Ewentualne zmiany na Białorusi nie sprawią, że Polska zacznie importować energię z rosyjskiego atomu w tym kraju, ani nie sprawią, że Warszawa będzie mówić jednym głosem z jego krytykami, że elektrownie jądrowe to zagrożenie dla bezpieczeństwa. Dopiero niewskazana zmiana w Warszawie mogłaby do tego doprowadzić – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Fałszywa oferta Aleksandra Łukaszenki
Ceremonia uruchomienia pierwszego bloku Elektrowni Ostrowiec, czyli projektu jądrowego Rosatomu na Białorusi była okazją do wystosowania przez prezydenta Aleksandra Łukaszenki apelu do Polski i Litwy o współpracę. – Chcę jeszcze raz zaapelować z tego miejsca, tj. z Białoruskiej Elektrowni Atomowej: zacznijmy żyć w przyjaźni, zacznijmy współpracować – powiedział cytowany przez agencję BiełTA. Łukaszenka uważa, że zaangażowanie Polski i Litwy w krytykę Białorusi za sfałszowane wybory prezydenckie z sierpnia 2020 roku nie przyniesie oczekiwanych efektów. – Nie uda się wam! Nie klękniemy przed wami. Damy wam odpór. Nawet jeśli znaleźlibyśmy się samotni i okrążeni ze wszech stron, to będziemy reagować. Zacznijmy więc współdziałać. My ze swej strony jesteśmy gotowi do współpracy – zapewnił.
Łukaszenka prezentuje się jako strona konstruktywna oferująca atrakcyjną współpracę gospodarczą w postaci importu energii elektrycznej z Elektrowni Ostrowiec. Polska i Litwa nie skorzystają z tej oferty z różnych powodów. Litwini krytykują projekt z Ostrowca ze względu na zagrożenia z zakresu bezpieczeństwa i środowiska. Przekonują, że powstał z pogwałceniem standardów bezpieczeństwa nuklearnego i zagrozi katastrofą ekologiczną. Polacy przyjmują od co najmniej 2015 roku inny ton. Krytykują import energii elektrycznej z Ostrowca jako zagrożenie dla rentowności krajowych mocy wytwórczych, ale nie uznają atomu rosyjskiego na Białorusi za problem z zakresu bezpieczeństwa nuklearnego, bo sami chcą budować elektrownię jądrową i taka argumentacja mogłaby się okazać bronią obusieczną szkodliwą przy realizacji polskiego atomu, prawdopodobnie z pomocą Amerykanów.
Prawdziwym testem dobrej woli Łukaszenki byłaby kontynuacja rozmów o dostawach ropy naftowej przez rewers Ropociągu Przyjaźń na granicy polsko-białoruskiej. Te jednak stoją od czasu krwawej rozprawy Łukaszenki z opozycją po wyborach sierpniowych. Zamiast nich Łukaszenka opowiada o możliwości budowy kolejnego rosyjskiego atomu na Białorusi albo zakupie koncesji naftowych w Rosji, próbując prawdopodobnie przehandlować te oferty z Moskwą w zamian za utrzymanie jego kurczącej się autonomii w polityce energetycznej oraz zagranicznej.
Atom jest bezpieczny, ale nie z Rosji
W tym kontekście ciekawa jest wypowiedź liderki opozycji białoruskiej Swiatłany Cichanouskiej, która skrytykowała rosyjski atom na Białorusi na antenie Biełsatu, polskiej telewizji białoruskojęzycznej stanowiącej alternatywę do mediów rządowych w Mińsku. – – Cała historia Elektrowni Jądrowej w Ostrowcu to opowieść o bezkarności reżimu, w szczególności samego Łukaszenki. To on ryzykuje dzisiaj losem narodu, który przeżył Czarnobyl i pamięta tę tragedię. Budowa elektrowni nie była konsultowana z białoruskim społeczeństwem. Bezpieczeństwo elektrowni nie było konsultowane z naszymi partnerami, sąsiednimi państwami – podkreśliła przeciwniczka Łukaszenki w wyborach prezydenckich cytowana przez Biełsat. – Reżim umyślnie uruchamia elektrownię podczas głębokiego kryzysu, chcąc ukryć swoje kolejne zaniedbania. Nie pozwolimy na to. Decyzja o dalszych losach elektrowni może być podjęta tylko na skutek ogólnonarodowej dyskusji i wnikliwej eksperckiej analizy związanych z nią problemów – oświadczyła na Telegramie.
