Wino rozświetla duszę, ale też emituje CO2. Są jednak na to sposoby

0
49
Białe wino. Źródło: Flickr
Białe wino. Źródło: Flickr

Jazda ciągnikiem, nawożenie, chłodzenie, dostawa i oczywiście fermentacja alkoholowa – średnio na jedną butelkę wina emitowane są około dwa kilogramy CO2. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to zbyt wiele, ale pomnóżmy to przez całe morze wina, które jesteśmy w stanie wypić w ciągu roku. Według obliczeń Niemieckiego Instytutu na rzecz Zrównoważonego Rozwoju (DINE), same lokalne winnice za Odrą emitują tyle samo dwutlenku węgla, co 160 tysięcy osób. Są jednak sposoby na to, by ograniczyć jego emisyjność i cieszyć się tym zacnym trunkiem bez wyrzutów sumienia, że szkodzimy środowisku.

Wino a emisje CO2

Der Spiegel opisuje jak sprawa ta wygląda u naszych zachodnich sąsiadów. Spośród tysięcy winiarzy w Niemczech tylko ośmiu pracuje w sposób neutralny dla klimatu. W porównaniu z innymi branżami jest to zawstydzająco mało. Zwłaszcza, że ​​inne miejsca, które słyną z produkcji wina, takie jak Nowa Zelandia, Australia czy Kalifornia, są znacznie bardziej zaawansowane w przekształcaniu swoich winnic tak, by nie szkodziły środowisku. Podczas gdy winnice w wyżej wymienionych krajach to często duże firmy, które mają niezbędny personel i struktury, aby przejść na produkcję neutralną pod względem emisji CO2, większość winnic w Niemczech to małe firmy rodzinne. To decyduje o jakości lokalnej produkcji wina, ale wadą takiego stanu rzeczy są wysokie emisje CO2.

Głównym problemem są butelki. Odpowiadają one za prawie połowę wszystkich emisji przy produkcji wina. To nie do końca wina winiarni, wszak wszystkie emisje powstają w energochłonnych hutach szkła. Niemniej jest to uwzględnione w bilansie klimatycznym wina. Najlepiej więc całkowicie zrezygnować ze szklanych butelek i zamiast tego używać małych metalowych beczek, zwanych również kegami, do gastronomii. Oraz plastikowe tuby z tekturową powłoką, tzw. bag in box. Rozwiązanie takie pozwoliłoby oszczędzić zasoby.

Jednak wielu konsumentów nie zna tego opakowania. Nic dziwnego – picie wina kojarzy się przecież z przyjemnym rytuałem: ładna butelka, delikatnie strzelający korek. Poza tym butelka wina przecież lepiej nadaje się na pamiątkę czy prezent niż pięciolitrowy karton. Żeby pozostać przy szklanych butelkach i zaoszczędzić trochę dwutlenku węgla, można by produkować je z nieco mniejszej ilości szkła, żeby były one po prostu lżejsze. Ograniczyłoby to nie tylko emisje w hutach szkła, ale także sprawiłoby, że transport cennego trunku ważyłby mniej, co przełożyłoby się na to, że zużyte zostałoby mniej paliwa.

Innym sposobem na zaoszczędzenie jest stosowanie odmian winogron odpornych na grzyby, tzw. Piwis. Te specjalne gatunki winogron są w dużej mierze odporne na choroby w winnicy, takie jak mączniak prawdziwy czy mączniak rzekomy. W rezultacie nie trzeba by było stosować tak dużych ilości opryskiwaczy, a traktory nie musiałyby tak często przejeżdżać przez rzędy winorośli. Ale zarówno poszczególne nowe odmiany odporne na choroby spotykają się ze sceptycyzmem wielu miłośników wina, ponieważ nie zbliżają się do szlachetnych winorośli, takich jak Riesling czy Pinot Noir.

Z pewnością jednak z biegiem czasu będą wprowadzane kolejne rozwiązania, które będą ograniczyć ślad węglowy produkcji wina. – Piwo produkują ludzie. Wino stworzył Bóg – mawiał amerykański pastor i aktywista Martin Luther King. Wygląda jednak na to, że człowiek będzie stopniowo udoskonalał ten boski wynalazek. Na zdrowie!

Spiegel/Michał Perzyński

Perzyński: Piwo przez wieki ratowało nasze dusze, czy pomoże uratować planetę?