlert.pl.
Porozumienie węglowe
W zeszłym tygodniu w Berlinie trwały burzliwe negocjacje rządu Angeli Merkel z przedstawicielami tych krajów związkowych, których w największym stopniu dotyczy kwestia odejścia od węgla: Saksonii, Saksonii-Anhalt, Brandenburgii i Nadrenii Północnej-Westfalii. Rząd federalny musiał wznieść się na wyżyny swoich możliwości negocjacyjnych, żeby pogodzić interesy koncernów energetycznych i społeczności lokalnych z celami polityki energetyczno-klimatycznej Unii Europejskiej, utrzymując jednocześnie stabilność całego systemu. Do tego dochodziła kwestia sprawiedliwego podziału obciążeń pomiędzy biedniejsze landy byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (Saksonii, Saksonii-Anhalt i Brandenburgii) i zachodniej Nadrenii Północnej-Westfalii. Zgodnie z porozumieniem rząd federalny ma dokonać rewizji przygotowań do porzucenia węgla w 2026 i 2029 roku i zdecydować o odejściu od węgla w 2035 roku w razie pojawienia się odpowiedniej liczby źródeł alternatywnych. Rząd w Berlinie zobowiązał się do tego, by nie wymuszać zamykania elektrowni na węgiel kamienny w ciągu następnych siedmiu lat. Potem ma do tego zachęcać firmy poprzez różne formy subsydiów.
Po zakończeniu negocjacji niemieckie ministerstwo gospodarki i energii opublikowało listę elektrowni węglowych w kolejności wyłączania, którą po przetłumaczeniu publikujemy poniżej:
Krytyka
Jak widać na tabeli, jako ustępstwo wobec wschodnich landów można uznać fakt, że w pierwszej kolejności wyłączane będą bloki energetyczne w Nadrenii Północnej-Westfalii. Chociaż premierzy węglowych landów podkreślali, że osiągnięcie tego porozumienia było znaczącym sukcesem, to innego zdania są byli członkowie komisji węglowej, która ponad rok temu ciężko pracowała nad osiągnięciem pierwotnego porozumienia. Była przewodnicząca komisji węglowej Barbara Praetorius, badacz klimatu Hans Joachim Schellnhuber i ekspert ds. energii Felix Matthes, a także wszyscy przedstawiciele grup środowiskowych nie zgadzają się z kilkoma nowymi uzgodnieniami. Twierdzą oni, że kolejność wyłączania elektrowni węglowych jest niedopuszczalna, ponieważ w latach 2023–2028 zamkniętych zostanie tylko sześć bloków. Ponadto istnieje możliwość, że wysokie rekompensaty wypłacane operatorom elektrowni obniżą cenę uprawnień na emisje CO2. Skrytykowali oni również postanowienia nowego porozumienia w kwestii lasu Hambach – ten prastary fragment puszczy w Nadrenii przez wiele miesięcy był przedmiotem gorącego sporu pomiędzy organizacjami ekologicznymi a koncernem RWE, który chciał go wyciąć na potrzeby nowej odkrywki węgla brunatnego. Co prawda ochrona lasu została potwierdzona, ale krytycy twierdzą, że zostało to uchwycone „tylko w wymiarze symbolicznym”.
Na jakich warunkach będzie funkcjonować elektrownia Datteln 4?
Zagubiona elektrownia
Jednak, co ważniejsze, można zauważyć, że w powyższej tabeli brakuje jednej, istotnej pozycji, a mianowicie elektrowni Datteln 4, której operatorem jest koncern energetyczny Uniper. Ma ona zostać uruchomiona w pierwszym kwartale 2020 roku, co jest ewidentnym odstępstwem od pierwotnych ustaleń komisji węglowej, które zakładały, że w Niemczech nie zostaną uruchomione już żadne nowe bloki węglowe. Był to najbardziej sporny projekt podczas świeżo zakończonych rozmów – jego budowa trwała od 2007 roku i już wtedy była przedstawiana jako zaprzeczenie niemieckich celów klimatycznych. Jeszcze w zeszłym roku komentatorzy twierdzili, że zapowiedzi Unipera o uruchomieniu tego bloku na początku 2020 roku jest ledwie strategią negocjacyjną, by wytargować większe rekompensaty za pozostawienie Datteln 4 w rezerwie, ale teraz widać zmianę narracji – premier Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet na przykład jest zwolennikiem podłączenia Datteln 4 do niemieckiego systemu energetycznego. Argumentuje on, że tym samym państwo oszczędza rekompensatę w wysokości 1,5 miliarda euro, a jako że jest to projekt nowoczesny, to będzie on emitował o wiele mniej dwutlenku węgla niż starsze elektrownie węglowe.
Co prawda rząd Angeli Merkel pozostaje na stanowisku, że dzięki zeszłotygodniowym ustaleniom uda się osiągnąć niemiecki cel redukcji emisji CO2 na rok 2030 (spadek o 55 procent w stosunku do 1990 roku), ale nie jest to koniec sporu o zagubioną elektrownię Datteln 4.