Materniak: Arktyka i Islandia, czyli Czerwony Sztorm 2

28 kwietnia 2022, 07:30 Energetyka

Agresja Rosji na Ukrainę spowodowała zaostrzenie się konfliktu pomiędzy NATO a Rosją, a tym samym po raz kolejny powróciły obawy o bezpieczeństwo krajów Sojuszu na wypadek rosyjskiego ataku. Aktualne dylematy do złudzenia przypominają te zimnowojenne, a jednym z teatrów działań z tym związanych niewątpliwie stanie się północna część Atlantyku i Arktyka – pisze dr Dariusz Materniak, współpracownik BiznesAlert.pl.

Źródło: piqsels
Źródło: piqsels

Zimna Wojna – tym razem do kwadratu

Nowa Zimna Wojna pomiędzy NATO i Rosją stała się faktem już jakiś czas temu, choć dopiero ostatnia faza rosyjskich przygotowań do agresji na Ukrainę (począwszy od listopada 2021 roku), a tym bardziej sam etap otwartej inwazji (po 24 lutego 2022 roku) pozwolił wielu politykom i poszczególnym państwom na pełne zrozumienie skali zagrożenia. Niektóre z krajów położonych we wschodniej i północnej części Europy od dawna odczuwają rosyjskie zagrożenie: są to przede wszystkim państw tzw. wschodniej flanki NATO, a przede wszystkim Litwa, Łotwa i Estonia oraz Polska. W tym kontekście szczególnie wymagającą i to od dawna – a już na pewno od 2014 roku pozostaje sytuacja trzech państw bałtyckich. Choć inwestują one znaczne środki w swoją obronność i modernizację sił zbrojnych, to z racji stosunkowo niewielkiego potencjału i niewielkiego terytorium poziom ich zagrożenia działaniami Moskwy jest szczególnie wysoki. Częściowym rozwiązaniem tego problemu jest stała obecność wojskowa sił zbrojnych krajów NATO w postaci rozlokowania tam sojuszniczych batalionowych grup bojowych w ramach tzw. wysuniętej obecności wojskowej NATO.

Obawy związane z bezpieczeństwem dotyczą także dwóch innych państwa: bezpośrednio graniczącej z Rosją Finlandii oraz Szwecji. Choć są to kraje o większym potencjale wojskowym niż państwa bałtyckie, to w przeciwieństwie do nich nie należą do NATO, a więc formalnie nie mogą liczyć na pomoc wojskową w razie napaści. Posiadają co prawda liczne, nowoczesne i stale modernizowane siły zbrojne, a także potencjalnie korzystne z punktu prowadzenia działań defensywnych warunki naturalne, jednak jak pokazuje praktyka, nie są to walory wystarczające: dlatego oba państwa zdecydowały o złożeniu wniosków o członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. Jest to część reakcji na rosyjskie działania na Ukrainie i choć wywołało już sprzeciw Moskwy, to nie zapobiegnie on wejściu obu państw do struktur NATO.

Na tym jednak nie koniec – kolejnym miejscem niezwykle istotnym z punktu widzenia zagadnień związanych z bezpieczeństwem jest Arktyka. Obszar ten, o wyjątkowo niegościnnych warunkach naturalnych (pokrywa lodowa, skrajnie niskie temperatury przez większość roku) ma kluczowe znaczenie od dawna – tak było już w latach 40. I 50. XX wieku, gdy po pojawieniu się broni atomowej, bombowców dalekiego zasięgu oraz międzykontynentalnych pocisków balistycznych to właśnie nad Biegunem Północnym i Arktyką wiodła najkrótsza trasa lotu tych ostatnich z i do USA oraz ZSRR. Choć sam obszar pozostawał bezpaństwowym i formalnie zdemilitaryzowanym, to instalacje wojskowe – przede wszystkim te odpowiedzialne za wczesne ostrzeganie i logistykę były licznie lokalizowane za kołem podbiegunowym na terytoriach należących do USA i Związku Radzieckiego.

