Utarczki z Gazpromem dały początek podwyżkom i kryzysowi politycznemu w Mołdawii

0
22
Flaga Mołdawii. Fot. Freepik
Flaga Mołdawii. Fot. Freepik

Mieszkańcy Mołdawii wyszli na ulice, kiedy taryfy na gaz wzrosły o 38 procent. Kiszyniów po raz drugi w ciągu ostatnich miesięcy wprowadził stan wyjątkowy. Jest to pokłosie długu, jaki krajowe przedsiębiorstwo gazowe Moldovagaz ma zapłacić Gazpromowi. Zdaniem protestujących, w celu rozwiązania kryzysu kraj powinien „poprawić stosunki polityczne z Rosją”, aby uzyskać bardziej preferencyjne warunki dostaw paliwa.

Kryzys gazowy w Mołdawii

W październiku Gazprom i Moldovagaz przedłużyły kontrakt na dostawy gazu na okres pięciu lat, począwszy od 1 listopada. Do 20 dnia każdego miesiąca Kiszyniów musi zapłacić za gaz odebrany w poprzednim miesiącu, a także połowę wolumenu dostarczonego w bieżącym. W październiku wprowadzono w kraju stan wyjątkowy, a w listopadzie Mołdawia potrzebowała odroczenia płatności. Sytuacja powtórzyła się w styczniu, kiedy Moldovagaz nie był w stanie zapłacić z powodu wzrostu ceny zakupu gazu z 450 do 646 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Do tak gwałtownego skoku wartości przyczynił się wzrost cen na europejskich giełdach gazu. Po komunikacie Gazpromu o możliwym wstrzymaniu dostaw gazu z powodu niewywiązania się ze zobowiązań finansowych przez Kiszyniów, parlament wprowadził stan wyjątkowy na 60 dni, a rząd udzielił pomocy finansowej Moldovagaz.

Jednocześnie Krajowa Agencja Regulacji Energetyki (ANRE) podniosła taryfę gazową dla ludności o 38 procent – z 0,6 do 0,8 dolara za metr sześcienny z VAT. Usługi grzewcze w Kiszyniowie podrożały z 94 dolarów do 121 dolarów za Gcal, bez podatku. Cena benzyny A-95 wyniosła 1,2 dolara, a oleju napędowego – 1,1 dolara. Jednak rząd obiecał zwiększyć ilość środków wyrównawczych, dzięki którym m.in. dla konsumentów taryfa za pierwsze 150 metrów sześciennych gazu pozostanie bez zmian, dla firm – za pierwsze 500 m sześc.

Wzrost taryf wywołał niezadowolenie wśród Mołdawian. 29 stycznia odbyły się wiece w Kiszyniowie, gdzie mieszka prawie połowa ludności kraju, a 30 stycznia – w gagauskiej autonomii Mołdawii. Uczestniczyły w nich setki osób. Uczestnicy oskarżyli prezydent Maię Sandu i premier Natalię Gavrilitsę o pogorszenie relacji z Rosją, która jest głównym dostawcą gazu do kraju. Protestujący mówili, że wzrost cen jest „nie do zniesienia” i wezwali władze do powstrzymania „śmierci energetycznej”. 31 stycznia burmistrz stolicy Ion Ceban obiecał zwrócić się do sądu i prokuratury w związku z podwyżką taryf, którą nazwał nielegalną. Polityk powiedział też, że „może być konieczna rezygnacja całego rządu”.

W trakcie negocjacji z Gazpromem pod koniec roku mołdawski rząd kupił już gaz m.in. z Polski, o czym pisaliśmy tutaj.

NewsWep/Michał Perzyński

RAPORT: Rozgrywka gazowa o Mołdawię