icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Bałdys: Minister budownictwa nie może odpowiadać za firmy budowlane

KOMENTARZ

Rafał Sebastian Bałdys

Wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, członek zarządu ZPBUI

Do tej pory myśleliśmy, że tylko organizacje branżowe są ignorowane przez stronę rządową, ale lektura korespondencji szefa SLD Leszka Milera z KPRM każe sądzić, że znaleźliśmy się w całkiem zacnym towarzystwie. W połowie lipca Leszek Miler, były premier, o czym należy pamiętać, napisał pełen troski list do obecnego premiera, w którym ogólnie, ale nie pomijając najważniejszych problemów opisał katastrofalną sytuację na rynku firm budowlanych realizujących zlecenia dla Państwa skupiając się głównie na sektorze drogowym. Premier odpowiedział, ale ustami sekretarza stanu z upoważnienia ministra transportu. Zbigniewa Rynasiewicza.

Żeby nie było złudzeń, stanowisko resortu już w pierwszym akapicie zastrzega, że „Resort transportu, budownictwa i gospodarki morskiej nie może brać odpowiedzialności za sytuację firm budowlanych.” To chyba pierwsza tak jawna eksplikacja podejścia do podmiotów, które wnoszą 13% do PKB. Czy resort zdrowia nie odpowiada za sytuację lekarzy? Resort sprawiedliwości za sędziów i adwokatów? Resort edukacji za uczniów i studentów? Stawiam ostrożną tezę, że minister w jakimś stopniu jednak powinien czuć się odpowiedzialny, za tych, który sprawili, że rząd mógł odtrąbić „sukces”, a dziś zasilają szeregi bezrobotnych.

Całe stanowisko przypomina próbę wytłumaczenia 5 letniemu Jasiowi w sposób metodyczny i prosty, skąd się biorą dzieci, żeby w finale dojść do wniosku, że i tak wszystkiemu winne są bociany. Logika dokumentu do złudzenia przypomina odpowiedzi tego ministerstwa, jakie organizacje branżowe otrzymywały już od kilku lat w tej samej sprawie, a jest ona następująca.

1) W Polsce jest prawo 2) prawo Polskie jest zgodne z dyrektywami UE 3) W Polsce stosujemy prawo, 4) wszystko jest O’K, firmy są same sobie winne. Dalej następuje opis świata zamówień publicznych oczami administracji i lista przyszłych działań, bądź życzeń oraz zasług. Minister wysnuwa jeden wniosek dotyczący problemu, a jego przyczyną są oczywiście firmy wykonawcze, które „przystępując do przetargów i podpisując kolejne umowy w wielu przypadkach nie liczyły się z konsekwencjami zapisów kontraktowych, mając jednocześnie nadzieję na łatwy i szybki zarobek.”

Jakim ciągiem wnioskowania posłużyło się ministerstwo dochodząc do tego odkrycia ? Ano, „na podstawie prowadzonego przez resort transportu  monitoringu realizacji kontraktów drogowych”. Pomijając już unikatową cechę systemu monitoringu, który pozwala ministrowi na identyfikację marzeń wykonawców (na łatwy i szybki zarobek), to należy zwrócić uwagę rządzących, że sami nie potrafią wyciągnąć właściwych wniosków z prowadzonych przez siebie analiz.

A teraz szybka weryfikacja tego, co napisał minister.

To prawda, że zamówień publicznych udziela się na postawie odpowiedniej ustawy, (czego zdaniem autora Leszek Miler nie wiedział), jednak już uszło uwadze ministra, że dokument ten nowelizowano 37 razy od 2004r. 4 kolejne nowele zaraz wejdą w życie. Podpowiadamy, że w tak niestabilnym otoczeniu prawnym jedną pewną rzeczą jest bałagan i kłopoty.

Nieprawdą jest, że ww. ustawa jest implementacją dyrektyw unijnych i że „zasady udzielania zamówień są takie same”, jak w UE. W kluczowych kwestiach, np. dotyczących wykluczania wykonawców są z nimi niezgodne, co stwierdził Europejski Trybunał Sprawiedliwości w grudniu ubiegłego roku. Przepisy te wprowadzono przy wyraźnym sprzeciwie organizacji społecznych, tylko po to, żeby teraz pod naciskiem UE się z nich wycofać.

To prawda, że ustawa nakłada na inwestora obowiązek wyboru oferty najkorzystniejszej, oraz, że „wydatki publiczne powinny być dokonywane w sposób celowy i oszczędny, z zachowaniem zasad uzyskiwania najlepszych efektów z danych nakładów”, ALE… najwyraźniej szwankuje tzw. troska o finanse publiczne, skoro oszczędza się np. na projektowaniu w efekcie czego koszty prac budowlanych lawinowo rosną. Jaką oszczędność zyskał inwestor, jeżeli wydał na projekt mniej o np. 2 miliony PLN, ale wskutek złego projektu musiał wydać dodatkowych 40 milionów PLN ? Tę prawidłowość zna każdy, kto remontował chociażby łazienkę, niemożliwe żeby nie wiedział tego minister. Wiedzą o tym wszystkie rozwinięte społeczeństwa zachodu: na projektowaniu nie można oszczędzać. Leszek Miler w swoim liście zwrócił uwagę na fatalną kondycję firm projektowych i inżynierskich. Ich kondycja jest faktycznie dramatyczna, biura projektowe zaangażowane w budowę polskiej infrastruktury zmniejszyły zatrudnienie o ok. 80%, i często toczą wielomilionowe spory z Państwem o zapłatę, walcząc o przetrwanie. Bez projektantów nie będzie dobrych projektów, a bez nich nie będzie dobrych ofert na wykonanie, stąd już prosta droga do roszczeń wykonawców. System monitoringu MTiBM powinien raczej skupiać się na tych zagadnieniach i ich wzajemnych interakcjach, niż stanach emocjonalnych wykonawców.