Na początku XXI wieku, w związku z ocieplaniem się klimatu, a co za tym idzie – malejącym zasięgiem obszarów objętych stałą pokrywą lodową – coraz częściej zaczęły się pojawiać koncepcje eksploatacji złóż naturalnych znajdujących w się tym obszarze: głównie gazu ziemnego i ropy naftowej. Przodowała w tych planach Rosja, roszcząca sobie prawa do pełnej zwierzchności nad terenami od własnych wód terytorialnych aż do bieguna północnego. Zwiększyła się liczba rosyjskich misji badawczych, a także ćwiczeń wojskowych realizowanych w Arktyce. O priorytetowym znaczeniu tego obszaru dla Moskwy może świadczyć fakt, iż obszar działania rosyjskiej Floty Północnej, obejmujący m.in. część Arktyki, zyskał status piątego okręgu wojskowego w ramach Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.

Kolejna bitwa o północny Atlantyk?

Z punktu widzenia bezpieczeństwa europejskich członków NATO, wobec zagrożenia ze strony Rosji, kluczowe znaczenia ma militarna obecność amerykańskiej armii na kontynencie europejskim. USA posiadają swoje stałe bazy m.in. Niemczech, Włoszech czy Wielkiej Brytanii, nie zmienia to jednak faktu, iż główne siły amerykańskie – co oczywiste – stacjonują w macierzystych bazach na kontynencie amerykańskim. W przypadku pojawienia się zagrożenia kluczową sprawą jest ich sprawny przerzut w wymagający tego rejon świata, w tym wypadku do Europy. Niewielką próbkę takich działań mogliśmy obserwować w styczniu i lutym 2022 roku, gdy m.in. do Polski drogą lotniczą trafiło kilka tysięcy amerykańskich żołnierzy. Należy pamiętać jednak, że żołnierze ci reprezentują formacje lekkie, głównie jednostki specjalne oraz powietrznodesantowe (głównie 82 Dywizję Powietrznodesantową). Formacje te są zdolne do szybkiego reagowania i przerzutu w dowolny region, nie posiadają jednak w dużej liczbie ciężkiego uzbrojenia, zwłaszcza czołgów czy rozbudowanej artylerii. Transport takich jednostek (np. 1 Dywizji Pancernej US Army) musi odbywać się drogą  morską, z wykorzystaniem dużej liczby jednostek transportowych.

Tym samym wracamy do problemu, jaki spędzał sen z powiek NATOwskim planistom w czasie całej Zimnej Wojny: jak możliwie najszybciej przerzucić duże siły z USA do Europy, tak, by uniemożliwić ZSRR skuteczne przełamanie obrony NATO? Kluczem do rozwiązania tego problemu było panowanie na morzu w północnej części Oceanu Atlantyckiego. Istniały dwa potencjalne problemy z tym związane: aktywność radzieckiego (obecnie rosyjskiego) lotnictwa, w tym głównie bombowców dalekiego zasięgu wyposażonych w pociski przeciwokrętowe oraz Floty Północnej, wyposażonej w m.in. okręty podwodne. Celem tych sił w wypadku konfliktu miało być atakowanie sojuszniczych konwojów i uniemożliwienie im dostarczenia zaopatrzenia do Europy, co miało pozwolić uzyskać przewagę i umożliwić pokonanie sił NATO.

