Komisja sejmowa do spraw energii, klimatu i aktywów państwowych przyjęła poprawkę do ustawy odległościowej ograniczającej budowę lądowych farm wiatrowych w Polsce. – Ta komisja świetnie pokazała, że w ostatniej chwili, kiedy mogliśmy liczyć na sensowną liberalizację ustawy odległościowej wygrały więzi partii rządzącej z lobby węglowym – ocenia Dominika Lasota z Inicjatywy Wschód.
– Zmiana odległości z 700 do 500 metrów od zabudowań powoduje, że mamy 2,5 zamiast 5 procent powierzchni. Niech ta liberalizacja już przejdzie. PiS się okopał i przypieczętował tragiczny kompromis w komisji. Warto jednak pomyśleć o tym jak za parę miesięcy podjąć ten temat na nowo i doprowadzić do tego, żeby ten dystans zmniejszyć do 500 m. To stanowisko Państwowej Akademii Nauk – stwierdza Lasota.
– Anna Moskwa powiedziała, że to kompromis, a kompromisów uczymy się z wiekiem. Na moje pytanie o to skąd decyzja o 700 metrach, ministra nie potrafiła mi odpowiedzieć – powiedziała Wiktoria Jędroszkowiak z Inicjatywy Wschód. – Nie możemy godzić się na to, że polityka energetyczna Polski będzie tworzona w oparciu o nieuzasadnione liczby z Nowogrodzkiej lub ministerstwa sprawiedliwości. To naprawdę nie było nagłe przebudzenie partii rządzącej, ale próba realizacji kamieni milowych KPO i dalszej potyczki politycznej. Poprawka o 700 metrach to sabotaż własnego projektu. Projekt rządowy był względnie dobry, ale potem przeszła jedna poprawka napisana ręcznie przez posła Marka Suskiego i zniszczyła szanse na potrzebne zmiany w energetyce wiatrowej.
– W ustawie jest mowa o 500 tysiącach złotych dla resortu sprawiedliwości – czyli de facto Ziobrystów – na postępowania w razie sporów sądowych o wiatraki. Biorąc pod uwagę jak duże jest poparcie dla tej ustawy może się skończyć na stworzeniu kolejnych stanowisk – ocenia Jędroszkowiak.
Opracował Wojciech Jakóbik