Nie warto nawet odnosić się do listy zasług, którą wymienia minister, bo gdyby znał problem raczej by się nie chwalił. Jeżeli Państwo płaci bezpośrednio podwykonawcom, którzy ponieśli klęskę na kontraktach, które to Państwo zleciło, to wyraźny znak, że coś tutaj działa nie tak. Ta sytuacja powinna zmusić do wysiłku analitycznego już dwa lata temu, kiedy jako branża alarmowaliśmy o negatywnych skutkach tak prowadzonej „polityki inwestycyjnej”.

Były premier Leszek Miler z racji powagi urzędu, który pełnił nie zasłużył na tak lakoniczną i zmanipulowaną odpowiedź. Minister transportu chce, żeby były premier uwierzył, że wszystko jest OK., a będzie jeszcze lepiej.

Zdaniem środowisk branżowych, jeżeli nic się nie zmieni czeka nas spektakularna klapa w nowej perspektywie. Sytuacja przed rozpoczęciem realizacji wyzwań nowej perspektywy budżetowej UE jest nieporównywalni grosza od tej w 2006roku. Nie mamy prężnych biur projektowych – wszystkie walczą o przetrwanie, nie mamy silnego sektora wykonawców, którzy o ile nie upadli, to w większości liczą straty, a zaufanie sektora finansowego do wykonawców realizujących zlecenia dla Państwa spadło do poziomu nie notowanego wcześniej. Taki jest bilans otwarcia na „nową perspektywę”. System monitoringu Ministra zawiódł, o ile kiedykolwiek naprawdę istniał.

Żałuję, że nasz apel do rządzących wciąż jest aktualny: zacznijcie z nami rozmawiać, nie ignorujcie nas, bo inaczej z sektora budowlanego pozostanie tylko masa upadłości.

KOMENTARZ

Rafał Sebastian Bałdys

Wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, członek zarządu ZPBUI

Do tej pory myśleliśmy, że tylko organizacje branżowe są ignorowane przez stronę rządową, ale lektura korespondencji szefa SLD Leszka Milera z KPRM każe sądzić, że znaleźliśmy się w całkiem zacnym towarzystwie. W połowie lipca Leszek Miler, były premier, o czym należy pamiętać, napisał pełen troski list do obecnego premiera, w którym ogólnie, ale nie pomijając najważniejszych problemów opisał katastrofalną sytuację na rynku firm budowlanych realizujących zlecenia dla Państwa skupiając się głównie na sektorze drogowym. Premier odpowiedział, ale ustami sekretarza stanu z upoważnienia ministra transportu. Zbigniewa Rynasiewicza.

Żeby nie było złudzeń, stanowisko resortu już w pierwszym akapicie zastrzega, że „Resort transportu, budownictwa i gospodarki morskiej nie może brać odpowiedzialności za sytuację firm budowlanych.” To chyba pierwsza tak jawna eksplikacja podejścia do podmiotów, które wnoszą 13% do PKB. Czy resort zdrowia nie odpowiada za sytuację lekarzy? Resort sprawiedliwości za sędziów i adwokatów? Resort edukacji za uczniów i studentów? Stawiam ostrożną tezę, że minister w jakimś stopniu jednak powinien czuć się odpowiedzialny, za tych, który sprawili, że rząd mógł odtrąbić „sukces”, a dziś zasilają szeregi bezrobotnych.

Całe stanowisko przypomina próbę wytłumaczenia 5 letniemu Jasiowi w sposób metodyczny i prosty, skąd się biorą dzieci, żeby w finale dojść do wniosku, że i tak wszystkiemu winne są bociany. Logika dokumentu do złudzenia przypomina odpowiedzi tego ministerstwa, jakie organizacje branżowe otrzymywały już od kilku lat w tej samej sprawie, a jest ona następująca.

1) W Polsce jest prawo 2) prawo Polskie jest zgodne z dyrektywami UE 3) W Polsce stosujemy prawo, 4) wszystko jest O’K, firmy są same sobie winne. Dalej następuje opis świata zamówień publicznych oczami administracji i lista przyszłych działań, bądź życzeń oraz zasług. Minister wysnuwa jeden wniosek dotyczący problemu, a jego przyczyną są oczywiście firmy wykonawcze, które „przystępując do przetargów i podpisując kolejne umowy w wielu przypadkach nie liczyły się z konsekwencjami zapisów kontraktowych, mając jednocześnie nadzieję na łatwy i szybki zarobek.”

