Inwestowanie aktywne (z angielskiego – shareholder activism) zwane też aktywistycznym, to fenomen, który jest coraz bardziej zauważalny w Niemczech. Pojawił się w USA w późnych latach 90. ubiegłego wieku, a obecnie zaczyna coraz bardziej oddziaływać na niemiecką gospodarkę energetyczną – pisze Aleksandra Fedorska, współpracownik BiznesAlert.pl.
Inwestorzy aktywistyczni mają stosunkowo niewielkie udziały w spółkach akcyjnych, ale mają na nie niewspółmiernie duży wpływ poprzez udział w obradach zarządów i rad nadzorczych, a także wystąpienia w mediach i oddziaływanie na opinię publiczną. W ten sposób zdobywają także poparcie innych udziałowców. Pierwowzorem dla Europy był szwedzki inwestor Cevian Capital AB, który sprzedając swoje akcje w firmie Volvo Trucks w 2017 roku chińskiej firmie Geely o łącznej wartości 2 miliardów euro stał się najlepiej zarabiającym inwestorem aktywistycznym na świecie.
– Maksymalizacja zysków przy minimalnym wkładzie to nadal najważniejszy aspekt działania inwestorów aktywistycznych – tłumaczy Antonia Mannweiler dla niemieckiego dziennika Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ). – Obecnie coraz więcej inwestorów aktywistycznych nalega na ambitne cele redukcji emisji CO2 lub większą różnorodność w spółkach – twierdzi Mannweiler. Swoimi specyficznymi, ale w wielu przypadkach skutecznymi metodami zmuszają oni spółki akcyjne do zastosowania radykalnych środków w kierunku redukcji emisji i modernizacji, co wpływa dodatnio na ich wzrost wartości na giełdach. Po przeprowadzeniu takich kampanii inwestorzy aktywistyczni pozbywają się wcześniej zakupionych akcji po znacznie wyższej cenie, co daje im olbrzymie zyski.
Mannweiler tłumaczy, że duże spółki niemieckie, takie jak ThyssenKrupp czy RWE, są dla inwestorów aktywistycznych nadal tanie, a ich transformacja w kierunku zeroemisyjności, modernizacji oraz cyfryzacji przebiega powoli. Inwestorzy aktywistyczni powodują przyspieszenie tych procesów, aby inkasować później zyski z transakcji na giełdach papierów wartościowych.
Od jesieni br. w centrum uwagi niemieckich mediów stoi inwestor o nazwie Enkraft, który we wrześniu zakupił 500 000 akcji koncernu energetycznego RWE. Taka liczba akcji uprawnia inwestora do wnoszenia wniosków na agendę zarządu i rady nadzorczej. Enkraft ma więc wpływ na tematy poruszane na obradach w ramach koncernu RWE.
RWE jest w Niemczech jedną z głównych firm związanych z węglem. Jednocześnie koncern ten do 2030 roku zainwestuje 50 miliardów w OZE, magazyny energii i wodór. Ale to nie wystarcza inwestorom, takim jak Enkraft. Firma naciska na RWE, aby wydzielił elektrownie węglowe i kopalnie odkrywkowe w Nadrenii ze swojej działalności i przeniósł je do osobnej spółki.
– Niezrozumiałe jest, dlaczego zarząd i rada nadzorcza RWE nie przedstawiły jeszcze proaktywnego planu szybszych działań związanych z węglem brunatnym oraz z oddzieleniem węgla od inwestycji zorientowanych na przyszłość – pisze Enkraft w komunikacie prasowym.
Enkraft, z siedzibą w podmonachijskim Unterhaching, należy do pionierskich inwestorów aktywistycznych w niemieckiej branży energetycznej. Właścicielem firmy jest Benedikt Kormaier, który w mediach lansowany jest jako ekspert od spraw energetycznych. Kormaier zwraca uwagę na aktywność swojej rodziny, która inwestuje w OZE od lat 90. i jest właścicielem farm wiatrowych i słonecznych oraz elektrowni wodnych.
W 2020 roku Enkraft wymusił na spółce Energiekontor zmianę swojej strategii względem inwestycji w energię wiatrową w USA. Posiadając zaledwie trzy procent akcji tego dewelopera farm wiatrowych, inwestor wywierał taki nacisk na Energiekontor, że na walnym zgromadzeniu obaj założyciele firmy, Günter Lammers i Bodo Wilkens, ponieśli sromotną klęskę.
Na początku grudnia Benedikt Kormaier i jego doradca Thomas Schweppe, który pracował wcześniej dla banku Goldman Sachs, rozmawiali z redakcją FAZ i zaznaczyli, że oczekują od RWE podania konkretnej daty, kiedy wydzielone zostaną aktywa węglowe.
Perzyński: Niemcy przeznaczą dwa procent swojego terytorium na rozwój OZE