KOMENTARZ
Teresa Wójcik, Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
W poniedziałek 9 lutego rozpoczęła pracę grupa koordynująca współpracę państw Europy Południowej i Wschodniej w zakresie dywersyfikacji dostaw gazu. 12 lutego odbędzie się szczyt grupy koordynującej budowę Korytarza Południowego, kluczowego projektu dla realizacji tego celu. Bruksela zajęła się realnie polską inicjatywą stworzenia Unii Energetycznej w zakresie rozbudowy infrastruktury gwarantującej uniezależnienie Europy od rosyjskiego gazu.
Inicjatywa zgłoszona była niecały rok temu w kontekście kryzysu ukraińskiego. Ówczesny premier Donald Tusk stwierdził, że kwestia niezależności energetycznej kontynentu europejskiego nabrała większego znaczenia niż tylko ekonomiczne. Dlatego wysunął inicjatywę powołania Unii Energetycznej opierającej się na sześciu filarach. Pierwszym filarem miały być wspólne zakupy surowców energetycznych i np. utworzenie giełdy, na której państwa Unii kupowałyby gaz z importu. Drugim – wzmocniony mechanizm solidarnej pomocy dla państw, które zostały odcięte od dostaw gazu. Trzeci filar to dofinansowanie z funduszy unijnych 70 proc. kosztów strategicznych inwestycji energetycznych. Kolejny, czwarty – umożliwienie pełnego wykorzystania własnych europejskich zasobów paliw kopalnych. Piąty filar to zapewnienie dostaw gazu i ropy naftowej z nowych źródeł. Ostatni stanowić miało zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego sąsiadom Unii i wzmocnienie Europejskiej Wspólnoty Energetycznej. Przyjęta przez UE koncepcja Unii Energetycznej w jakimś sensie uwzględnia te sześć filarów. Choć bez wspólnych zakupów i jednej giełdy, państwa członkowskie UE będą przede wszystkim połączone zintegrowaną infrastrukturą przesyłową zapewniającą wszystkim państwom dostęp do gazu, co ma m. in. zasadniczo zmniejszyć uzależnienie od Rosji, dostarczającej jedną trzecią potrzebnego Europie błękitnego surowca. W ten sposób ma powstać europejski wspólny rynek gazu.
Na pierwszy ogień wybrano państwa Europy Środkowej i Południowowschodniej, dotychczas najbardziej zależne do rosyjskiego gazu. Konieczne są w tym regionie rozbudowa gazowej infrastruktury i połączenie sieci przesyłowych, co stanowi jeden z warunków bezpieczeństwa energetycznego. Drugim, jak podkreśla wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Marosz Szefczowicz, są dostawy, od co najmniej trzech eksporterów gazu. To jego zdaniem warunek realnej dywersyfikacji.
Na szczycie energetycznym UE w Sofii z 9 lutego ustalono, że program bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacji dla regionu Środkowo- i Południowowschodniego regionu Europy będzie gotowy do czerwca b.r. Opracuje go i przedstawi powołana w połowie grudnia ub.r. grupa robocza, w skład, której weszły Austria, Bułgaria, Chorwacja, Grecja, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Włochy, a po namyśle również Węgry. Pierwsze spotkanie grupy odbyło się właśnie w Sofii, a współprzewodniczyli Marosz Szefczowicz i komisarz UE ds. klimatu i energii. Miguel Arias Canete. Należy zwrócić uwagę, że kraje uczestniczące w szczycie to te, które najwięcej straciły na porzuceniu Nabucco przez Brukselę i South Stream przez Moskwę. Oficjalna nazwa nowej unijnej instytucji brzmi Grupa Robocza ds. Gazowych Połączeń Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej.
Więcej: Sieroty po South Stream i grecka niewiadoma
Moskwa zapowiedziała, że od 2019 roku zamyka tranzyt gazu przez Ukrainę. W zamian zaoferowała South Stream – dostawy gazu dla regionu Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej na swoich warunkach z wyłączeniem prawa Unii, (dlaczego nie? – tak funkcjonuje Nord Stream). Gdy Bruksela się nie zgodziła – Kreml zrezygnował z inwestycji. Powstała możliwość, aby region pozbył się rosyjskiego monopolu i geopolitycznego uzależnienia. Stały się znów aktualne inicjatywy wzorowane na wygasłym projekcie Nabucco. Wszystkie z felerem inwestycji ograniczonego zasięgu – nawet Gazociąg Transadriatycki i Gazociąg Transnanatolijski (TAP i TANAP). Na odpowiednio duże projekty potrzebne są istotne środki. I tu pojawiła się polska inicjatywa Unii Energetycznej, w zakresie infrastruktury i mechanizmów kryzysowych praktycznie zainicjowana w miniony poniedziałek w Sofii. Spotkanie odbyło się w Sofii, ponieważ Bruksela dostrzegła dramatyczną sytuację energetyczną krajów bałkańskich i postanowiła ruszyć z programem pomocowym, a także dać wyraz silnego poparcia dla ich interesów. Nie tylko energetycznych, bo pewien inny przekaz można odczytać: Monopolowi Kremla – NIE.