Jakim ciągiem wnioskowania posłużyło się ministerstwo dochodząc do tego odkrycia ? Ano, „na podstawie prowadzonego przez resort transportu  monitoringu realizacji kontraktów drogowych”. Pomijając już unikatową cechę systemu monitoringu, który pozwala ministrowi na identyfikację marzeń wykonawców (na łatwy i szybki zarobek), to należy zwrócić uwagę rządzących, że sami nie potrafią wyciągnąć właściwych wniosków z prowadzonych przez siebie analiz.

A teraz szybka weryfikacja tego, co napisał minister.

To prawda, że zamówień publicznych udziela się na postawie odpowiedniej ustawy, (czego zdaniem autora Leszek Miler nie wiedział), jednak już uszło uwadze ministra, że dokument ten nowelizowano 37 razy od 2004r. 4 kolejne nowele zaraz wejdą w życie. Podpowiadamy, że w tak niestabilnym otoczeniu prawnym jedną pewną rzeczą jest bałagan i kłopoty.

Nieprawdą jest, że ww. ustawa jest implementacją dyrektyw unijnych i że „zasady udzielania zamówień są takie same”, jak w UE. W kluczowych kwestiach, np. dotyczących wykluczania wykonawców są z nimi niezgodne, co stwierdził Europejski Trybunał Sprawiedliwości w grudniu ubiegłego roku. Przepisy te wprowadzono przy wyraźnym sprzeciwie organizacji społecznych, tylko po to, żeby teraz pod naciskiem UE się z nich wycofać.

To prawda, że ustawa nakłada na inwestora obowiązek wyboru oferty najkorzystniejszej, oraz, że „wydatki publiczne powinny być dokonywane w sposób celowy i oszczędny, z zachowaniem zasad uzyskiwania najlepszych efektów z danych nakładów”, ALE… najwyraźniej szwankuje tzw. troska o finanse publiczne, skoro oszczędza się np. na projektowaniu w efekcie czego koszty prac budowlanych lawinowo rosną. Jaką oszczędność zyskał inwestor, jeżeli wydał na projekt mniej o np. 2 miliony PLN, ale wskutek złego projektu musiał wydać dodatkowych 40 milionów PLN ? Tę prawidłowość zna każdy, kto remontował chociażby łazienkę, niemożliwe żeby nie wiedział tego minister. Wiedzą o tym wszystkie rozwinięte społeczeństwa zachodu: na projektowaniu nie można oszczędzać. Leszek Miler w swoim liście zwrócił uwagę na fatalną kondycję firm projektowych i inżynierskich. Ich kondycja jest faktycznie dramatyczna, biura projektowe zaangażowane w budowę polskiej infrastruktury zmniejszyły zatrudnienie o ok. 80%, i często toczą wielomilionowe spory z Państwem o zapłatę, walcząc o przetrwanie. Bez projektantów nie będzie dobrych projektów, a bez nich nie będzie dobrych ofert na wykonanie, stąd już prosta droga do roszczeń wykonawców. System monitoringu MTiBM powinien raczej skupiać się na tych zagadnieniach i ich wzajemnych interakcjach, niż stanach emocjonalnych wykonawców.

Nie warto nawet odnosić się do listy zasług, którą wymienia minister, bo gdyby znał problem raczej by się nie chwalił. Jeżeli Państwo płaci bezpośrednio podwykonawcom, którzy ponieśli klęskę na kontraktach, które to Państwo zleciło, to wyraźny znak, że coś tutaj działa nie tak. Ta sytuacja powinna zmusić do wysiłku analitycznego już dwa lata temu, kiedy jako branża alarmowaliśmy o negatywnych skutkach tak prowadzonej „polityki inwestycyjnej”.

Były premier Leszek Miler z racji powagi urzędu, który pełnił nie zasłużył na tak lakoniczną i zmanipulowaną odpowiedź. Minister transportu chce, żeby były premier uwierzył, że wszystko jest OK., a będzie jeszcze lepiej.

Zdaniem środowisk branżowych, jeżeli nic się nie zmieni czeka nas spektakularna klapa w nowej perspektywie. Sytuacja przed rozpoczęciem realizacji wyzwań nowej perspektywy budżetowej UE jest nieporównywalni grosza od tej w 2006roku. Nie mamy prężnych biur projektowych – wszystkie walczą o przetrwanie, nie mamy silnego sektora wykonawców, którzy o ile nie upadli, to w większości liczą straty, a zaufanie sektora finansowego do wykonawców realizujących zlecenia dla Państwa spadło do poziomu nie notowanego wcześniej. Taki jest bilans otwarcia na „nową perspektywę”. System monitoringu Ministra zawiódł, o ile kiedykolwiek naprawdę istniał.

Żałuję, że nasz apel do rządzących wciąż jest aktualny: zacznijcie z nami rozmawiać, nie ignorujcie nas, bo inaczej z sektora budowlanego pozostanie tylko masa upadłości.

Najnowsze artykuły