– Temat zniszczenia większości infrastruktury Nord Stream budzi kontrowersje. Podsycają je zwłaszcza partie skrajne — notująca rekordowe wyniki w sondażach Alternatywa dla Niemiec (AfD) i Lewica (die Linke) – pisze Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego w BiznesAlert.pl. – Obie skrajne formacje obecne w niemieckim parlamencie są określane jako „prorosyjskie”, a ich przedstawiciele przekazują linię argumentacji zgodną z kremlowską do szerszego grona odbiorców, niż tylko własni wyborcy – dodaje.
W Niemczech temat wysadzenia gazociągów Nord Stream, w wyniku których doszło do zniszczenia trzech z czterech jego nitek, jest stosunkowo mało dyskutowany. Do pojawiających się na łamach mediów teorii podchodzi się raczej chłodno. Niektóre z podających nowe informacje portali decydują się nawet na wyłączenie możliwości komentowania doniesień o sabotażu. Podobne kroki stosowano podczas pandemii, publikując informacje o np. szczepieniach, blokując dostęp do wypowiedzi ze względu na teorie spiskowe oraz dezinformację w komentarzach.
Dziwi mimo wszystko fakt, że niemieccy ekolodzy (zwykle bardzo aktywni) nie podgrzewają tematu wycieku metanu, którego jednorazowa emisja do atmosfery nie ma w historii precedensu. Warto tu zauważyć, że według niektórych obliczeń skutki dla klimatu mogą być rozciągnięte na dekady i odpowiadać rocznej emisji wytwarzanej przez nawet 9 mln samochodów osobowych.
Nie oznacza to, że temat zniszczenia większości infrastruktury Nord Stream nie budzi kontrowersji. Podsycają je zwłaszcza partie skrajne — notująca rekordowe wyniki w sondażach Alternatywa dla Niemiec (AfD) i Lewica (die Linke). Widoczne jest także upolitycznienie całej dyskusji o sabotażu — w zależności od sympatii partyjnych ujawniają się skłonności do przypisywania winy za atak nielubianemu graczowi w konflikcie wokół Ukrainy.
Partie koalicji oraz chadecja przyjęły taktykę milczenia i zdania się na prowadzone przez prokuraturę generalną śledztwo. Posłowie nie chcą bez wyników dochodzenia komentować pojawiających się wciąż spekulacji. Wątki z publikacji amerykańskiego dziennikarza Seymoura Hersha, który za atak na infrastrukturę gazową obwiniał USA, mające współpracować w tej kwestii z Norwegią, podchwyciło od razu AfD. Na początku tego roku, bezpośrednio po publikacji, w Bundestagu zwołano debatę na wniosek tej skrajnie prawicowej partii. W trakcie dyskusji działacze AfD zarzucali rządowi federalnemu celowe milczenie w sprawie sabotażu, niewniesienia niczego do śledztwa oraz działanie na szkodę Niemiec. Lewica także wykorzystała okazję do atakowania USA, które wśród polityków formacji traktowane jest jako prowokator w konfliktach na świecie, zarabiający w ten sposób pieniądze. Obie skrajne formacje obecne w niemieckim parlamencie są określane jako „prorosyjskie”, a ich przedstawiciele przekazują linię argumentacji zgodną z kremlowską do szerszego grona odbiorców, niż tylko własni wyborcy. W praktyce oznacza to, że najbardziej żywa pozostaje opowieść o odpowiedzialności Zachodu za zamach. W ostatnio opublikowanych doniesieniach, o rzekomym udziale Polaków w ataku na gazociągi, skonfundowało po raz kolejny opinię publiczną w Niemczech, co skutkuje brakiem wiary w realną możliwość określenia sprawcy.
Ta sytuacja jest korzystna z punktu widzenia Rosji, ponieważ destabilizuje Niemcy i może wywołać w mieszkańcach niechęć do wspierania Ukrainy, którą również oskarża się o atak. W obliczu znacznie wyższego niż w Polsce przekonania o winie Zachodu i prowokowaniu Rosji przez NATO narracja o ataku wykonanym lub sterowanym z USA jest najbardziej rozpowszechniona w Niemczech. Mało kto rozumie, że zniszczenie gazociągów było dla RFN właściwie przysługą. Nie jest to na pewno premier Saksonii, Michael Kretschmer (CDU), który co jakiś czas apeluje o bezzwłoczne naprawienie gazociągów.
Tepper: Bajka o złym LNG z USA przetrwała w Niemczech przez lobbing Rosji