Z tej okazji szczególną aktywność wykazała Sofia. Fiasko South Stream w sytuacji zatrzymania dostaw przez Ukrainę mogłoby zupełnie pozbawić Bułgarię dostaw gazu, więc ostateczny wariant Unii Energetycznej dla tej części Europy Sofia poparła z dużą ulgą. Przedstawiła też własną koncepcję szczegółową powstania hubu w Warnie, rozdzielającego gaz od wielu dostawców: Azerbejdżanu, Kazachstanu, z terminala LNG w Grecji, z krajowych złóż morskich i lądowych Bułgarii oraz Rumunii, z magazynów Czech i Słowacji, a także z Rosji.
Premier Bułgarii Bojko Borysow chce zaproponować Brukseli, aby wystąpiła z wnioskiem do Moskwy o ułożenie podmorskiego odcinka South Stream i dostarczanie gazu do hubu w porcie Warna, na który Sofia potrzebowałaby ok. 2,2 mld euro. Oczywiście KE zakłada, że Rosja nadal może być jednym z dostawców gazu do państw UE. Ale uznaje zgodnie z zapowiedziami Moskwy, że rosyjska koncepcja to obecnie Turkish Stream, nieuwzględniająca węzła w Warnie lecz na granicy grecko-tureckiej. Tymczasem Bruksela wyraziła powątpiewanie w sukces rosyjskiego projektu. Rosjanie umówili się z Turkami, że sami zbudują podmorski odcinek rury, a zatem najdroższy i najbardziej wymagający technicznie element projektu. W obliczu sankcji brakuje im pieniędzy i partnerów zachodnich do udanego przeprowadzenia budowy. Projekt pozostaje na deskach kreślarskich.
Nie wiadomo jak będzie wyglądała ostatecznie mapa zintegrowanej infrastruktury gazowej w Europie Środkowej, Wschodniej i Południowej. Projekty są zaawansowane i stopniowo realizowane. Od rur TANAP-TAP w ramach Korytarza Południowego po Korytarz Północ-Południe łączący polski gazoport w Świnoujściu z chorwackim terminalem na wyspie Krk.
I na koniec wisienka na tym energetycznym torcie. Bałkańskim rynkiem gazu interesują się Stany Zjednoczone. Wiceprezydent Joe Biden kilka dni temu zaoferował dostawy amerykańskiego LNG premierowi prorosyjskiej Serbii. Na pierwszy rzut oka informacja jest zdumiewająca, lecz stoi za nią logika. Łatwiej wejść na rynek gazowy tej części Europy przez kraj, którego jeszcze nie obowiązują rygory Brukseli, więc uzyskanie koncesji Departamentu Energii na eksport LNG będzie prostą formalnością. Nie trzeba czekać na TTIP. Dla Serbii pozbawionej dostaw z Rosji oferta Bidena może być darem niebios. A w istocie to czysta geopolityka – za pomocą energetyki Waszyngton chce uzyskać nowy przyczółek na Bałkanach i osłabić wpływy Moskwy w regionie opierające się głównie na Serbii.
Przed nami kolejny etap łączenia wysiłków na rzecz stworzenia alternatywy dla dostaw rosyjskiego gazu do Europy. 12 lutego odbędzie się pierwsze spotkanie Grupy Doradczej ds. Korytarza Południowego. Wezmą w niej udział ministrowie energetyki Albanii, Bułgarii, Grecji, Gruzji, Turcji, Włoch oraz wicekomisarz ds. Unii Energetycznej Marosz Szefczowicz. Kraje te oraz Komisja Europejska są zaangażowane w budowę gazociągów składających się na Południowy Korytarz. Przedstawiciele Azerbejdżanu i Turcji przybyli do Baku 11 lutego aby konsultować swoje stanowisko przed szczytem.
– Naszym celem jest realizacja projektów Korytarza Południowego tak, aby były operacyjne do 2019-2020 roku – powiedział Marosz Szewczowicz w przeddzień spotkania. To najważniejszy skutek awantury Władimira Putina na Ukrainie. Europa zaczyna łączyć wysiłki polityczne na rzecz uwolnienia się od rosyjskiego monopolu na dostawy surowców. To ich brak pogrzebał Nabucco. Dlatego inicjatywy z Sofii i Baku pod parasolem Brukseli mogą wreszcie dojrzeć do realizacji Korytarza Południowego. Taka koordynacja może pozwolić na trwałe przyłączenie do inicjatywy kolejnych graczy jak Turkmenistan. Przez rury państw Grupy Wyszehradzkiej gaz kaspijski może dotrzeć także do Polski. Warszawa powinna trzymać kciuki, a być może wysłać do stolicy Azerbejdżanu swoich przedstawicieli.