Argumentacja Cichanouskiej jest zbieżna z tą, którą prezentuje Wilno, ale może uderzać w interesy Polski pragnącej budować własny atom. Odwołanie się do argumentu Czarnobyla przeciwko elektrowni jądrowej Rosatomu na Białorusi może zostać w przyszłości wykorzystane przez krytyków każdego projektu dużej elektrowni tego typu w regionie. Tymczasem nowe technologie jądrowe, także te stosowane przez Rosatom, nie zagroziły katastrofą jak w Czarnobylu czy japońskiej Fukushimie. Problem z energią z atomu rosyjskiego na Białorusi jest zdaniem Polski inny. Ma służyć torpedowaniu nierosyjskich projektów wytwarzania energii, jak polska elektrownia jądrowa mająca powstać do 2033 roku. Niezależnie od pobudek, Polacy rozmontowali połączenie Białystok-Roś pozwalające importować energię z Białorusi jeszcze w 2017 roku. Litwa ustami attaché do spraw energetyki w ambasadzie litewskiej w Warszawie Gabriela Gorbacevskiego zapewniła, że rozmontuje wszystkie połączenia elektroenergetyczne z Białorusią do 2025 roku, a jeszcze w latach 2017-18 rozmontowała połączenie Ignalina-Mińsk analogicznie do działań polskich. Warto dodać, że Estonia, Łotwa i Litwa potępiają w ramach Rady Bałtyckiej prędkie uruchomienie elektrowni jądrowej w Ostrowcu bez przestrzegania międzynarodowych rekomendacji bezpieczeństwa nuklearnego. Wzywają Białoruś do wprowadzenia standardów międzynarodowych w zgodzie z rekomendacjami Komisji Europejskiej, przede wszystkim poprzez współpracę z Grupą Regulatorów Europejskich na rzecz Bezpieczeństwa Nuklearnego (ENSREG). Domagają się, by Białoruś synchronizowała przyłączenie obiektu do sieci z wdrażaniem tych wymogów.
To wszystko oznacza, że rosyjski atom na Białorusi będzie tematem spornym między Warszawą i Mińskiem niezależnie od przyszłego losu Aleksandra Łukaszenki. Jeśli Cichanouska przejmie kiedyś fotel prezydenta białoruskiego, jej argumentacja przeciwko atomowi w Ostrowcu może posłużyć do krytyki projektu polskiego i rodzić napięcia w relacjach z Polakami. Jeśli Łukaszenka albo inny jego następca utrzymujący linię prorosyjską będzie promować dostawy energii z Ostrowca, Polacy nadal nie skorzystają z tej oferty, wybierając własny atom i inne krajowe moce wytwórcze. Promocja importu energii z Ostrowca do Polski odbywa się jedynie nielicznymi kanałami związanymi z częścią konserwatystów polskich oraz organizacją Law4Growth. Nie znajdują jednak poparcia w Warszawie.
Zmiany w Polsce i na Białorusi
Atom będzie prawdopodobnie dzielił Polskę i Białoruś niezależnie od przyszłości polityki zagranicznej Mińska. Dopiero zmiana w Warszawie i przychylność wobec importu energii z Ostrowca mogłaby to zmienić. Na tę jednak się nie zapowiada. Do rozstrzygnięcia pozostałby wpływ ewentualnego importu gazu z Rosji przez białoruski odcinek Gazociągu Jamalskiego, który mógłby stać się narzędziem nacisku politycznego na Polskę, gdyby okazało się, że potrzebuje ona nadal gazu rosyjskiego, na przykład do opalania Elektrowni Ostrołęka C.