Z punktu widzenia realizowania zadań na północnym Atlantyku kluczowe znaczenia ma Islandia. To właśnie zajęcie tej wyspy przez ZSRR staje się bardzo poważnym problemem dla krajów NATO w scenariuszu, jaki opisał amerykański pisarz Tom Clancy w książce pt. „Czerwony Sztorm”. O ile sama powieść (jaką warto polecić,  bo jest to pasjonująca lektura) to oczywiście przedstawiciel gatunku „military fiction”, to opisane tam problemy są zupełnie realne. Islandia była i nadal jest istotnym strategicznie punktem, bazą dla sił morskich, a przede wszystkim lotniczych zmierzających z USA do Europy i z powrotem. Dotyczy to przede wszystkim samolotów zajmujących się zwalczaniem okrętów podwodnych,  które odbywają długie patrole nad akwenem, gdzie działają cały czas – a tym bardziej musiałyby działać w wypadku konfliktu – rosyjskie okręty podwodne. Islandia jest także kluczową z punktu widzenia działania systemu SOSUS (ang. Sound Surveillance System), pozwalającego USA na śledzenie rosyjskich okrętów podwodnych wychodzących w zanurzeniu ze swoich baz (m.in. Murmańsku) w kierunku środkowej części Atlantyku i wybrzeży USA oraz Europy – a więc przede wszystkim w rejony kluczowe z punktu widzenia ruchu statków i okrętów zaopatrujących europejskich sojuszników USA na wypadek konfliktu. Według niepotwierdzonych oficjalnie informacji, kluczowa część tego systemu znajduje się między Islandią a Grenlandią oraz Wyspami Brytyjskimi, co praktycznie uniemożliwia jednostkom rosyjskim niezauważalne przenikanie na otwarty ocean.

Wymiar energetyczny, czyli po co nam Marynarka Wojenna

Rywalizacja Rosji i Zachodu zyskała jakiś czas temu jeszcze jeden bardzo istotny aspekt: związany z energetyką i zaopatrzeniem w niezbędne jej surowce. Rosyjska agresja na Ukrainę przyśpieszyła plany rezygnacji z rosyjskich dostaw, przede wszystkim gazu ziemnego i ropy naftowej. Wiele krajów zdecydowało lub zamierza zdecydować o rezygnacji ze współpracy z Moskwą na rzecz zakupów gazu skroplonego transportowanego drogą morską. Takie dostawy mogą być realizowane m.in. z USA które już zadeklarowały zwiększenie wydobycia i dostaw do krajów UE – działania tego typu zostały podjęte na większą skalę w grudniu 2021 roku, gdy na skutek rosyjskich działań znacząco wzrosły ceny gazu ziemnego. W perspektywie zaostrzenia relacji z Rosja, będą one mogły być realizowane jednak jedynie pod warunkiem zapewnienia bezpieczeństwa statków transportujących gaz do instalacji odbiorczych w Europie.

Problem ten dotyczy także Polski – od kilku lat trafiają już do nas dostawy przez gazoport w Świnoujściu (część z nich trafia także na Ukrainę; należy oczekiwać, że wolumen przesyłu jeszcze się zwiększy w najbliższych miesiącach i latach). Bez poważnych inwestycji w Marynarkę Wojenną, Polska nie będzie mogła ani zapewnić sobie bezpieczeństwa energetycznego czy wspomóc kluczowych partnerów, ani realizować swoich zobowiązań sojuszniczych. Kluczową sprawą pozostaje (od co najmniej dekady!) kwestii zakupu odpowiednich okrętów: zwłaszcza okrętów podwodnych oraz fregat (wyposażonych w odpowiednie systemu obrony przeciwlotniczej i zwalczania okrętów podwodnych) posiadających zdolności eskortowania dostaw surowców, a także transportów sprzętu wojskowego w ramach odpowiedniej sojuszniczej operacji konwojowej na wodach Oceanu Atlantyckiego. Są to zadania, których nie są i nie będą w stanie realizować wyłącznie samoloty czy bazujące na lądzie wyrzutnie pocisków przeciwokrętowych (choć ich znaczenie i zadania pozostające nie mniej ważne). Niedawno podjęte zostały istotne decyzje jeśli chodzi o program „Miecznik”, zakładający zakup przez Polskę fregat (mają być budowane we współpracy z Wielką Brytanią, a pierwszy okręt ma wejść do służby w 2028 roku); dotyczący okrętów podwodnych program „Orka” nadal czeka na rozstrzygnięcia. Pozostaje mieć nadzieję, że aktualna sytuacja międzynarodowa zmobilizuje decydentów do podjęcia właściwych decyzji.

Materniak: Akt drugi inwazji Rosji na Ukrainę nie będzie ostatni